Tesla wymyśliła szybsze ładowanie samochodu elektrycznego niż tankowanie paliwa
Samochód elektryczny przejedzie powiedzmy 400 km. Następnie trzeba go podłączyć do prądu, odczekać kilka godzin lub co najmniej kilkadziesiąt minut i dopiero wtedy można ruszyć w dalszą drogę. Inżynierowie Tesli rozwiązali ten problem. Stworzyli system, dzięki któremu dalsza jazda jest możliwa już po około 90 sekundach.
Jak podaje Engadget cały system nie ma opierać się na ładowaniu zainstalowanych już baterii. To trwałoby zdecydowanie dłużej i na razie nie nadziei na to, żeby problem szybko rozwiązać. Doskonale zdają sobie z tego inżynierowie Tesli i dlatego zaproponowali inne podejście do tematu. Stworzyli specjalne „stacje elektryczne”, które pozwolą na błyskawiczną wymianę akumulatorów w czasie około 90-95 sekund.
Wystarczy wjechać samochodem na odpowiedni podest i wyłączyć silnik. System sam wykryje nasze położenie i dopasuje mechanizm, który poprzez podwozie wyciągnie zainstalowane baterie i po chwili wymieni na nowe, w pełni naładowane. Kierowca nie musi nic robić. Nawet może zostać w samochodzie i w tym czasie np. zadzwonić do znajomego. Proste jak budowa cepa, a do tego dość szybkie, bo rzeczywiście trwa te 90 sekund.
Teraz najważniejsze – ile to kosztuje? Tesla zapewnia, że za taką wymianę przyjdzie nam zapłacić około 60-80 dolarów. W Stanach Zjednoczonych to równowartość mniej więcej 70 litrów paliwa. U nas to… około 200-260 złotych, czyli jakieś 40-50 litrów benzyny E95. Jeśli bateria rzeczywiście pozwoli na przejechanie 400 kilometrów (Tesla Model S ma zasięg 335 lub 425 km, w zależności od wybranej wersji), to interes wydaje się wciąż średnio opłacalny. Wychodzi drożej niż w przypadku paliwa, a samochody są piekielnie drogie. Cena zaprezentowanego na filmie modelu zaczyna się od mniej więcej 70 tysięcy dolarów, a przecież w USA cztery kółka są zdecydowanie tańsze niż u nas.
Budowa nowej stacji Tesla to kosz około 500 tysięcy dolarów. Pierwsza z nich ma się pojawić już niedługo, w Kalifornii.