Ile znaczy lajk Zuckerberga? Teoretycznie może wpłynąć na wynik wyborów
Ile znaczy polubienie statusu Hillary Clinton przez zwykłego użytkownika? Wpływ takiego działania trudno uznać za istotny, choć kampania w sieci nabiera znaczenia z wyborów na wybory. Inaczej rzecz się ma, a w zasadzie może mieć, gdy lajkującym jest Mark Zuckerberg.
Wczoraj mignęła mi w aktualnościach opisywana sytuacja. Szef Facebooka polubił jakiś status Hillary Clinton. Przyznaję, nie pamiętam już czego dotyczył, zapamiętałem jednak sam fakt. Początkowo ten teoretycznie mało znaczący gest nie wydał mi się istotny. Przecież dawanie lajków pod postami to kwintesencja tego, co robimy na Facebooku (jeżeli akurat nie dodajemy tam własnych statusów).
Jakie znaczenie ma polubienie przeze mnie postu tej czy innej partii lub polityka?
Przez chwilę, w dodatku krótką, moi znajomi zobaczą, że identyfikuję się z konkretnym ugrupowaniem lub jakimś poglądem. Teoretycznie u niezdecydowanych czy zniechęconych życiem politycznym takie drobne działanie może wywołać odzew, zmusić do myślenia, zrodzić reakcję. Oczywiście pod warunkiem, że uważają mnie za wystarczająco mądrego człowieka czy chociaż znającego się na rzeczy (nie twierdzę broń Boże, że tak jest, to tylko przykład). Nie oszukujmy się jednak. Jeżeli taki proces nastąpi będzie miał totalnie marginalne znaczenie w wyborach. Nawet nie marginalne. Będzie to poziom kwantowy, bo nawet promil to zbyt dużo, by oszacować możliwą skalę. W ten sposób mogę zachęcić do głosowania na moich wybrańców jedną, dwie osoby? Nie więcej, raczej mniej. Znaczenie pojedynczego lajka tzw. zwykłego użytkownika nie będzie też większe choćby ze względu na algorytm, zasięg postów, długość ich wyświetlania. Jasne jest też, że intencjonalne lajkowanie, by zachęcić innych do określonej aktywności wyborczej to dość śmieszna i naiwna metoda wpływu.
Polubienia Marka Zuckerberga muszą mieć większe znaczenie dokładnie z tych samych powodów, dla których zwykły użytkownik się nie liczy. Nie znalazłem informacji, że ktoś zmierzył jaką „wydajność” może mieć kliknięcie „lubię to” pod postem znanego polityka przez osobę, którą obserwuje na Facebooku 68 mln ludzi. Zuckerberg będzie wzorem dla innych. Globalne znaczenie jego biznesu, fakt że zgromadził ponad półtora miliarda użytkowników daje mu – używając eufemizmu - spore możliwości. Dodajmy, że Mark przyjmowany jest przez największych światowych przywódców. Wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce niejako samoczynnie. Dlatego magazyn „Time” umieścił szefa Facebooka i jego żonę na liście stu najbardziej wpływowych osób na świecie.
Gdy jest się Zuckerbergiem nie lajkuje się statusów kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych od niechcenia.
Przynajmniej trudno sobie wyobrazić, że Mark nie ma świadomości wpływu na ludzi, szczególnie w swoim kraju. Mało tego, nawet przy minimalistycznym założeniu, że ten czy inny lajk dla Hillary Clinton pojawił się po dwóch głębszych i bez istotnego podtekstu i tak wywoła reakcję. Choćby przez dyskusję o nim.
Polubienia to bardzo subtelne narzędzie wpływu. Będą bagatelizowane, ale też przecenianie. Już sam fakt, że jakiś krytyk zarzuci założycielowi Facebooka, że w ten sposób wsparł kampanię Clinton wywoła protekcjonalne machnięcie ręką. Bo czym jest lajk w naszej świadomości? Mało znaczącym gestem, mniej ważnym niż posmarowanie chleba masłem. Trudno byłoby wypunktować Zucka. Jego serwis, jego prawo. Jak każdy obywatel może wyrażać swoje sympatie i antypatie. Zwłaszcza przy użyciu narzędzia, które sam stworzył.
Zjawisko jest bardzo ciekawe, choć mniej istotne niż inne zarzuty kierowane do Zuckerberga, ale też np. Google. O aferze z trending topics pisałem już kilka tygodni temu. Zresztą bagatelizowałem ją. Prawicowy Internet rozpaliły też inne doniesienia. Mówiły o tym, że Google manipuluje autouzupełnianiem w wyszukiwarce na niekorzyść Trumpa. Gigant odpowiedział błyskawicznie stwierdzając, że media, które zarzucają mu takie działania nie rozumieją działania mechanizmu autouzupełniania. O potencjalnym wpływie narzędzi big data i skojarzeniach z ostatnim sezonem serialu „House of Cards”, w którym pojawił się ten wątek, pisała niedawno Ewa Lalik.
Wczoraj wdałem się na Facebooku w drobny spór ze znajomym na temat wpływu polubień Zuckerberga na wybory. Jasne, że nie da się rozstrzygnąć jakie znaczenie ma taka aktywność. Jedno można założyć ze spokojem. Jeżeli Zuckerberg coś lajkuje nie robi tego bezmyślnie.