Nowe statystyki fragmentacji Androida sporo mówią o (małej) popularności Nexusów
Nadszedł styczeń, a wraz z nim nowe statystyki fragmentacji systemu Android, które omawiam tutaj co miesiąc. Wygląda na to, że sytuacja na zielonym froncie w końcu zaczyna się poprawiać, a leciwy Gingerbread odchodzi w niebyt. A jak się do tego dobrze przyjrzeć wykresom, to można sporo wywnioskować na temat popularności, a może jej braku, urządzeń z linii Nexus.
Nowe statystyki pojawiły się ostatnio na stronie developer.android.com, ale zeszły tydzień upłynął nam na Spider’s Web pod znakiem targów CES 2014 oraz konferencji Aula Polska. Dziś jednak wyszła aktualizacja wprowadzająca KitKata na phablet Samsung Galaxy Note 3 i uznałem, że warto temat ten poruszyć. Zmiany w rozkładzie procentowym między poszczególnymi wersjami Androida sporo mówią o popularności smartfonów i tabletów sprzedawanych bezpośrednio przez Google.
Nieszczęsna fragmentacja
Jedną z bolączek systemu Android jest poruszana na łamach Spider’s Web wielokrotnie przeze mnie oraz innych autorów kwestia fragmentacji. Problem polega na tym, że w sprzedaży i u użytkowników końcowych można znaleźć dziś urządzenia działające pod kontrolą najróżniejszych wersji tego samego, w teorii, systemu. Co prawda nie jest to tak poważny problem, jak jeszcze rok czy dwa lata temu, ale po premierze KitKata znów mamy sytuację, gdy nieco poprawiająca działanie systemu funkcja w postaci ART jest nieosiągalna dla 98 na 100 posiadaczy Androida.
Brak aktualizacji skorelowany jest wyraźnie z ceną samego smartfona i tabletu, gdzie najczęściej te starsze sprzęty trafiają do sprzedaży pod kontrolą przestarzałego softu już w dniu premiery, podczas gdy te droższe urządzenia - zwykle, chociaż nie jest to regułą - mają oprogramowanie nieco bardziej aktualne. Problem w tym, że ten naj-najnowszy system Google dostępny jest tylko i wyłącznie dla wybranych. W końcu od premiery minęło dwa miesiące, a KitKata mają tylko beznakładkowe Nexusy, telefony Google Play Edition oraz będąca własnością twórców Androida Motorola.
Ale czy to naprawdę problem?
Na całe szczęście Google znalazło sposób na walkę z fragmentacją poprzez dystrybuowanie coraz większej ilości funkcji w ramach samodzielnie aktualizującej się aplikacji o nazwie Google Play Services (Usługi Google Play) oraz przez wprowadzenie niektórych aplikacji systemowych bezpośrednio do sklepu Google Play, więc ich aktualizacja przebiega już niezależnie od samego systemu operacyjnego.
Mimo wszystko nadal wiele naprawdę fajnych nowości pozostaje nieosiągalne dla zwykłego zjadacza chleba, nawet jeśli wyłożył na swój nowy telefon nie kilkaset, a kilka tysięcy złotych. Nowy wygląd pulpitu z przezroczystymi paskami przycisków i powiadomień i możliwość wyświetlania okładek na całej wielkości ekranu blokady to dodatki, których nie uświadczą posiadacze urządzeń z Jelly Bean lub słabszych - o dobrze rokującym ART nawet nie wspominając.
Aktualizacja urządzeń z nakładkami
Ciekaw teraz jestem, jak zmieni się układ sił, gdy pierwsze Androidy z systemem zmodyfikowanym przez producenta dostaną już upragnionego batonika. Nowy Android będzie miał wtedy szansę na poprawę swojej pozycji, ale dopóki KitKata nie dostaną sprzęty sprzedawane za złotówkę w tanich abonamentach, dopóty będzie on w niszy. Obawiam się tylko, że zanim tak się stanie, to Google zdąży wydać kolejnego Androida...
Czy to będzie dalej KitKat, tylko już z numerkiem 4.5, czy też może numeracja przeskoczy do 5.0, a nazwa zaczynać będzie się od literki “L” to już nieistotne. Po prostu nie zdziwię się, jak nowego zielonego robota zobaczymy już za kilka miesięcy, a producenci dalej będą się bawić z Google i klientami w kotka i myszkę, tak jak teraz. Jak na razie dopiero dziś z rana pierwszy "nakładkowy" Android w postaci phabletu Galaxy Note 3 dostal update do wersji 4.4.2, a pozostali producenci milczą.
Co nam mówią wykresy i tabele?
Porównując opublikowane statystyki fragmentacji Android z początku grudnia z dzisiejszymi widać nieco zmian. Honeycomb jest statystycznie pomijalny, a zarówno Gingerbread, Ice Cream Sandwich straciły kolejne kilka procent udziałów. Procenty te przejęły wszystkie trzy odsłony Jelly Beana, z których każda zyskuje, a także ciut więcej ma 4.4 KitKat - wzrost z 1.1 na 1.4%. To nie jest oszałamiający wynik, ponieważ… praktycznie dokładnie tyle samo ma najstarszy obecny w zestawieniu Froyo.
Zastanawiam się też ciągle, czy biorąc pod uwagę ograniczoną ilość urządzeń, które KitKata mogą mieć - a są to wspomniane Nexusy, telefony GPE i należąca do Google’a Motorola - czy te 1.4% to dużo, czy mało. Biorąc pod uwagę agresywne pozycjonowanie cenowe telefonów i tabletów zwłaszcza z linii Nexus nie wydaje mi się to jakimś olbrzymim sukcesem. W końcu Google dostarcza do klientów tylko, lub jak ktoś woli “aż” 1,4 urządzenia na 100.
Podsumowanie
Problem fragmentacji niewątpliwie istnieje, chociaż traci na znaczeniu. Niestety, tak jak wcześniej podejrzewałem, Google nie ma ani planów, ani ambicji tego problemu rozwiązać. Google Play Services i aplikacje w Sklepie to był dobry pomysł, ale to przypomina prędzej partyzancką walkę z tym problemem, niźli świadome działanie i podążanie za planem sprzed lat.
Z drugiej strony zaczyna nas trapić problem fragmentacji wersji aplikacji będący wynikiem tzw. staged rollouts. Deweloperzy coraz częściej wypuszczają aplikację tylko dla kilku procent użytkownik - i strasznie mnie śmieszy, gdy przy tym zapomną wyłączyć powiadomień o nowej wersji. Tapnięcie w powiadomienie odsyła mnie do Google Play, gdzie informacji o aktualizacji brakuje.
Zgodzę się też, że jak na razie Jelly Bean wystarczy większości użytkowników z nawiązką, a z możliwości i funkcji z KitKata niewiele osób będzie tak naprawdę korzystać. Problem w tym, że to po prostu bardzo kiepsko rokuje na przyszłość, bo nawet jeśli w następnej wersji pojawi się coś prawdziwie przełomowego, to lwia część użytkowników te nowości zobaczy albo na screenshocie w sieci, albo u siebie gdy już dawno nie będą, no cóż, nowościami.
Google, mam prośbę: zwolnij trochę.
Zdjęcie Android holding a glowing earth globe. Rendered on black background pochodzi z serwisu Shutterstock.