Sprawdzamy Kiano SlimNote 14.1, czyli laptop z Biedronki za 599 zł
Korzystaliśmy z Kiano SlimNote 14.1, czyli laptopa kosztującego zaledwie 599 zł. Staramy się odpowiedzieć na pytanie, czy tak tani, plastikowy sprzęt warty jest wydania na niego pieniędzy, czy też może lepiej trzymać się od niego z daleka.
Sprzęty z Biedronki cieszą się wśród naszych czytelników ogromną popularnością. Z współpracującą z tą siecią dyskontów marką Kiano poznałem się niedawno, testując budżetowy telefon tej firmy, Kiano Elegance 5.1 Pro. Nie zdziwiło mnie, że niedługo po zakończeniu testów smartfona pod moimi drzwiami pojawił się Dawid Kosiński z kolejnym, ale tym razem dość sporym pudełkiem. Radośnie oznajmił, że właśnie znalazł zastępcę dla mojego MacBooka.
Paczkę z komputerem marki Kiano przyjąłem, rozpakowałem i po chwili zacząłem korzystać z komputera kosztującego zaledwie ułamek tego, co moje codzienne narzędzie pracy.
Na wstępie zaznaczę: nie da się na ten sprzęt patrzeć inaczej niż przez pryzmat ceny. Obiektywnie nie zachwyca ani wykonaniem, ani szybkością działania, ani jakością obrazu. Mimo to widząc, jakie zainteresowanie wzbudza elektronika z Biedronki wśród naszych czytelników, postanowiłem spędzić z notebookiem trochę czasu i sprawdzić, czy da się w ogóle na nim pracować.
Trudno oczekiwać od komputera za takie pieniądze wykonania jak w MacBooku. To, co mnie zmartwiło to fakt, że laptop stojąc na płaskim biurku, opiera się wyłącznie na trzech nóżkach, a prawa dolna dociskana jest do podłoża podczas pisania. Mam nadzieję, że to drobna wada tylko tego egzemplarza. Warto jednak przed zakupem wyjąć komputer z pudełka i położyć na blacie.
Bardzo dobre wrażenie zrobiły na mnie gabaryty Kiano SlimNote 14.1.
Laptop o plastikowej obudowie niezłej jakości waży 1,5 kg, co przy 14,1-calowym ekranie jest całkiem niezłym wynikiem. Ma ramki dookoła ekranu o grubości około 20 mm i zajmuje dość sporo miejsca na biurku - 349 mm na 223 mm. Zwróciłem uwagę na coś innego. Komputer w jasnej wersji kolorystycznej wygląda bardzo... zgrabnie.
W najgrubszym miejscu obudowy - zaraz przy zawiasie - notebook mierzy tylko 23 mm. Grubość się jednak zmniejsza, a przy dolnej krawędzi touchpada wynosi ona już tylko 14 mm. Kiano SlimNote 14.1 wygląda jednak na znacznie cieńszy, bo obudowa jest zaokrąglona, a krawędź przy płytce dotykowej znajduje się w dodatku kilka mm nad powierzchnią biurka.
Boczna ścianka, w której umieszczone zostały porty, ma 13 mm wysokości.
Wiele osób widząc ten laptop, może mieć skojarzenia z produktem Apple'a, a ponieważ korzystam z MacBook Air na co dzień, mogłem oba sprzęty porównać. Pomimo obudowy z plastiku faktycznie widać, że projektanci inspirowali się kosztującym kilka razy więcej notebookiem z macOS. Podobieństwa zaczynają się już na etapie podobnych gumowych nóżek.
Nawet zaślepka przy zawiasie jest podobna, tak samo, jak wycięcie w obudowie ułatwiające uchylenie klapy. To samo tyczy się szczuplejszej przy jednym boku podstawy. Największą różnicą jest klapa z osadzonym ekranem, która w Kiano SlimNote 14.1 jest wyraźnie grubsza i umiejscowienie logo w rogu, a nie w tym miejscu, gdzie w MacBooku znajduje się charakterystyczne jabłko.
Nieco martwić może zawias, który chodzi dość opornie.
Do otwierania komputera lepiej użyć obu rąk. Niestety klapa jest ciężka i mimo to przy jeździe autobusem po dziurawych drogach może opadać. Widziałem jednak znacznie droższe komputery z taką samą przypadłością. Dobra wiadomość jest taka, że pokrywę można odchylić niemal o 180 stopni, co nie jest standardem.
Sam ekran nie grzeszy odwzorowaniem kolorów, ale nie jest też z nich przesadnie wyprany. To standardowej klasy matryca TN z niskiej półki cenowej. Wyświetla na powierzchni o przekątnej 14,1-cala obraz w rozdzielczości 1366 na 768 pikseli. Piksele widać gołym okiem, ale ich zagęszczenie jest akceptowalne.
Można być za to zadowolonym z dostępności portów.
Nie ma ich tyle, co w grubych, 15-calowych notebookach, ale powinny wystarczyć wszystkim mniej wymagającym użytkownikom. Po prawej można znaleźć gniazdo microSD, złącze minijack i port USB 2.0. Wejścia niestety są tak ściśnięte, że trzeba uważać na szerokie pendrive'y. Na lewą krawędź trafiło mini HDMI, kolejny port USB 2.0 i złącze ładowania - więcej niż w MacBookach...
Warto napomknąć o tym, że bardzo miło zaskoczyła mnie niewielka ładowarka, która ma wielkość zwykłej ładowarki do smartfona. Ma niestety i wadę - kabel w niej jest za krótki. Nie w każdej sytuacji byłem w stanie podpiąć komputer do gniazdka. Jeśli zaś chodzi o akumulator, to tutaj obyło się bez zaskoczeń - nie ma co marzyć o przepracowaniu całego dnia bez zewnętrznego zasilania, ale realnie jest w stanie pracować do 6 godzin.
Jak się w ogóle pracuje na Kiano SlimNote 14.1?
Skłamałbym, mówiąc, że lekko, łatwo i przyjemnie. Już patrząc na zastosowane podzespoły widać, że nie będzie rewelacji. Microsoft chwali się co prawda, że od dawna raczej zmniejsza wymagania Windows 10, niż je zwiększa, ale Intel Atom Z3735F z wlutowanym 2 GB RAM to nie demon wydajności. Obecność Windows w sprzęcie za 700 zł za to cieszy - nie trzeba go instalować na własną rękę.
Podzespoły, które często można znaleźć w tanich tabletach, wystarczą do odpalenia przeglądarki (aczkolwiek warto odpuścić sobie zasobożernego Chrome'a), edytora tekstu i odtwarzacza multimediów. Lepiej jednak nie korzystać z wielu aplikacji jednocześnie. To bez dwóch zdań sprzęt dla osób o naprawdę małych wymaganiach, którym do praktycznie wszystkiego wystarcza przeglądarka.
Obawy mam co do klawiatury, ale to raczej zboczenie zawodowe.
Przyzwyczajony jestem do klawiatury Magic Keyboard, która kosztuje niemal tyle, co ten komputer. Trudno, żebym był zachwycony tą w laptopie. Na szczęście nie jest ona beznadziejna i napisałem na niej kilka tekstów. Przyciski mają jak na laptopa dość wysoki skok i są między nimi spore przerwy. Wolałbym jednak, by mniej siły było potrzeba, by je wcisnąć.
Niestety zbyt wiele dobrego nie mogę powiedzieć o płytce dotykowej. Pozwala nawigować kursorem, ale do pracy w domu zdecydowanie warto wyposażyć się w mysz - jak zresztą przy większości laptopów z systemem Windows, które nie kosztują tyle, co MacBooki. Na plus zaliczam to, że w płytce działa kliknięcie przez tapnięcie. Fizycznie klikalny jest tylko dolny fragment.
Czy mogę polecić zakup Kiano SlimNote 14.1?
Na to pytanie mogę odpowiedzieć zdecydowanym: "to zależy". Urządzenie kosztuje ułamek tego, co laptopy ze średniej półki cenowej i widać miejsca, w których projektanci oszczędzali. Mimo wszystko nie jest to sprzęt w gruncie rzeczy zły, który bym specjalnie odradzał. W tej cenie trudno w ogóle o komputer, a Kiano SlimNote 14.1 w sumie da się używać.
Jeśli ktoś tylko pogodzi się z ograniczeniami dyktowanymi ceną, to trudno znaleźć tutaj jakąkolwiek dyskwalifikującą sprzęt wadę. Trzeba tylko wiedzieć, że przydałoby się kupić do komputera kartę pamięci, która będzie umieszczona w nim na stałe. Wbudowany dysk ma realnie niecałe 30 GB pojemności, a po instalacji systemu Windows dla użytkownika zostaje 10 GB.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że po kilku miesiącach używania nie zacznie sprawiać problemów.
Jak na razie jednak nic tego nie zwiastuje. Kiano SlimNote 14.1 pierwsze wrażenie pozostawia po sobie całkiem dobre, ale jak wspominałem na początku - oceniam ten sprzęt przez pryzmat bardzo niskiej ceny. Sprawdzi się tylko u naprawdę mało wymagających osób wykorzystujących komputer okazjonalnie.
Notebook może być za to dobrą propozycją jako dodatkowa maszyna np. do robienia notatek na studiach i pracy z dokumentami w podróży. Posiadacz komputera stacjonarnego lub potężniejszego, acz cięższego laptopa ze średniej półki cenowej o słabszym akumulatorze doceni kilkugodzinny czas pracy.
Dobrą wiadomością jest to, że komputer nie grzeje się przesadnie i nie hałasuje.
Hałasują za to, zamiast grać, wbudowane głośniki. Do powiadomień wystarczą, ale do filmów, muzyki i rozmów audio (bo z kamerką 0,3 MP o wideo lepiej zapomnieć) na Skype lepiej wyposażyć się w słuchawki lub zestaw 2.1. Na plus zaliczam za to dwa mikrofony, które ładnie zbierają dźwięk.
Sam nie umiałbym pracować na co dzień na tym sprzęcie. Byłoby to możliwe, ale zabrakłoby mi po prostu mocy obliczeniowej. Znam jednak wiele osób, dla których taki laptop byłby więcej niż wystarczający, a ze względu na duży ekran i klawiaturę, w określonych scenariuszach sprawdzi się znacznie lepiej, niż kosztujące podobne pieniądze tablety.
* Zdjęcia: Łukasz Kotkowski