REKLAMA

Tomasz Lis #wygaszone

Na wstępie zaznaczę, że nawet nie wiedziałbym, że Tomasz Lis wyemituje dziś swój program w Internecie, gdyby nie powiedział mi o tym Przemysław Pająk, a Przemysław Pająk też zresztą pewnie by o tym nie wiedział, gdyby wcześniej nie dostał stosownej informacji prasowej. 

Tomasz Lis #wygaszone
REKLAMA
REKLAMA

Opublikowana kilka godzin temu przez Marcina informacja zachwalała, że powrót programu Tomasza Lisa do Internetu firmują głośne nazwiska. A tymi nazwiskami są biskup Tadeusz Pieronek oraz były prezydent Aleksander Kwaśniewski. To nie są głośne nazwiska. To były głośne nazwiska w 2004 roku, podobnie jak Mel Gibson czy Edgar Davids, ale od tego czasu sporo się już pozmieniało. Jak na debiut, mogło być lepiej, bo w obecnej sytuacji polityczno-społecznej w kraju, przy całym szacunku do zasług, nie są to osoby, które za wszelką cenę chciałbym usłyszeć.

Choć musicie wiedzieć, że generalnie mam słabość do programów publicystycznych i ilekroć mogę sobie pozwolić, by coś tam grało mi w tle, to przeważnie przygrywa TVN24, Polsat News, Superstacja, MaxTV, czy TV Republika. TVP Info nie oglądam, no bo bez przesady. Nie wszyscy dziennikarze grają w tej samej lidze, czasem dystans zawodowy jest jak między Ligą Mistrzów a okręgówką, ale prawie każda redakcja ma w zanadrzu komplet ciekawych gości i komentatorów.

Ambicja Onetu, by budować telewizję w Internecie mnie nie przekonuje.

Gwiazd, poza Tomaszem Lisem, który nie bardzo miał inne wyjście, stosunkowo niewiele. A żeby telewizja z Internetu mogła się równać z telewizją z telewizji nie wystarczy, żeby była od niej gorsza. Ba, nawet jeśli będzie od niej lepsza, to i to nie daje gwarancji sukcesu, chociaż wtedy przynajmniej można im przyznać, że walczyli. Jak na razie projekt Onetu nie imponuje i nie chcę być złym prorokiem, ale ja tu widzę bardziej ścieżkę TVN-owskiego niewypału Veedo.pl, niż nową jakość w polskiej Sieci.

Gdyby to było takie proste, że wystarczy nawrzucać dużo w miarę znanych osób w jedno miejsce i sukces gwarantowany, to do dziś oglądalibyśmy "Śpiewające Fortepiany". A jednak z jakiegoś powodu zdjęto je z anteny. Na dodatek obserwujemy tu takie medialne ADHD, czyli z jednej strony będą tworzone treści telewizyjne, które jednak mają wybrzmiewać na Facebooku i Twitterze, a zarazem w kuluarach mówi się o tym, że Onet wkrótce zacznie je nadawać do naszych telewizorów w postaci normalnej stacji telewizyjnej. I wówczas publikowanie tych treści tworzonych pod Facebooka i osadzanie w artykułach Przeglądu Sportowego... Ojej, to może być jak próba transmitowania komiksu przez radio.

O swoich obawach na temat programu Tomasza Lisa, o jego nieudanej przygodzie z podobnym formatem w Gazeta.pl i kilku innych wątpliwościach pisałem zresztą w osobnym artykule, do którego odsyłam zainteresowanych.

A jak wypadł Tomasz Lis w Onecie?

Kilka pierwszych minut programu to nuda kompletna. Tomasz Lis siedząc bodajże za biurkiem, w tonacji przywodzącej nieco na myśl ten program:

Zresztą nie chodzi tylko o samą fis comicę głównego prowadzącego. Pod względem realizacji program też cofa nas o dwie dekady. I wprawdzie o ile nie dziwi mnie to zupełnie, gdyż względem telewizji w Internecie (co widać dobitnie powyżej) nigdy nie miałem zbyt wysokich oczekiwań, to jednak miało to być przecież jakieś wydarzenie, rzucenie rękawicy TVN-owi czy TVP. Nie. Krzysztof Gonciarz robi od strony technicznej bardziej profesjonalne materiały na YouTube, niż Tomasz Lis mając za sobą jeden z największych koncernów medialnych świata. Myślałem, że nie usłyszę już gorszych dżingli niż w MaxTV, ale życie nadal potrafi zaskakiwać.

Właśnie te "telewizje w Internecie", wliczając w to Onet i nowy program Tomasza Lisa, mają to do siebie, że to takie rosyjskie nowobogactwo - niby się chce z przepychem, niby jak u najlepszych, ale zawsze jednak w oczy rzuca się ten dywan na ścianie. Dlatego czasem lepiej wypada nawet facet nadający ze schowka na miotły. Bo też jest źle, ale ta swojska nieudolność tak nie razi.

Formuła programu też nie porywa. Rozmowy z gośćmi są w miarę ciekawe, niestety przerywane kilkuminutowymi (albo nawet kilkunastominutowymi) blokami publicystyki prowadzącego. Tomasz Lis gada i gada, a nawet ględzi i ględzi. Facebook, Twitter, Spider's Web, zadziwiające, że zakładki w komputerze zmienia się o wiele łatwiej niż programy na pilocie. Coś tam gada w tle, ale uwaga już dawno odlatuje gdzie indziej. A prowadzący nawija i nawija, co mu się w kraju nie podoba.

Ja mam też personalny problem z Tomaszem Lisem, kiedyś był świetny, uwielbiałem go. Ale odkąd bawi się w AntyKrzysztofa Feusette i AntyKatarzynę Hejke, coraz mniej (podobnie jak w przypadku wcześniej wspomnianych) interesuje mnie to, co ma do powiedzenia. Odkąd Tomasz Lis coraz bardziej przestawał być komentatorem, a stawał się stroną w tym sporze, moja sympatia stopniowo odlatywała. Być może dlatego właśnie program emitowany dziś na Onet.pl momentami bardziej niż audycję telewizyjną przypominał polityczne orędzie. A kto z nas lubi orędzia naszych w większości  wyplutych z charyzmy polityków?

Wygrani i przegrani Tomasza Lisa w Onecie

W mojej prywatnej ocenie, program Tomasza Lisa w Onecie nie jest udanym projektem. Spodziewałem się w miarę atrakcyjnej formuły, która nie przebije się w formacie internetowym. Tymczasem dostałem audycję nie tylko kompletnie nieinternetową, ale też nieatrakcyjną. Program jest długi, mozolny, niedostatki techniczne szybko zostają przyćmione przez brak atrakcyjnej ramówki.

Jest jeszcze jedna rzecz. Otóż to, o czym Tomasz Lis rozmawiał dziś ze swoimi gośćmi... redaktorzy Faktów po Faktach czy Monika Olejnik omawiali już ze swoimi we wtorek, środę, czwartek, piątek, sobotę i niedzielę. Obie audycje w wygodnej formie dostępne są w Internecie na łamach tvn24.pl.

Nie dowiedziałem się dziś niczego nowego, śledzę Internet, śledzę telewizję (w Internecie) - ja to już wszystko wiem od kilku dni. Tak zresztą działa Internet - news przeważnie żyje kilka godzin, nie czeka do poniedziałku.

Ja nie twierdzę, że program Tomasza Lisa w Onecie nie będzie miał swoich chwil chwały. Jeśli posadzi naprzeciw siebie Wałęsę i Kaczyńskiego, to serwery Axel Springer mogą nawet nie wytrzymać napięcia. Ale to wymagałoby naprawdę dobrego wyczucia sytuacji w społeczeństwie, a Tomasz Lis musiałby zacząć robić użytek z wagi swojego nazwiska.

Myślę, że największym wygranym zaistniałej sytuacji jest portal Onet. Ma na swojej stronie głównej bardzo znanego dziennikarza, cenione nazwisko, które w innowacyjnym formacie przez godzinę prowadzi serwis publicystyczno-informacyjny. W innym wypadku w tym miejscu najpewniej wisiałyby jakieś bzdety o Paniach Grycankach. Nie mieli nic do stracenia,

Przegrani to Tomasz Lis, któremu w Internecie nie jest aż tak do twarzy, zwłaszcza gdy niedoskonałości nie jest w stanie maskować Tomasz Machała. Przegranym jest też telewizja, bo taki Tomasz Lis, raz na tydzień, na Dwójce, był doskonałą opcją dla tych wszystkich ludzi, którzy nie są przyzwyczajeni, by nerwowo odświeżać Twittera czy serwisy informacyjne.

REKLAMA

Ja osobiście te blisko 55 minut męczyłem się potwornie. I wielkich liczb temu programowi nie wróżę. Chyba że wyciągną wnioski, a prowadzący wymyśli siebie od nowa.

Aha, jeszcze jedno, program nadawany jest w technologii Flash. A podobno Flash umiera. Ciekawe co umrze najpierw - Flash czy program Tomasza Lisa w Internecie?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA