To będzie rok Linuksa
Przed Linuksem jeszcze nigdy nie rysowała się tak wyraźna przyszłość, jak możemy to zaobserwować obecnie.
Oczywiście celowo użyłem tego tytułu. Hasło o roku Linuksa powraca do mediów co jakiś czas. Żeby nie powiedzieć, że co roku. Potrafi ono wzbudzić uśmiech na twarzy, ale taki też był mój plan.
Uśmiech na twarzy powinien się pojawić, gdyż zaczynam dostrzegać światełko w tunelu. Jest to znak, zwiastujący możliwość przełamania monopolu Microsoftu na rynku oprogramowania i systemów operacyjnych.
Dlaczego rynek Windowsa miałby się zawalić?
Windows 8 cieszy się umiarkowaną popularnością. Jego adaptacja przez rynek jest bardzo ostrożna i powolna. Dostrzegają to analitycy, dostrzegają to sprzedawcy, dostrzegam to też i ja.
Pamiętam, gdy po Viście pojawił się Windows 7. Znajomi naprawdę ochoczo reagowali na nowy system, o którym tak naprawdę cały czas wiedzieliśmy niewiele. Ludzie chętnie wymieniali swoje maszyny na te z nowym oprogramowaniem. Inni instalowali nowego Windowsa na starszych komputerach.
W przypadku Windowsa 8 tego nie widzę. Może oprócz wąskiej grupy geeków. Ale jeżeli maiłbym generalizować to powiedziałbym, że ludzie, których spotykam nie rozumieją Windowsa 8 i nie chcą go w swoim prywatnym komputerze.
Ostatnio byłem zaproszony do Lommel w Belgii do tajnego ośrodka badawczego Forda. Wraz ze mną przyjechali dziennikarze i blogerzy z Europy i dwóch kolegów po fachu z Polski. Rozmawiając o technologiach zeszliśmy na temat Windowsa. Moi rozmówcy byli przerażeni. Opowiadali o swoich problemach z ogarnięciem nawigacji po systemie, o nieczytelnym interfejsie, o braku przycisku start, o aplikacjach nieprzygotowanych do interfejsu dotykowego itp.
Można powiedzieć, że to nic nowego. Jednak przeraziło mnie, że tym razem nie była to opinia pani Halinki z warzywniaka, lecz grupy facetów z różnych zakątków Europy, którzy żyją z pracy na komputerze i każdego dnia testują oraz recenzują nowe technologie.
Rozmawiając o alternatywach dla Windowsa 8 wymienialiśmy Macbooki oraz Ubuntu. Zdziwiło mnie to, jak wielu z nich, którzy od lat pracowali na Windowsach rozważa teraz ucieczkę i zmianę platformy. Nikt się nie dziwił, że ktoś kupił Maka, że zainstalował nowe Ubuntu, a nawet, że ktoś mobilnie pracuje tylko na Chromebooku.
To może być dobry moment, aby ludzie usłyszeli po raz kolejny o Linuksie, aby zainstalowali na swoich komputerach Ubuntu, które ma ludzki interfejs i z obsługą którego nie ma problemu żaden średnio zaawansowany użytkownik Windowsa.
Dlaczego Linuks?
Pracuję na Ubuntu od długiego czasu. Początkowo wracałem czasem do Windowsa, gdyż siła przyzwyczajeń mówiła mi, że to tam jest moje miejsce. Jednak za każdym razem powrót był trudniejszy. Interfejs systemu Microfostu mimo tego, że jest nam dobrze znany, bywa niewygodny. Ubuntu przewyższa Windowsa lepiej rozwiązanym paskiem powiadomień, aplikacjami integrującymi się z systemem, wyszukiwarką, możliwościami personalizacyjnymi i lekkością pracy itd.
Dlatego po każdej ucieczce do Windowsa wracałem do Ubuntu. Teraz przyzwyczaiłem się do tego interfejsu i niczego mi już nie brakuje. Mam tu wszystkie aplikacje niezbędne do pracy i rozrywki.
Zdaję sobie sprawę, że Linuks nie oferuje tak bogatego portfolio zewnętrznych aplikacji jak konkurencja w postaci Windowsa czy OS X. Jednak ja znalazłem tu wszystko czego potrzebuję i nie odczuwam już żadnego dyskomfortu w pracy.
Dlaczego znowu mówimy o roku Linuksa?
Słaba adaptacja Windowsa 8 to jedno. Po drugie Microsoft wchodząc na rynek hardware’u z własnymi komputerami stał się konkurentem, dla producentów OEM. Firmy takie jak HP przyznają, że Microsoft jest jednocześnie ich partnerem i rywalem.
To bardzo niezdrowa sytuacja. Dlatego też duzi producenci sprzętu komputerowego będą szukać alternatywy dla Windowsa. Mogą robić to powoli, niezdecydowanie i ostrożnie. Ale będą badać grunt i kombinować, w która stronę powinni teraz skręcić.
A wybór mają niewielki. Z jednej strony, z otwartymi rękoma czeka na nich Google ze swoim Chrome OS. Z drugiej czekają znudzeni, ale jednak pełni niegasnącej od lat nadziei twórcy dystrybucji Linuksa. Największym i najbardziej charyzmatycznym jest Canonical ze swoim Ubuntu. Firma ta może być dobrym partnerem, gdyż jej próby ze stworzeniem własnego hardware’u spełzły na niczym. Firmy takie jak Dell, Lenovo, czy Alienware już teraz oferują sprzęt z Ubuntu. Można to jednak odbierać jako egzotykę i badanie rynku. Na prawdziwy wysyp sprzętu z Linuksem musimy jeszcze poczekać.
Nie można nie dostrzegać tego co się dzieje na rynku gier. Valve ucieka na własne poletko i będzie pielęgnowało swoją dystrybucję Linuksa - SteamOS - który napędzi ich autorskie maszyny.
Z drugiej strony słyszymy głos dyrektora zespołu pracującego nad Battlefieldem, który mówi, że Linuks potrzebuje już tylko jednego “killer” tytułu, aby uruchomić lawinę gier na tę platformę.
To wszystko bardzo dobrze rokuje. Linuks może zyskać gry, takie jak chociażby Half-Life 3 - to oczywiście tylko gdybania, ale scenariusz ten nie jest pozbawiony sensu.
Po takim ognisku zapalnym, ruszyliby inni producenci gier oraz oprogramowania użytkowego. To wszystko mogłoby zostać wsparte przez producentów OEM-ów, którzy do tej pory jechali na jednym wózku z Microsoftem. Jednak dużym graczom nie podoba się, że to gigant z Redmond dorwał się do sterów wagonika i jedzie tak agresywnie, że może pozabijać wszystkich współpasażerów.
Dlatego logika nakazywałaby wyskoczenie z tego wagonika, nim ten się za bardzo rozpędzi. Ci, którzy wyskoczą jako pierwsi najmniej się poturbują i błyskawicznie staną na nogi. Mogą otrzepać się z kurzu, powiedzieć, że nic się nie stało i z uśmiechem witać się z gąską… tfu! Z pingwinem.
Zdjęcie Three King Penguins at Volunteer Point pochodzi z serwisu Shutterstock.