Jak sprytnie obejść problem z buforowaniem się filmów na YouTube?
Pewnie spora część z Was miewa problem z portalem YouTube. Gdy buforowanie trwa w nieskończoność, nic nie da się obejrzeć spokojnie, a pozostawienie filmu w otwartej karcie w tle nie pomaga. Na szczęście można obejść ograniczenie i cieszyć się ponownie ładującymi się filmami do samego końca po pauzie odtwarzania. Wszystko za pomocą ważącego trzysta kilobajtów rozszerzenia do przeglądarki - i to nie tylko dla Chrome’a.
Używanie rozrywkowego serwisu z klipami wideo firmy Google wcale nie jest takie przyjemne i bezstresowe, jakbyśmy tego chcieli. Czasem nie sposób obejrzeć nawet głupiutkiego filmiku z kotami, bo YouTube odmawia współpracy. Na spory problem cierpią - lub cierpieli, bo odpukać od jakiegoś czasu, przynajmniej na moim łączu, jest wszystko ok - użytkownicy internetu Orange, co opisywaliśmy wspólnie z Mateuszem na łamach Spider’s Web. Ale Google też dorzuca swoje trzy grosze w temacie, czym potrafi użytkowników doprowadzać do szewskiej pasji.
Era YouTube’a łupanego
W zamierzchłych czasach, gdy Internet przynosiłem jeszcze do domu od sąsiada w wiaderku, natychmiastowe odtworzenie klipu na YouTubie nawet w najmizerniejszej jakości graniczyło z cudem. Wtedy jedynym rozwiązaniem było otwarcie przesłanego przez znajomego na Gadu-Gadu śmiesznego filmiku z kotami w roli głównej w jednej z kart w tle. Po kwadransie pasek buforowania zwykle był już naładowany na tyle, że dało się wspomniany materiał obejrzeć. I to było dobre.
Znacznie później, gdy już internet znacznie przyspieszył i strumieniowanie wideo 720p w czasie rzeczywistym nie stanowiło problemu, nawyk pozostawiania filmów do załadowania się do końca na karcie w tle pozostał. Ot tak na wszelki wypadek, jakby kabel od internetu miało urwać w trakcie oglądania, a ja miałbym nigdy nie dowiedzieć się, jak skończyła się kolejna przeróbka Hitlera w poszukiwania elektro lub innego z popularnych w tamtym czasie hitów internetów.
Dasz mi, DASH
Radosne buforowanie skończyło się w momencie, gdy Google stwierdził, że na YouTubie pora zarabiać, a takie buforowanie ludziom jednocześnie kilkunastu filmów, gdy obejrzą pewnie kilkanaście sekund jednego z nich po prostu się nie opłaca - a przynajmniej takie wytłumaczenie sobie znalazłem dla faktu, że pewnego dnia moje filmy przestały się ładować. Serwis wprowadził protokół streamingu o groźnie brzmiącej nazwie Dynamic Adaptive Streaming over HTTP, który skrócić można jako DASH. Nie zagłębiając się w techniczne bzdurki, istotny jest efekt: włączenie DASH-a sprawiło, że odwieczny porządek rzeczy został zachwiany.
Od bliżej nieokreślonej daty pauza na YouTubie = stop buforowania, koniec, kropka. Chcesz buforować, to oglądaj, a jeśli Ci się tnie, to majstruj paskiem postępu. Nie żeby to był straszny #firstworldproblem - po prostu trzeba było zmienić przyzwyczajenia. I to też było dobre. Ale znów do czasu, bo wraz ze wzrostem popularności YouTube’a wprost proporcjonalnie malała szybkość ładowania się filmów - a chociaż moje łącze rosło, to teraz się zdarza, że filmik odpalam dłużej, niźli we wspomnianych z rozrzewnieniem czasach “wiaderkowego” internetu. A czasem nawet rezygnuję, gdy widzę że dalsza próba odtworzenia klipu nie ma przyszłości.
I co teraz?
Nie ze wszystkimi pomysłami twórców internetowych witryn można sobie poradzić - ręka w górę komu w końcu udało się pozbyć Śledzika - ale akurat w przypadku YouTube’a da się ten nieszczęsny DASH wyłączyć. Nie to, żeby mi sam koncept przeszkadzał, bo jak rozumiem w skali świata to mogą być naprawdę wymierne oszczędności dla Google - problem w tym, że po prostu przedobrzyli i często - zwłaszcza na słabszym łączu - portal jest nieużywalny. Udało mi się na szczęście znaleźć rozwiązanie.
No dobra, nie mi się udało, tylko znajomy podesłał mi linka do strony lifehacker.org, gdzie opisane zostało rozszerzenie do przeglądarki Chrome oraz skrypty do innych przeglądarek, które pozwalają na wyłączenie DASH-a. Nazywa się ono YouTube Center, ale myk jest taki, że trzeba rozszerzenie/skrypt do przeglądarki dodać ręcznie - zaufajcie, sprawdzałem, nie ma go w Chrome Web Store, a jedyne co odszukane w zasobach oficjalnego sklepu z dodatkami znalazłem, to rozszerzenie centrujące YouTube’a na środku panoramicznego monitora. No ale to nie o to mi chodziło.
YouTube Center
Instalacja rozszerzenia jest na szczęście banalnie prosta i sprowadza się do kilku kliknięć. Lifehacker odsyła na podstronę github.com, gdzie należy kliknąć w link “Mirror: Dropbox” przy nazwie używanej przez siebie przeglądarki. W moim przypadku jest to Chrome, a po kliknięciu pobrane rozszerzenie trafia na pulpit w postaci malutkiego pliku .crx. Aby je dodać do przeglądarki wystarczy otworzyć w nowej karcie spis zainstalowanych rozszerzeń, włączyć tryb programisty i przeciągnąć ściągnięty uprzednio plik. Voilla!
Po instalacji i pierwszym wejściu na serwis YouTube użytkownik przenoszony jest do panelu Ustawień YouTube Center. Rozszerzenie wygląda potężnie i zawiera mnóstwo opcji, które pozwalają na dopieszczenie YouTube’a. Przyznam szczerze, że nie miałem czasu ani ochoty się już nimi bawić, a po prostu udałem się do zakładki “Odtwarzacz” i upewniłem się, że ptaszek przy “Odtwarzanie Dash” jest odznaczony.
I tyle, działa. Reszta ustawień mnie nie interesuje, ale może Wam się przyda. Dostać się do nich można przez klikanie koła zębatego obok awatara w prawym górnym rogu. Rozszerzenie dostępne jest w języku polskim, więc nie powinno być z nim problemu. Dla mnie najważniejsze, że problem buforowania filmów został już rozwiązany. Jak następnym razem wystąpi, wiem co klikać, aby Dash wyłączyć.
A tymczasem wracam do oglądania kolejnych kotów.