Google Reader się zamknął a ja jednak jestem w kropce
Myślałem, że będzie inaczej. Myślałem, że trzy miesiące jakie dał nam wszystkim Google na przygotowanie alternatyw Readera wystarczą i nie będę musiał nic zmieniać w swoim od lat wykształtowanym systemie pracy. Niestety na dziś tracę najważniejszą dla mnie aplikację desktopową obsługującą RSS.
Google Reader już nie działa. Zgodnie z zapowiedziami Google wyłączył usługę 1 lipca 2013 r. Oczywiście wcześniej wyeksportowałem wszystkie swoje kanały RSS do innych usług, w tym Feedly, Digga, czy AOL. I w zasadzie jestem zadowolonym użytkownikiem Feedly, z którego zresztą na urządzeniach mobilnych korzystałem od dawien dawna, gdyby nie jedna rzecz - moja ulubiona aplikacja desktopowa na OS X, Reeder, na razie nie wspiera silnika Feedly. Mimo zapowiedzi twórcy aplikacji Silvio Rizzi'ego dotyczących tego, że jego dzieło będzie bezproblemowo współpracować z Feedly po wyłączeniu Readera, aplikacja na OS X (podobnie zresztą jak na iPadzie) na razie tego nie oferuje. Rizzi wciąż deklaruje wsparcie dla Feedly dla wszystkich trzech odmian Reedera, ale dzisiaj 1 lipca jest ono dostępne wyłącznie dla aplikacji na iPhone'a (z której zresztą nie korzystam już od dawna).
I jestem w kropce. To dla mnie poważny problem, gdyż jestem zmuszony zmienić swój system pracy i de facto zmusić się do nauki nowego, a to nigdy nie odbywa się bez problemów. Dotychczas było tak, że Google Readera używałem jedynie jako silnika RSS, do synchronizacji w chmurze. I wyobrażałem sobie, że po tym, jak Feedly szybko zdobyło odpowiedni rozgłos po ogłoszeniu decyzji Google'a o rychłym zaprzestaniu rozwoju Readera, to właśnie ta usługa zostanie moim nowym domyślnym silnikiem moich RSS w chmurze. Zresztą świetnie się składało, bo na smartfonach i tabletach od dawna korzystałem z aplikacji Feedly, które są absolutnie fantastycznie. Na komputerze, jak większość znanych mi blogerów i dziennikarzy pracujących na Makach, korzystałem z aplikacji Reeder, która nie miała praktycznie konkurencji. Feedly na desktopie w formie odrębnej aplikacji obecne nigdy nie było i niestety nie ma tego nawet w planach.
Nie nauczyłem się nigdy korzystać z webowych aplikacji czytników RSS. Nie lubię, nie podoba mi się, jest to dla mnie uciążliwe. Jak wielokrotnie pisałem na Spider's Web, dla mnie kluczowe aplikacje, takie jak: poczta e-mail, menadżer zadań, kalendarz, odtwarzacz muzyczny, aplikacja do czatu, pakiet biurowy i właśnie czytnik RSS muszą funkcjonować jako aplikacje desktopowe. Tak mi się z nich najlepiej korzysta. Wypracowałem to przez długie lata pracy w Sieci.
Dzisiaj nie ma aplikacji desktopowej na Maka, która by obsługiwała Feedly. Reeder nie zdążył i nie wiadomo kiedy pojawi się wsparcie dla Feedly. Pozostałe ciekawe aplikacje na OS X, jak Caffeinated, czy NetNewsWire na razie działają lokalnie, bez wsparcia dla chmury, w tym tej od Feedly, więc do czasu aż Silvio Rizzi wypuści nową wersję Reedera na Maka, będę musiał korzystać z aplikacji webowej.
Spróbuję Feedly, choć szczerze powiem, że dotychczas webowa wersja tej świetnej usługi do mnie nie przemawiała. Brakuje mi w niej odpowiedniego wyświetlania prezentującego możliwie najwięcej treści danego tekstu w kanale RSS. Tryb pełnego feedu w Feedly niestety nie wygląda odpowiednio. Dwa dni temu do programu beta swojego czytnika RSS wpuścił mnie Digg. Wygląda obiecująco, choć i tak daleko mu do fenomenalnej ergonomii wyświetlania treści w Reederze.
Przez chwilę wydawało mi się, że uda się uniknąć większych problemów po wycofaniu się Google'a z usługi Reader. Pospolite ruszenie w kwestiach alternatywnych silników i aplikacji dawało nadzieję, że 1 lipca doczekam się happy-endu. Niestety, mimo świetnej pracy ze strony Feedly i innych, na razie tracę najważniejszą dla mnie opcję czytnika w postaci oddzielnej aplikacji.
Ech, to Google.