Widzieliśmy z bliska odpowiedź Porsche na Teslę i jesteśmy oczarowani
Największą sensację na tegorocznych targach Frankfurt Motor Show wywołał koncepcyjny elektryczny samochód marki Porsche. Aby się do niego dostać, musiałem się nieźle napocić. Udało mi się dopiero za trzecim podejściem - tylu było chętnych, by spędzić w jego obecności niewiele więcej niż 1 minutę. Na tyle bowiem pozwalali przedstawiciele Porsche przesuwając szybko kolejkę.
Stojąc w kolejce do Porsche Mission E usłyszałem fajną konwersację. - Ten samochód zmiecie uśmiech z twarzy Elona Muska - mówił jeden z przedstawicieli zachodnich mediów do drugiego. Ten odpowiedział: - Ale Tesla ma jedną, wielką przewagę - już jeździ po ulicach.
No właśnie. Na papierze i sali wystawienniczej we Frankfurcie, koncept pojazdu Porsche Mission E wygląda fantastycznie. Tyle, że nie ma go jeszcze na drodze i nie wiadomo kiedy się na niej pojawi.
Patrzysz na to cudo i widzisz klasyczną linię coupe Porsche, czyli coś co podoba się przynajmniej co drugiemu żyjącemu na świecie człowiekowi. Tutaj wprawdzie charakterystyczne okrągłe światła zostały zastąpione w przednim pasie przez poziome reflektory, a w bocznej linii nie ma lusterek, bo obraz wyświetlany jest z kamer, to jednak patrząc na to cudo chyba nikt nie może mieć wątpliwości z jaką marką samochodu obcuje.
Dodatkowo mamy tu cuda rodem z filmów science-fiction. Wymieńmy kilka z nich.
Na jednym ładowaniu baterii Porsche Mission E przejedzie ok 310 mil, czyli niecałe 500 kilometrów. Ale - i tu brwi Elona Muska rzeczywiście mogły iść w górę - do poziomu 80 proc. naładowania baterii Mission E potrzebuje zaledwie 15 minut. To pozwoli na przejechanie 400 kilometrów. Imponujące, prawda? To dzięki woltowemu systemowi Porsche Turbo Charging, które na dziś wygląda na lepsze od rozwiązania Tesli. Dodatkowo w Porsche zainstalowano akumulatory litowo-jonowe w podwoziu, co umożliwia ładowanie indukcyjne. Potrzebna będzie jednak do tego specjalna płyta, która łączy się bezprzewodowo z umocowaną w podłożu garażu taką samą płytą.
No i te osiągi.
Dwoma silnikami elektrycznymi o mocy 598 koni mechanicznych, Porsche rozpędza się do prędkości 100 km/h w 3,5 sekundy. To minimalnie wolniej od Tesli Model S, która stówę osiąga o siedem dziesiątych sekundy szybciej. 200 km/h Porsche uzyskuje jednak znacznie szybciej, bo już po… 12 sekundach. Szok.
Wnętrza Porsche Mission E producent nie pozwalał oglądać z bliska. Widzieliśmy je tylko na wyświetlanych na stoisku producenta promocyjnych materiałach wideo, ale nawet po tym krótkim seansie nie mamy wątpliwości co do futurystycznych zapędów projektantów Porsche.
Na desce rozdzielczej nie ma żadnych przycisków. Wszystkie zostały zastąpione dotykowymi ekranami LCD. Wnętrze zostało wykończone aluminium, skórą oraz włóknem węglowym. Wyświetlacze dostosowują się automatycznie do ustawień fotela kierowcy. Bajka.
Na razie nie wiadomo, kiedy Porsche Mission E pojawi się na rynku, niemniej jednak na miejscu Elona Muska przestudiowałbym uważnie wszystkie rozwiązania, które niemiecki producent luksusowych sportowych wozów tu zaimplementował. Coś nam bowiem mówi, że rośnie mocny konkurent dla amerykańskiego producenta elektrycznych pojazdów, który potrafi równo dbać o rozwój technologii, jak i wygląd oraz ogólne odczucie z obcowania z pojazdem.