Android 4.4 KitKat w formie? A gdzie tam!
Google opublikował nowe statystyki dotyczące fragmentacji Androida. Chociaż dane przeznaczone są głównie dla deweloperów aplikacji, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wziąć je pod lupę na łamach Spider’s Web, tak jak zresztą robiłem to w ostatnich miesiącach. Udostępnione tabele i wykresy pozwalają na określenie, jak szybko - a może raczej, jak wolno - następuje adopcja systemu w wersji 4.4 KitKat.
Od zeszłego miesiąca jeśli chodzi o procentowy rozkład poszczególnych dystrybucji systemu mobilnego Google tak naprawdę niewiele się zmieniło. Najnowsza wersja Androida oznaczona 4.4 KitKat, mimo szeroko zakrojonej akcji promocyjnej w której udział wziął nawet producent popularnych batoników, jest tylko ciekawostką przyrodniczą i nic nie wskazuje na to, że miałoby się to zmienić.
Gdzie ten KitKat się chowa?
Android 4.4 KitKat pojawił się już kilka miesięcy temu, ale nadal przeciętny zjadacz chleba może rozmawiać i dyskutować o wprowadzonych przez Google nowościach czysto akademicko. W końcu praktycznie żaden ze smartfonów dostępnych w sprzedaży pochodzący od jakiejkolwiek innej firmy niż Google (gdzie na te telefony składają się Nexusy, urządzenia Google Edition oraz sprzęty Motoroli) nie otrzymał jeszcze aktualizacji. Wyjątkiem są na razie wyłącznie HTC One oraz Samsung Galaxy Note 3, ale nie są to urządzenia stanowiące trzon sprzedaży. To, że KitKata mało który użytkownik widział, nie jest więc zaskoczeniem.
Praktycznie cały świat korzysta więc dziś z trzech odmian Jelly Beana, Ice Cream Sandwich oraz nieśmiertelnego Gingerbreada i… tak przez długi czas zostanie. Nie dalej jak wczoraj pisałem o tym, że posiadacze tabletów Nook od Barnes&Noble mogą kupić sobie KitKata dla swoich urządzeń w postaci specjalnie przygotowanej karty microSD, a osoby korzystające ze smartfonów i tabletów innych firm mają natomiast możliwość ręcznego wgrania najnowszego systemu Google na swoje sprzęty dzięki osobom udostępniające modyfikacje na forum XDA Developers. Tylko co z tego, skoro liczba osób decydująca się na takie rozwiązanie jest statystycznie pomijalna?
Nowy Android, który jest na topie
Jeśli chodzi o adopcję Androida 4.4 KitKat, sytuacja jest wręcz dramatyczna i bez szans na poprawę. Jedynym pozytywnym sygnałem, jaki można wyczytać z danych udostępnionych przez Google, jest oddanie dominacji przez pochodzącego z 2010 roku Gingerbreada na rzecz Jelly Beana. Tylko trzeba pamiętać, że pierwszy Jelly Bean z numerkiem 4.1 już niedługo skończy dwa lata, a zamiast oddawać pola nowszym wydaniom, to… stale zyskuje.
Dwie kolejne wersje Jelly Bean sukcesywnie zyskują udziały w rynku, co nie jest dziwne, bo ten system nadal jest w komórkach i tabletach sprzedawanych w sklepach z elektroniką i u operatorów. Nawet dziś wprowadzane do sprzedaży telefony mają na pokładzie pierwsze lub drugie wydanie Żelek (chociaż 4.1 powoli opuszcza już punkty sprzedaży), a tegoroczne nowe telefony z górnej półki, jak np. Xperia Z1 Compact, startują z numerkiem 4.3 i obietnicą “rychłej aktualizacji”.
Jak dokładnie wyglądają liczby?
Wspomniany Jelly Bean (4.1-4.3) jest dzisiaj królem i kontroluje 60,7% urządzeń łączących się ze sklepem Google Play. Wzrost nie jest więc ogromny, bo o 1,6 punkta procentowego w porównaniu z zeszłym miesiącem. Istotne jest jednak, że oprócz wydania Jelly Bean 4.1 (spadek z 35,9% na 35,5%) oba wydania wzrosły - Jelly Bean 4.2 z 15,4% na 16,3%, a Jelly Bean 4.3 z 7,8% na 8,9%.
Jak przy tym wygląda KitKat 4.4? Po prostu mizernie, gdzie wzrost był jeszcze mniejszy: z 1,4% do 1,8% udziałów w rynku. Mniej od niego mają tylko obecne w zestawieniu Honeycomb 3.2 ze swoim stałym 0.1%, Froyo 2.2 z równie stałym 1,3%. KitKat wyprzedzają zaś dwie jeszcze starsze od Jelly Beana dystrybucje, czyli Ice Cream Sandwich 4.0 (spadek z 16,9% na 16,1%) oraz archaiczny, ale nadal popularny Gingerbread 2.3 (równeż spadek, z 21,1% na równe 20%).
Fragmentacja już nie jest taka straszna jak kiedyś
Google musi być świadome tego, że bezpowrotnie utraciło kontrolę nad wprowadzeniem nowego systemu na rynek. Zależy to wszystko od producentów urządzeń mobilnych, którym jest to… nie na rękę. Nie da się ukryć, że opracowanie aktualizacji pochłania środki finansowe oraz mnóstwo czasu, bo w cały proces przygotowania każdej łatki zaangażowane jest kilka podmiotów, z których każdy musi aktualizację przetestować i zatwierdzić - a liczba modeli telefonów w ofercie producentów cały czas rośnie.
W aktualizację każdego jednego modelu zaangażowani są twórcy systemu (Google), twórcy sprzętu (producenci podzespołów dostarczający sterowniki), twórcy samego telefonu i nakładki (producenci smartfonów i tabletów) oraz operatorzy (dodający swoje bloatware). Której firmie opłaca się to robić co pół roku dla całego portfolio? Nie zapominajmy też, że dla producenta handlującego smartfonami i tabletami często nowsza wersja OS-u jest argumentem, który ma zachęcić klienta do zmiany urządzenia na nowsze.
Google w pewnym stopniu rozwiązało ten problem poprzez przeniesienie niektórych funkcji systemu do Google Play Services, które może być aktualizowane automatycznie niezależnie od tego, jaka jest wersja samego systemu. Część aplikacji jest też udostępniana przez sklep Google Play, co pozwala dodawać nowe funkcje np. do Gmaila i Map posiadaczom poprzednich wydań Androida. Nadal nie dotyczy to jednak wszystkich funkcji i nowości, które wprowadził KitKat - które to posiadacze smartfonów i tabletów z Jelly Beanem, Ice Cream Sandwich i Gingerbreadem pooglądać wyłącznie na zrzutach ekranu.
Inna sprawa, że statystyczny klient często nie wie, że posiadane przez niego urządzenie jest smartfonem, a co dopiero miały by go interesować jakieś aktualizacje softu...
Zdjęcie Mobile applications, business software and social media networking service concept pochodzi z serwisu Shutterstock;
Źrodło: developer.android.com