REKLAMA

Komu Play strzelił w pysk, a komu w kolano?

Wczoraj zadebiutowała nowa, bardzo atrakcyjna oferta Play - Formuła Unlimited na Kartę. Za 25 zł dostajemy na 30 dni pakiet: nielimitowanych połączeń na komórki i stacjonarne, nielimitowanych SMS-ów i 6 GB internetu mobilnego. Ludzie jednak narzekają. Dlaczego? Bo lubią wkładać rękę w tryby pracującej maszyny, a potem krzyczeć, że ich boli.

Abonament czy karta - jaką taryfę warto wybrać?
REKLAMA
REKLAMA

Play strzelił sobie wczoraj w kolano (choć chyba lepiej pasowałby tu strzał w stopę), a wiernym klientom w pysk. Tak przynajmniej uważają komentujący, którzy na Spider’s Web i na blogu Play burzliwie dyskutują na temat nowej oferty:

Z jednej strony zgadzam się z komentującymi. Ale tylko z jednej.

Nie da się ukryć, że dla sieci komórkowych ważnym klientem jest (a przynajmniej powinien być) klient abonamentowy, bo jest wierny – czasem nawet wbrew własnej woli – do tego regularnie opłaca rachunki i jeszcze łatwo mu coś dodatkowo sprzedać, wepchnąć lub włączyć np. nową, płatną i często niepotrzebną usługę – patrz tzw. granie na czekanie. Klient abonamentowy nie może też odwrócić się na pięcie i odejść do konkurencji. Dla firm telekomunikacyjnych to wręcz wymarzona sytuacja, więc w opinii niektórych powinny one dbać o takich użytkowników.

Jednak z drugiej strony trudno utożsamiać się z opiniami użytkowników, którzy sami włożyli łapę w tryby pracującej maszyny, a po tym, jak urąbało im palce, drą się w niebogłosy, żalą wszystkim dookoła i domagają współczucia, zainteresowania i – co  najważniejsze – rozwiązania ich problemu. A właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia, gdy klient podpisuje umowę na 24 lub 36 miesięcy, podczas których zarówno on, jak i sieć zobowiązują się do współpracy na określonych zasadach. Zasady więc trwają, klient często korzysta ze smartfona, który zakupił w promocji za śmieszne pieniądze, ale… też cały czas śledzi zmiany na rynku, dziwi się, bulwersuje i oburza na to, że inni mają lepiej.

A mają lepiej, bo wybrali rozsądniejsze, swobodne i nienapompowane marketingiem rozwiązanie, czyli ofertę na kartę.

Dlaczego oferta na kartę jest lepsza?

Niemal zawsze oferty na kartę są lepsze od abonamentu. Na taki stan rzeczy wpływa szereg czynników: niższe koszty obsługi i utrzymania klienta, brak potrzeby utrzymywania  salonów stacjonarnych w dobrych lokalizacjach – operatorzy wirtualni świetnie radzą sobie bez nich – brak konieczności wkalkulowywania w ofertę smartfona lub innego urządzenia, które klient musi spłacić.

Za atrakcyjnością oferty na kartę przemawia też fakt, że klient, który nie podpisał żadnej umowy w praktyce może odejść od obecnego operatora w każdej chwili. Dzisiaj przeniesienie numeru do innej sieci to bardziej kwestia godzin niż dni, a cały proces przebiega zwykle bezboleśnie – sam robiłem to dobre kilka razy.

Dlatego też oferty na kartę są świeże, często się zmieniają, pełne są promocji, a ich użytkownicy mogą korzystać z najnowszych technologii. Bo te nie zawsze trafiają do osób, które podpisały umowę na abonament – patrz dostępność (a w zasadzie brak dostępności) LTE w starych taryfach. Do tego dochodzi niska cena i mamy idealne rozwiązanie dla osób, które chcą płacić mało, dostawać dużo i być stale rozpieszczani przez firmę, w której aktualnie posiadają numer telefonu.

Abonament też ma swoje zalety. Pozwala łatwo nabyć nowy telefon i regularnie go wymieniać. W abonamencie powszechniejsze są też paczki internetowe, z których możemy korzystać w roamingu. Choć po ostatniej obniżce cen korzystanie z netu w roamingu nie jest przesadnie drogie nawet bez dodatkowych paczek. Abonament jest też wygodny, bo pozwala na łatwe zautomatyzowanie płatności, co w przypadku ofert na kartę nie zawsze się udaje – nie każdy bank pozwala na automatyczne, comiesięczne doładowanie konta. Z drugiej strony zakup doładowania online lub nawet w zwykłym sklepie nie jest szczególnie uciążliwy, szczególnie, że miesięczne koszty utrzymania usługi są tak niskie, że bez problemu można doładować konto z góry na cały kwartał albo nawet na dłużej.

Kij w szprychy

Gdy w 2012 roku w prepaidach pojawiały się pierwsze oferty typu „no limits” powszechne były w sieci komentarze, że to rozwiązanie przebija atrakcyjnością oferty abonamentowe. I racja, przebija bez dwóch zdań.

Dziwi mnie jednak to, że od tego czasu minęło kilka lat, kolejne oferty na kartę stawały się jeszcze lepsze, abonament niemal nieustannie zostawał w tyle, a cały czas znajdują się osoby, które korzystają z abonamentu i narzekają na to, co ich spotkało.

Gdzie wyście byli przez ostatnie lata? Gdzie mieliście głowy, gdy podpisywaliście kolejne umowy?

W ostatnich latach olbrzymie sukcesy odniosły marki takie jak Virgin Mobile, Mobile Vikings, Red Bull Mobile, Plush, czy nju mobile, które… jeszcze niedawno nie istniały. Powstały zupełnie nowe marki i zupełnie nowe firmy, które dostarczają użytkownikom przejrzyste i atrakcyjne oferty, bez konieczności podpisywania umowy i wiązania się na długie lata. I co więcej, wiele z nich bardzo dobrze prosperuje.

Dlatego, gdy widzę, jak kilka lat po tym, gdy do ofert na kartę weszły taryfy „no limits” nadal pojawiają się osoby, które narzekają na to, że dały się złapać w abonament, to mam przed oczami taki obrazek (wersja bez cenzury):

abonament-jebany-prepaid-mem class="wp-image-496029"
REKLAMA

Ogarnijcie się ludzie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA