Pamiętacie rozwiązanie problemu z buforowaniem YouTube? Od stycznia przestanie działać, podziękujcie Google
Jakiś czas temu opisywałem wtyczkę, która rozwiązuje problemy z buforowaniem filmów w serwisie YouTube, jakie dotykają sporą cześć użytkowników tego serwisu z klipami wideo. Wygląda niestety na to, że od przyszłego roku przestanie ono działać, przynajmniej w przypadku użytkowników systemu Windows. Wszystko przez to, że Google zdecydowało się na wyłączenie w wersji swojej przeglądarki na system Microsoftu możliwości instalowania rozszerzeń spoza sklepu Chrome Web Store.
Chrome od Google zdobyło ogromną popularność na przestrzeni kilku lat, a sam zacząłem jej z chęcią używać od momentu, gdy zaczęła wzorem Firefoksa obsługiwać rozszerzenia. Na początku można je było instalować ręcznie po ściągnięciu z internetu specjalnego pliku, a później twórcy zdecydowali się na stworzenie centralnego repozytorium. Przez długi czas to użytkownik miał wybór, czy chce zainstalować rozszerzenie z tzw. Chrome Web Store, czy też może za pomocą ręcznego wgrania pliku.
Możliwości rozszerzeń
Ze względu na rozszerzenia nie wyobrażam już sobie przesiadki na inną przeglądarkę niż Chrome. Nie chodzi nawet o to, że gdzie indziej rozszerzeń nie ma - w końcu taki Firefox wprowadził je znacznie wcześniej - tylko o to, że po prostu przyzwyczaiłem się do tego paska w prawym górnym rogu, gdzie lądują skróty do wszystkich najważniejszych dla mnie dodatków.
Mam tam w jednym miejscu dostępne wszystkie interesujące mnie powiadomienia - w tym o poczcie Gmail i Exchange oraz o nowych komentarzach w serwisach społecznościowych. Znalazły się tam też przyciski wywołujące okienka pop-up do pisania wiadomości na Twitterze, a nawet SMS-ów poprzez połączenie rozszerzenia za pomocą chmury z telefonem.
Nie wszystko znajdziesz w Chrome Web Store
Na tym jednak możliwości rozszerzeń Chrome się nie kończą. Opisywałem zresztą na łamach Spider’s Web narzędzie, które pozwala wyeliminować problem z buforowaniem filmów w serwisie YouTube, a także na modyfikację interfejsu serwisu. Niestety, gigant postanowił odebrać użytkownikowi wybór i zainstalowanie nie tylko tego dodatku, ale też wszystkich innych spoza oficjalnego katalogu, przestanie być możliwe.
Tym samym za dwa miesiące już z proponowanego rozwiązania nie skorzystacie, bo Google chce kontrolować to, jakie dodatkowe oprogramowanie użytkownicy będą wgrywać do swojej przeglądarki. Nie zdziwię się też, jak zostaną zablokowane wszystkie rozszerzenia usuwające reklamy z usług giganta lub nawet wylecą wszystkie AdBlocki (z tym akurat nie mam problemu), a także te, które zmieniają funkcje i wygląd witryn (tu już trochę gorzej).
Google pokazuje, że to jego piaskownica
Wspomnianego rozszerzenia naprawiającego problem w YouTube nie ma w Chrome Web Store, czyli oficjalnym repozytorium z dodatkami do przeglądarki od Google. Trudno powiedzieć, czy to Google nie zgodziło się na jego umieszczenie, czy też może to jego twórca go nie chciał tam umieścić, ale faktem pozostaje, że możemy się z nim pożegnać. No przynajmniej mogą o nim zapomnieć użytkownicy Windowsa, bo blokada nie dotknie pozostałych platform.
Blokada będzie dotyczyć stabilnego wydania i wersji beta. Wersja dla deweloperów, oraz jeszcze bardziej rozwojowa Canary, naturalnie na instalację własnych rozszerzeń pozwoli - to dopiero byłoby kuriozum, gdyby twórcy rozszerzeń nie mogli ich testować - ale zwykły użytkownik może albo o nich zapomnieć... albo korzystać z niestabilnej wersji przeglądarki. Obie alternatywy nie brzmią dobrze.
A jak się Google przy tym tłumaczy?
Google naturalnie “robi to dla dobra użytkowników”. Firma zasłania się tym, że na platformie Windows złośliwe oprogramowanie bardzo często dobierało się do przeglądarki i instalowało w niej złośliwe rozszerzenia. Szkoda tylko, że wyłączenie opcji ręcznej instalacji to takie trochę wylewanie dziecka z kąpielą. Co prawda zainstalowane dziś rozszerzenia będą działać dalej, ale co jeśli przypadkiem wyczyścimy pamięć komputera? No właśnie, zostajemy z, mówiąc kolokwialnie, ręką w nocniku. Jasne, bezpieczeństwo to podstawa, ale możliwość wyboru też jest ważna.
Nie powiem, żeby nie irytowały mnie programy, które automatycznie rozszerzenia instalują bez pytania o zgodę (sterowniki SetPoint od Logitecha, dodatek od antywirusa Kaspersky’ego) i ochrona przez zagrożeniami jest naturalnie istotna. Tylko Google mogło po prostu zostawić, wzorem Androida, możliwość włączenia instalacji rozszerzeń spoza sklepu zaszytą głęboko w opcjach przeglądarki. Tylko teraz z hasłem “walki o bezpieczeństwo”na ustach Google zablokowało potencjalnie niepożądane (przez Google, nie użytkowników) dodatki.
Szkoda, że Google staje się coraz bardziej pazerne i zachłanne, a użytkownicy na tym cierpią. Eliminuje nierentowne, ale przydatne projekty (zamknięcie Google Reader), wciska wszędzie Google Plusa (komentarze YouTube, integracja w G+ kolejnych funkcji z Androida), ignoruje inne systemy operacyjne od konkurencji (brak aplikacji na Windows Phone), a teraz nawet zabiera możliwość instalacji rozszerzeń z alternatywnych źródeł w przeglądarce. Tylko czekać, aż na Androidzie nie będzie się dało instalować plików .apk.
A na pytanie, czy to wszystko nadal jest zgodne z “don’t be evil” odpowiedzcie sobie sami.
Zdjęcie Homepage of Google in August 7 pochodzi z serwisu Shutterstock.