Gra o Tron jest najczęściej piraconym serialem świata, ale HBO ma to gdzieś i robi swoje
Finał czwartego sezonu Gry o Tron za nami, a zaraz po nim przyszła pora na statystyki dotyczące poziomu piractwa serialu produkcji HBO. Fanów telewizyjnej adaptacji książek George’a R.R. Martina nie brakuje, zarówno tych oglądających legalnie, jak i “z nieoficjalnych źródeł”. Co na to władze stacji? Jak zwykle HBO jest ogromnie… zadowolone.
Zwykle przy informacjach dotyczących ogromnego poziomu piractwa muzyki, gier, oprogramowania, filmów i wreszcie produkcji telewizyjnych twórcy i właściciele praw autorskich biją na alarm. Liczą przy tym wyimaginowane straty w milionach lub miliardach dolarów, odsądzają internautów od czci i wiary. HBO, czyli twórcy szalenie popularnego serialu Gra o Tron poszli w zupełnie odwrotnym kierunku.
Kolejny rekord oglądalności pobity
Finał czwartego sezonu Gry o Tron po raz kolejny przyciągnął przed ekrany całą rzeszę ludzi. Dobrą wróżbą dla HBO jest to, że został poprawiony - już wtedy świetny wynik z zeszłego roku. Szacuje się, że odcinek o podtytule “The Children” widziało 7,1 mln osób, co oznacza wzrost o 32 proc. względem zeszłego roku, gdzie finał trzeciego sezonu zainteresował 5,39 mln ludzi, a sam serial stał się najchętniej oglądanym w całej historii stacji HBO.
Przy takiej skali popularności serialu nie dziwi, że króluje on też w… nieformalnym obiegu. Serwisy z torrentami nie mogą się opędzić od chętnych na pobranie finałowego odcinka. Jak donosi Torrentfreak, aż ćwierć mln osób wymieniało się jednym plikiem w tym samym czasie; w przeciągu pierwszych 12-tu godzin odcinek został pobrany 1,5 mln razy (co przekłada się na 2 tys. terabajtów danych), co ma przerodzić się szybko w 7,5 mln pobrań (co warto porównać z liczbami we wcześniejszym akapicie).
Skala piractwa
Patrząc na popularność całego sezonu, to bije on rekordy zarówno w legalnej emisji, jak i nieformalnym obiegu, gdzie wedle wstępnych szacunków, do tej pory żaden inny plik nie zainteresował tak wielu internautów jednocześnie. Najpopularniejsza kopia w jakości 720p była dzielona jednocześnie przez blisko 110 tysiące osób, a najlepszą jakością 1080p zainteresowało się w tym samym momencie 24 tysiące osób (gdzie różnych release’ów o mniejszej popularności też było niemało).
Szybki rzut oka na regiony z których pobierana była Gra o Tron pokazuje, że serialem zainteresowany jest cały świat, a największe zainteresowanie budzi w Australii, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Kanadzie. Polski nie ma na liście - najwidoczniej albo jesteśmy jako naród prawi i korzystamy z HBO i HBO GO, albo bardziej przypdało nam do gustu niedostępne w naszym kraju House od Cards.
Piractwo nie jest problemem
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że HBO nie płacze z powodu popularności swojego serialu w pirackich serwisach, tak jak mają to często w zwyczaju najróżniejsi dystrybutorzy i właściciele praw. Już rok temu Jeff Bewkes z Time Warner (firmy, która jest właścicielem stacji HBO) stwierdził, że wysoki poziom piractwa przekłada się na wzrost subskrypcji i nawet pokusił się o kontrowersyjne stwierdzenie, że popularność Gry o Tron na torrentach jest dla twórców większym wyróżnieniem, niż nagroda Emmy.
To zresztą nie jedyna wypowiedź w podobnym tonie. Reżyser David Patrarca stwierdził w wywiadzie, że piractwo pomaga serialom zaistnieć w zbiorowej świadomości społeczeństwa i ma wpływ na “cultural buzz”. Pobieranie z nieoficjalnych źródeł nie sprawi też, że serial zniknie, bo HBO nadal zarabia więcej pieniędzy, niż potrzebuje na tworzenie kolejnych serii. A skoro firma zarabia, to istniejąca dookoła niej “szara strefa” podbijająca popularność nie jest czymś, z czym powinno się walczyć.
Medialny hype i olbrzymie pieniądze
Co więcej, popularność Gry o Tron w pirackich serwisach stawia stację HBO w centrum dyskusji o nielegalnym pobieraniu treści. Marka przywoływana jest też podczas licznych dyskusji dotyczących streamingu i przyszłości dystrybucji treści multimedilanych. Time Warner w tym wszystkim wygrywa, bo ogromna skala piractwa nie idzie w parze ze zmniejszeniem wpływów.
Wręcz przeciwnie: Time Warner zarabia na HBO, a do tego dochodzą zyski z innych stacji, takich jak CNN, Cartoon Network i innych pomniejszych podmiotów wchodzących w skład medialnego imperium. Ostra walka z piractwem mogłaby zirytować opinię publiczną, więc twórcy Gry o Tron machają ręką na nieoficjalne kanały dystrybucji i… robią swoje, co im naprawdę nieźle wychodzi. HBO zarobiło w 2013 roku 4,9 mld dol., a Time Warner… 30 mld dol.
HBO nie zarabia (tylko) na emisji Gry o Tron
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, z którego mało kto zdaje sobie sprawę. Twórcy Gry o Tron nie zarabiają tylko na emisji serialu, w tym abonamentach HBO. Jeszcze przed premierą pierwszego odcinka zabezpieczyli swoje prawa do wszelkich nazw i motywów związanych z telewizyjną adaptacją prozy Martina i naprawdę potężnym źródłem dochodów jest dla merchandising.
Dla HBO pirat nie jest wrogiem. Nawet jeśli taki delikwent nie zapłacił - z jakiegokolwiek powodu - za emisję serialu i ściagnął go z torrentów, to jest spora szansa, że przyniesie potem pieniądze stacji kupując gadżety związane z Grą o Tron. Wystarczy, że na produkcję będzie wystarczająco duży hype. To zresztą bardzo rozsądne podejście, bo statystyczny internauta może nie mieć oporów z pobraniem z nieoficjalnego źródła odcinka serialu, ale już zabawki ze sklepu (raczej) nie wyniesie.
HBO pokazuje przy tym, że naprawdę potrafiło zrobić z Żelaznego Tronu i przyległości świetny biznes.