To smutne, ale z najnowszych aplikacji Google, to Inbox jest tą najgorszą - pięć grzechów głównych
Google mocno wziął się do roboty. Z prędkością karabinu maszynowego wypuszczane są nowe wersje najważniejszych aplikacji. Szkoda, że najsłabiej prezentuje się Inbox, który jako najnowszy produkt, powinien świecić przykładem i wskazywać kierunek, w którym będzie rozwijać się ekosystem Google.
Inbox to nowa usługa pocztowa Google, której aplikacja dostępna jest w wersji mobilnej oraz przeglądarkowej (do działania wymaga obecnie Chrome lub Chromium). Początkowo myślałem, że tak wąskie grono platform, na których dostępny jest Inbox przełoży się na jego dopracowanie. Myliłem się.
Inbox to aplikacja pozwalająca na lepsze zarządzanie pocztą email na koncie Gmail. Aby uzyskać do niej dostęp potrzebne wymagane jest specjalne zaproszenie, które możemy otrzymać od dotychczasowego użytkownika Inboksa. Sam już nie dysponuję zaproszeniami, rozdałem je Czytelnikom Spider’s Web.
Po tych kilkunastu dniach od wdrożenia Inboksa i przeniesieniu pracy ze skrzynką Gmail całkowicie do nowej aplikacji mogę podsumować wrażenia.
Zacznę od tego, że… źle nie jest.
Aplikacja w znaczący sposób usprawnia moją codzienną pracę. Pozwala odkładać zadania, dzięki czemu mogę wrócić do nich w odpowiednim czasie. Jednocześnie korzystając z Inboksa mam wrażenie, że mniej rzeczy mi umyka. Utrzymanie porządku w skrzynce mailowej, zapanowanie nad wszystkimi sprawami i tematami wartymi uwagi jest łatwiejsze. To na pewno.
Niestety borykam się z kilkoma lub kilkunastoma problemami, które mnie spowalniają. Irytują. I przeszkadzają. Najgorsze jest to, że są to głównie braki w interfejsie lub funkcjonalności Inboksa, które sprawiają, że usługa jest uboższa pod kilkoma względami nawet od Gmaila. Przypomnijmy, że Inbox jest alternatywą dla Gmaila, którą Google dedykuje bardziej zaawansowanym, a co za tym idzie, wymagającym więcej użytkownikom.
I mam tu pewien zgrzyt. Bo jak uznać Inboksa za porządną aplikację do obsługi poczty email, skoro Google walnęło tyle błędów.
Oto lista pięciu najbardziej irytujących problemów z Inboksem:
Stopko, gdzie jesteś?
W każdym programie pocztowym, którego używałem w ciągu ostatniej dekady była możliwość ustawienia stopki. Wykorzystywałem ją do automatycznego przesyłania pozdrowień, podpisu pod wiadomością oraz przekazania dodatkowych danych kontaktowych, takich jak numer telefonu.
W Inboksie nie jestem w stanie tego zrobić. Ani w wersji przeglądarkowej, ani na smartfonie nie ma takiej opcji. Ustawienia tych aplikacji są bardzo ubogie, ale na dobrą sprawę niczego mi w nich nie brakuje. Niczego poza stopką.
[gallery columns="2" ids="280306,280304"]
Efekt jest taki, że pozdrowienia na koniec maila piszę ręcznie i zrezygnowałem z podawania dodatkowych danych kontaktowych.
Google, oddawaj stopkę!
Nie idź na skróty.
Wielu użytkowników korzysta z komputera za pomocą skrótów klawiaturowych. Znam takich osobników, którzy nie potrzebują praktycznie myszki, gdyż wszystko są w stanie wykonać za pomocą szybkich skrótów.
Nie należę do grona takich profesjonalistów, ale jakieś tam skróty znam i chętnie z nich korzystam. Niestety, Inbox wspiera bardzo krótką listę skrótów klawiaturowych, więc nie wszystkie czynności mogę wykonywać tak szybko i sprawnie, jakbym sobie tego życzył. Dodatkowo, część skrótów znanych z Gmaila wywołuje w Inboksie zupełnie inne funkcje.
