WD chce zagrać na nosie internetowym gigantom. Wygląda na to, że ma czym
E-dyski pokroju OneDrive’a czy Dysku Google to fantastyczny wynalazek, co zapewne większość z was na co dzień docenia. Niestety, mają też kilka wad, a nawet więcej niż kilka. WD proponuje nam bardzo dobrą alternatywę.
Spotkanie z firmą WD miałem umówione wręcz w idealnym dla tej firmy momencie. Mam tu na myśli trwające targi IFA 2017, a więc miejsce szczególnie trudne do pracy związanej z siecią. Tysiące gości przeciążających bezprzewodowe sieci i dostęp do Internetu w roamingu powodowały, że praca z Internetem nie należała do najwygodniejszych.
WD nie ma co prawda rozwiązania na żaden z tych problemów. Jednak gdy Gary Edwards – przedstawiciel firmy – zaczął mi opowiadać o ułomnościach publicznej chmury, z miejsca zyskał moją uwagę. Jego firma czuje na rynku konsumenckim poważne zagrożenie ze strony chmurowych gigantów. Ma jednak na to odpowiedź i potrafi sensownie wytłumaczyć czemu chcielibyśmy w nią zainwestować.
Ta odpowiedź to trzy nowe produkty. Pierwszym, najistotniejszym jest nowy NAS… o przepraszam, chmura domowa. WD nie chce tego urządzenia nazywać NAS-em, bo – jak twierdzi – nie ma ono typowych zaawansowanych funkcji urządzenia takiej kategorii, za to oferuje inne, bardziej prokonsumenckie. Drugim jest bank danych dla iPhone’a. Trzecim bardzo wydajna i bardzo pojemna karta pamięci marki SanDisk.
WD My Cloud Home, SanDisk iExpand i 400-gigabajtowa karta SanDisk Ultra Plus
Nie będę się rozwodził nad samymi sprzętami, bo już mieliśmy okazję o większości wspomnieć w aktualnościach. Dla waszej wygody, skrótowo przypomnę.
Najważniejszy jest tu NAS chmura domowa WD My Cloud Home.
To pracujące pod kontrolą Androida urządzenie za pośrednictwem aplikacji na Windows, iOS i Androida tworzy kompletną kopię zapasową wszystkich danych, jakie sobie zażyczymy. Zdjęć, kontaktów, dokumentów, nagrań wideo, wszystko co trzymamy na telefonach i co jest dostępne przez systemowe API (można oczywiście ręcznie wybierać kategorie danych).
Urządzenie potrafi integrować się z naszym sprzętem RTV a także oferuje dostęp do danych z dowolnego miejsca i urządzenia, a więc tak jak chmura publiczna. Potrafi nawet strumieniować przez Internet zapisane w jego pamięci filmy (do 4K), transkodując je dla naszej wygody. Co ciekawe, na nasze życzenie potrafi również pobierać do swojej pamięci nasze pliki z e-dysków typu OneDrive, Dropbox i inne oraz zdjęcia umieszczane przez nas na Facebooku i Instagramie. Inteligentnie kategoryzuje treści po ich cechach, metadanych i źródłach, no i oferuje błyskawiczny dostęp z naszej sieci domowej. Najtańsza, dwuterabajtowa wersja to wydatek 300 euro. Najdroższa, 16-terabajtowa, to 780 euro.
MyCloud Home uzupełniają dwa nowe, nieco mniej ważne produkty. Pierwszy to stacja dokująca SanDisk iXpand Base dla iPhone’a, która poza szybkim ładowaniem naszego telefonu wykonuje z niego automatyczną kopię zapasową. Cena: od 99 dol. za 64-gigabajtową wersję aż po 200 dol. za 256-gigabajtową.
Druga to 400-gigabajtowa karta pamięci microSD klasy Google A1 (video class 10), co ma oznaczać, że działa równie sprawnie, co pamięć wewnętrzna urządzenia mobilnego.
To czemu produkty WD, a nie np. Dropbox?
To pytanie chciałem zadać panu Edwardsowi na kilka różnych sposobów. Do tej pory producenci urządzeń NAS powtarzali slogany, że „tylko wtedy dane są naprawdę twoje” ignorując fakt, że komfort pracy dla tak zwanego Zwykłego Użytkownika jest na takim, posiadającym wiele inteligentnych funkcji, Dropboksie znacznie wygodniejsza i łatwiejsza. WD na szczęście ma inne argumenty.
Poza szybkim dostępem do danych w sieci lokalnej (truizm) zauważa, że jeśli chodzi o użytkowników e-dysków, to większość z nich wyczerpała już przeróżne okresy promocyjne. A to oznacza, że za dodatkową przestrzeń wykraczające poza darmowe kilkanaście gigabajtów trzeba płacić comiesięczny abonament. Wielu z nas zapewne płaci go już od dawna. A to oznacza, że jak podliczymy sobie wydatki na te nasze setki gigabajtów w chmurze to może się okazać, że My Cloud Home wychodzi znacznie taniej. A pamiętajmy, że nadal oferuje funkcjonalność publicznej chmury przy zachowaniu błyskawicznego i łatwego dostępu z domu. WD chwali się też, że dzięki zastosowaniu Androida łatwo uzupełniać My Cloud Home o dodatkowe funkcje, a obsługa urządzenia jest banalnie prosta.
Innymi słowy, w My Cloud Home rzekomo znika problem skomplikowanej konfiguracji i obsługi, dane są nadal nasze (a także, co zauważył Edwards, to my wyznaczamy „przerwy konserwacyjne” w działaniu chmury, a nie usługodawca), nie płacimy żadnego abonamentu i mamy te same lub więcej funkcji, co w przypadku usług typu Dropbox. Które, na dodatek, My Cloud Home również umie obsługiwać i się z nimi synchronizować.
W czasach, w których nawet zwykły telefon nagrywa filmy w rozdzielczości 4K, szybko zapełniając setkami megabajtów na klip pamięć urządzeń, są to argumenty zaskakująco przekonujące. iXpand Base to fajny gadżet, ale to tyle. Nową kartę SanDiska docenią nieliczni. My Cloud Home jest jednak bardzo interesującym produktem. Na pewno będziemy chcieli go sprawdzić. Czy faktycznie jest tak zauważalnie łatwiejszy w obsłudze od konkurencji ze strony Synology czy Qnapa? Czy faktycznie dodatkowe funkcje działają tak, jak WD obiecuje? Czy dostęp zdalny jest równie sprawny, co dostęp do takiego OneDrive’a? Tego jeszcze nie wiemy. Jeżeli jednak na wszystkie trzy pytania odpowiedź jest twierdząca, to WD ma w swojej ofercie potencjalny hit.