Na naszych oczach kończy się era klikania. Nastał czas scrollowania i autoodtwarzania
Tak, ja to wszystko rozumiem - wideo to nowe zdjęcia, Vine to nowy Instagram, i tak dalej, i tak dalej. Wiem, że filmiki w sieci to przyszłość, więc nie dziwota, że portale społecznościowe poszerzają swoje funkcje pod ich kątem. Miałem jednak nadzieję, że Twittera ominie ta zaraza.
Z Twittera korzystam od stosunkowo niedługiego czasu i gdy tylko zacząłem go używać, pożałowałem każdej, społecznościowej minuty spędzonej poza nim. Od roku z Facebooka korzystam w zasadzie tylko po to, by prowadzić fanpage strony Internetowej.
Jestem pewien, że wielu użytkowników potaknie, kiedy wspomnę o pojawiających się na przestrzeni lat, coraz bardziej irytujących dodatkach na Facebooku. Jednym z nich (przynajmniej dla mnie) jest funkcja autoodtwarzania filmików pojawiających się na tablicy.
Ta sama funkcja dotarła właśnie na Twittera. Od teraz, przewijając przez timeline, każdy filmik, gif czy Vine będzie odtwarzany automatycznie.
Na szczęście bez głosu. I na szczęście można to wyłączyć, wracając do poprzednich ustawień. Jeżeli ktoś będzie chciał usunąć tę funkcję - jak ja - z pobudek, nazwijmy to... ideologicznych, może wyłączyć ją permanentnie. Jeśli ktoś obawia się większego zużycia transmisji danych, można ustawić ją tak, aby działała tylko w zasięgu sieci WiFi.
Początkowo funkcja została wdrożona w aplikacji webowej i na urządzeniach z iOS, jednak aktualizacja wersji na Androida jest już w drodze. O Windows Phone nic nie wiadomo.
Z aktualizacji z pewnością ucieszą się reklamodawcy i niektórzy użytkownicy, jednak osobiście mam wiele zastrzeżeń. Takich samych zresztą, jak w przypadku Facebooka.
Jeśli nie Twitter, to co?
No dobra, wiedziałem, że było to nieuniknione, biorąc pod uwagę, że to Twitter jest właścicielem serwisów Vine i Periscope, ale nadal wolałbym mieć kontrolę nad tym, co miga mi na timelinie.
Dochodzimy pomału do momentu, w którym z każdej strony bombardowani jesteśmy treścią wideo. W mniej lub bardziej chamski sposób rzucającą się nam w oczy.
Jak połączymy autoplay z zaimplementowaną nie tak dawno temu reklamą na Twitterze, to robi się przykro, bo każdego miesiąca portal ten traci na swojej wyjątkowości, zniżając się do mulastego poziomu konkurencji.
Czy to tak wiele, prosić o to, żebym mógł sam zadecydować w co kliknę przeglądając mój timeline? Czy to naprawdę takie dziwne, że niektórych wideo, nawet bez głosu, zwyczajnie nie chcę oglądać, w trosce o własną higienę psychiczną?
Jak tak dalej pójdzie, jedynym serwisem społecznościowym, w którym będę mógł sam zadecydować o pokazywanej mi treści będzie Google+, tylko że... tam nie będę miał żadnych znajomych.
Wiadomym jest, że wolimy oglądać, niż czytać. Lepiej odbieramy przekaz audio-wizualny, niż zlepki liter. Czy to znak, że powoli kończy się era klikania, a zaczyna scrollowania? Przewijania przez kombinacje zdjęć i filmików?
Mam nadzieję, że nie. I mam nadzieję, że ostatni serwis społecznościowy, z którego korzystam z jako-taką przyjemnością nie dołoży do tego stanu rzeczy kolejnej cegiełki.
Twitterze, nie idź tą drogą.
*Grafika główna pochodzi z serwisu Shutterstock