REKLAMA

Klasyka PSXa: Ace Combat, czyli każdy marzył, by zostać pilotem

Chyba każdy, w szczególności mężczyźni, chciał być pilotem samolotów. Jak chyba wszyscy wiemy niewielu z nas ta sztuka się udała. Cóż zrobić, takie jest życie. Jednak na całe szczęście gry wideo przychodzą nam na ratunek. Choć wszelkiej maści symulatory lotnictwa czy gry w których możemy zasiąść przed wolantem samolotu są głównie domeną osób grających na komputerach, to nawet na poczciwym PlayStation pojawiły się dwie odsłony Ace Combat.

Klasyka PSXa: Ace Combat, czyli każdy marzył, by zostać pilotem
REKLAMA
REKLAMA

Na wstępie należy jednoznacznie zaznaczyć, że Ace Combat 2 oraz Ace Combat 3: Electrosphere to arcadowe gry od Namco, które są kontynuacją gry Air Combat. Deweloperzy z rozmysłem nie chcieli zmuszać nabywców swojego produktu do długich przygotowań swojej maszyny do lotu. Co więcej oszczędzili nam konieczności przechodzenia całej procedury startowej i rozgrywkę zaczynamy już w powietrzu. Jedyne, co wcześniej musieliśmy zrobić, to zapoznać się z celami misji, wybrać z hangaru maszynę, którą się wybierzemy na misję, dobrać odpowiedni arsenał „argumentów” (w Ace Combat 3) i w drogę...znaczy w przestworza.

Ufam, że osoby, który kochają spędzać godziny w swoich super fotelach lotniczych, przed specjalnymi wolantami i innymi cudami za milion złotych podłączonymi do komputera, już tego nie czytają. Tylko z jednego powodu mam taką nadzieję. Chyba każdy ma lub miał gry, które po prostu się odpalało i grało się 15 czy 30 minut tak, by zapomnieć o całym otaczającym nas świecie. Dla jednych to zapewne było GTA, dla innych Tekken, a dla jeszcze innych Tenchu, gdzie można było się relaksować odcinając główki (nie żebym pochwalał takie zachowanie, ale na tym polegała rozgrywka).

Ace Combat 2 pojawił się na PlayStation w połowie roku 1997, dwa lata później swoją premierę miała 3 część tej serii gier od Namco. To, co mogło cieszyć gracza spędzającego długie chwile za sterami swojej maszyny to fakt, że twórcy gry starali się urozmaicić grę poprzez zaproponowanie różnych ścieżek misji, a co za tym idzie również ich alternatywnych zakończeń.

Wbrew pozorom Ace Combat to bardzo dobra seria gier. Niestety Namco przy Electrosphere postanowiło przysłowiowo strzelić sobie w stopę, tym samym karząc graczy nie mieszkających w Japonii. Ace Combat 3 ukazał się w kraju Kwitnącej Wiśni na dwóch płytach CD, co pozwoliło na odpowiednie rozbudowanie wątków pojawiających się w grze oraz tworzenie dłuższych, również ciekawszych misji. Jednak z dość niejasnych dla mnie powodów Namco postanowiło na innych rynkach „skroić” grę tak, by ta zmniejszyła się do jednej płyty CD. Nie wyszło to niestety temu tytułowi na zdrowie. Tym bardzie, że ta odsłona gry była w mojej ocenie znacznie bardziej urozmaicona od poprzedniej. Wspomnieć między innymi należy o misji w kosmosie, która była niemalże wisienką na torcie graczy AC3.

Wątpliwe, by taka strategia ze strony wydawcy gry była pierwszą w historii, a na pewno nie była ostatnią. Oczywiście dzięki temu japońskie wydania gier czy innych rzeczy stają się wtedy łakomym kąskiem dla fanów z innych stron świata. Mimo tego, że posiadałem wersję europejską Ace Combat 3 sprawiała, ba, sprawia mi nadal wiele przyjemności, gdy znajdę wolną chwilę by polatać w przestworzach. Gry lotnicze nigdy nie należały do najpopularniejszych, co nie znaczy, że były kiepsko wykonane lub nie angażowały odpowiednio graczy. Jeśli ktoś tak twierdzi to według mnie taka osoba nie grała w gry od Namco.

REKLAMA

ilustracje: jap-sai.com

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA