Teslo, drżyj. Najbardziej niesamowity model Porsche trafi do produkcji
Kiedy Porsche zaprezentowało światu swój niesamowicie wyglądający pomysł na auto (niekoniecznie odległej) przyszłości, w głowach większości fanów motoryzacji pojawiły się dwa pytania. Po pierwsze, kiedy to elektryczne cudo trafi na drogi. Po drugie, może nawet ważniejsze pytanie brzmiało: czy w ogóle kiedykolwiek na nie trafi. Od teraz zostaje nam tylko jedna niewiadoma.
Porsche, a właściwie VAG, potwierdził (o czym poinformował m.in. Bloomberg), że jest zgoda na rozpoczęcie prac nad realizacją tego projektu, opartego właśnie o model koncepcyjny Mission E, który mogliśmy podziwiać na niedawnych targach we Frankfurcie. Wraz ze zgodą pojawiło się oczywiście odpowiednie finansowanie - według deklaracji koncernu na elektryczny samochód Porsche przeznaczony zostanie 700 mln, a dodatkowo powstanie około 1000 nowych miejsc pracy, nowe fabryki i linie produkcyjne.
Nie zdradzono oczywiście na tym etapie zbyt wielkiej liczby szczegółów na temat modelu, który ma być efektem tych działań. Data premiery pozostaje nadal nieznana, a o dokładnej specyfikacji nie ma mowy. Możemy więc jedynie polegać na tym, co Porsche ujawniło (a raczej zaplanowało sobie) przy koncepcyjnym Mission E.
Nawet jeśli jednak tylko część parametrów elektrycznego Porsche pokryje się ze parametrami modelu koncepcyjnego, będzie za czym odwracać głowę na ulicy.
Nie chodzi nawet o sam wygląd, który - choć zwala z nóg - nie wiadomo w jakiej części uda się utrzymać (kamery zamiast lusterek VAG testował już dawno temu i niewiele z tego wynikło). Pierwszy w pełni elektryczny samochód od tego producenta ma przede wszystkim oferować spory zasięg na jednym ładowaniu - około 500 km. A jeśli zdecydujemy się poszaleć i opróżnimy akumulatory wcześniej, do 80% naładujemy je w zaledwie 15 minut, co może być nawet ważniejsze od wszystkich pozostałych elementów specyfikacji.
Po zaparkowaniu w domowym garażu Porsche naładuje się natomiast indukcyjnie, dzięki czemu nie będziemy musieli szpecić karoserii wystającymi z niej kablami. Pozostaje tylko pytanie, czy producent faktycznie ma już gotowe takie rozwiązania, czy to jedynie wizje snute na potrzeby modelu koncepcyjnego.
Do tego dochodzą (deklarowane, ale jedna) osiągi. "Setkę" napędzane przez 600 KM elektryczne Porsche ma osiągać w 3,5 sekundy, a 200 km/h na liczniku ma się pojawiać po 12 sekundach. Nie jest to wprawdzie wynik porównywalny z należącym do tej samej stajni 918 Spyder (około 2,6 s), czy 911 Turbo S (2,9 s), ale kto wie, czy ten parametr nie zostanie w finalnym modelu znacząco poprawiony. W końcu nawet Tesli, i to już teraz, udało się urwać z tego wyniku 0,5 sekundy. Czy Porsche pogodzi się z byciem wolniejszym?
Tym bardziej, że to właśnie do Tesli S będzie się najczęściej porównywać rynkową wersję Porsche Mission E. I byłoby tak sobie, gdyby nawet tylko na papierze Niemcy wypadali gorzej.
Oczywiście papier całej prawdy nie powie, a Porsche ma wszystko, w tym lata doświadczenia w budowaniu sportowych samochodów, żeby stworzyć lepsze auto od Tesli. Póki co jednak, walka w tym segmencie to głównie walka wizerunkowa, więc i takie elementy będzie trzeba brać pod uwagę.
W dalszym ciągu nie mamy jednak odpowiedzi na drugie najważniejsze pytanie - kiedy. Mówi się o tym, że debiut elektrycznego auta z logo Porsche przypadnie na... końcówkę tej dekady. Nie wiadomo więc, czy porównywanie Mission E z obecną generacją Tesli S ma w ogóle sens - w końcu Elon Musk zaskoczył nas już wielokrotnie i prawdopodobnie w kwestii kolejnych modeli będzie miał coś istotnego do powiedzenia.
Nie wiadomo też, czy do tego czasu Tesla nie uzyska w końcu skali, która pozwoliłaby przestać mówić o tym, że każdy większy producent może dosłownie zmieść Teslę z rynku, kiedy tylko zechce, po prostu wprowadzając do oferty samochody elektryczne. W końcu niedługo (choć "niedługo" od kilku lat) do sprzedaży ma trafić Model 3, którego celem jest właśnie sprzedaż w nakładzie o wiele wyższym, niż był w stanie uzyskać dotychczasowy Roadster, S czy najnowszy X.
Może więc dieslowska afera, która bez wątpienia ma spory wpływ na to, że VAG obecnie będzie mocno stawiał na samochody elektryczne, przysłuży się w jakimś stopniu klientom, szczególnie tym, których nie satysfakcjonują już auta napędzane silnikami spalinowymi? Może tylko niektórzy fani Porsche zadrżą na myśl, że to wszystko może docelowo doprowadzić do tego, że w niedalekiej przyszłości drogi zapełnią się sygnowanymi przez Porsche samochodami, które nie dość, że będą napędzane wyłącznie "prądem", to jeszcze - bo patrząc na obecną ofertę tego producenta, dlaczego by nie - będą w zdecydowanej większości SUV-ami.
Dziwna to wizja.