Nie ukrywam, że trudno się w tym wszystkim połapać. Inbox jest przecież klientem pocztowym Gmaila. Powinien być z nim w pełni kompatybilny. A nie jest.
Porównajcie sobie liczbę obsługiwanych skrótów w Inboksie (powyższa grafika), z tymi obecnymi w Gmailu (link do listy). Szkoda gadać.
Zapomnij o łatwym dodawaniu załączników.
Dodając załączniki do Gmaila mogę łatwo wybrać dowolny plik zapisany na dysku mojego komputera. Ale to nie wszystko, Gmail integruje się też z Dyskiem Google oraz pozwala na łatwe wstawianie do treści wiadomości zdjęć, linków i emotikonek. Inbox tego nie potrafi. Zaimplementowano tutaj wyłącznie obsługę załączników z dysku komputera.
Trochę słabo jak na skrzynkę pocztową nowej generacji.
Formatowanie tekstu to drogą przez mękę.
O!!! Nic mnie tak nie wkurza w tym całym Inboksie, jak potrzeba odpowiedniego sformatowania tekstu w wysyłanym mailu.
Niby taki świetny ten nowy Inbox, a okazuje się, że jedyne formatowanie tekstu jakie wykonamy za pomocą funkcji w okienku tworzenia nowej wiadomości, to: pogrubienie, kursywa, podkreślenia, dwa typ wypunktowania oraz dodanie linku. Jest też funkcja pozwalająca na usunięcie formatowania z tekstu.
Tymczasem zwykły Gmail oferuje wszystko to co Inbox oraz dodatkowo funkcję zmiany kroju oraz koloru(!) czcionki. Dodatkowo możemy wybrac jedną z trzech opcji wyrównania tekstu, zmniejszyć lub zwiększyć wcięcie (o, jak mi tego brakuje!) oraz dodać cytat.
Nie wierzę, że tych niezwykle zaawansowanych funkcji nie dało się dodać do Inboksa przed startem usługi.
Zaznaczaj se pojedynczo.
Co rusz widzę, jak ktoś na Twitterze marudzi na niewygodne wykonywanie w Inboksie działań na kilku wiadomościach jednocześnie. Za każdym razem łączę się w bólu z tymi osobami, gdyż wiem co czują.
W Gmailu zaznaczasz wiadomości jak chcesz. Wszystkie lub kilka. Działa zaznaczanie z shiftem i controlem. A w Inbox? Nie.
Po co jakiemuś wymagającemu użytkownikowi wykonywanie sprawnych działań na kilku wiadomościach jednocześnie. Niech se zaznacza pojedynczo.
Nie bądź taki do przodu, bo ci z tyłu zabraknie.
Inbox to naprawdę świetna usługa. Pomogła mi odkopać się z mailami i każdego dnia ułatwia utrzymywanie względnego porządku w poczcie email. Niestety, gdy patrzę na nowe, świetne aplikacje Gmaila, Kalendarza i innych usług Google, to mam poczucie, że obcuję z dobrze wykonanymi produktami. Są ładne, nowoczesne, sprytne i dopracowane. Niestety Inbox taki nie jest.
To smutne, że aplikacja, która ma trafić do użytkowników, którym Gmail nie wystarczał, pod wieloma względami oferuje mniej od niego. Nie wiem czy to niedopatrzenie wynika z chęci szybkiego upublicznienia projektu, nad którym pracowano od dłuższego czasu, czy też Google uważa, że takie uproszczenie interfejsu i funkcjonalności Inboksa to zamierzone działanie.
Kiedyś spotkałem się z powiedzeniem “nie bądź taki do przodu, bo ci z tyłu zabraknie”, które dzisiaj idealnie pasuje do tego co zrobił Google.
Inbox to skrzynka pocztowa na miarę 2014 roku, która pod pewnymi względami przegrywa z rozwiązaniami z poprzednich dekad.