REKLAMA

Kim Dotcom jak polityk

23.07.2012 16.21
dotcom
REKLAMA
REKLAMA

Kim Dotcom stworzył piosenkę (bo utworem tego nawet nazwać nie potrafię), od której krwawią uszy, ale która idealnie wpisuje się w działania niemal propagandowe Dotcoma, które prowadzi od jakiegoś czasu za pośrednictwem mediów społecznościowych, w szczególności Facebooka. Dotcom prowadzi niemal polityczną kampanię, w której kreuje się na przyszłego zbawiciela internetu, orędownika wolności i ofiarę krwiożerczych koncernów stanowiących zagrożenie dla demokracji. Dotcom idealnie wpisuje się w trend grania na podstawowych uczuciach i emocjach internatów, którzy boją się, że nie będą mogli ściągać pirackich kopii plików. ACTA była zła, złe jest też podążanie za przebiegłym Dotcomem.

Sprawa zamknięcia Megaupload i aresztowania Dotcoma ma wiele aspektów. Okazało się, że zamknięcie serwisu, zajęcie domu i wszystkich środków Dotcoma w Nowej Zelandii było nie do końca legalne. Cały czas toczy się batalia o legalność tego zamknięcia, o to, czy nie było ono wywołane naciskami polityków mających kontakty z wytwórniami muzycznymi i czy wywiezienie zajętych dysków twardych z danymi poza Nową Zelandię odbyło się zgodnie z literą prawa. Faktycznie angażowanie FBI w proces, jakby nie było o prawa autorskie, czyli cywilny, jest wątpliwe.

Dlaczego tylko Megaupload został zamknięty w taki widowiskowy sposób, a inne, podobne serwisy, które też były i wciąż są siedliskiem pirackich treści nie? Czy Megaupload był pokazówką, która miała nastraszyć (i nastraszyła dosyć skutecznie) inne serwis? Dlaczego FBI zaangażowała się w sprawę spoza swoich kompetencji? Kto tak naprawdę pociągał za sznurki, czy faktycznie był to wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden?

Pozostawmy na razie te pytania i skupmy się na samym Dotcomie. Ten stworzył konto na Twitterze w połowie czerwca i od tego czasu zebrał już ponad milion obserwujących. Tweetuje aktywnie, bardzo często zadając pytania retoryczne o prawo, a jeszcze częściej wrzucając swoje prywatne zdjęcia siebie, żony, dzieci, domu. Na początku subtelnie wprowadzał obserwujących w sprawę Megaupload, bardziej skupiając się na tworzeniu wizerunku pokrzywdzonego, który chce stworzyć rewolucyjną usługę sprzedaży muzyki, z której zyski trafiałyby do wykonawców a nie wytwórni. Teraz już z całą pompą zaczął kampanię przeciw prezydentowi Barackowi Obamie i rządowi Stanów Zjednoczonych, uruchomił stronę Kim.com, na której przedstawia argumenty obronne Megaupload i zbiera społeczność, która deklaruje, że nie zagłosuje na Obamę w kolejnych wyborach, jeśli Megaupload nie zostanie uruchomione.

Dotcom kreuje się na niewinnego baranka w sposób tak prosty, że to aż zabawne, a jednocześnie przerażające. W górnolotnych i prostych słowach mówi o tym, że rozpoczęła się wojna o internet, nawołuje do jego obrony, oskarża o brak wolności słowa. To może ja zacytuję słowa piosnki propagandowej Dotcoma, bo są kwintesencją wizerunki i tego, w którą stronę Dotcom chce poprowadzić swoich zwolenników:

 

Wojna o internet się rozpoczęła. Hollywood kontroluje politykę, rząd zabija innowacje, nie pozwól by uszło im to na sucho.

Miałem sen, jak Dr. King, to czas by powstać i walczyć.

Jeśli nic nie zrobimy, oni zwalą to na prawa autorskie.

Utrzymuj ten ruch, tweetuj o tym ruchu (…)

Dążenie do szczęścia. Szczęście. Szczęście. Szczęście. Dążenie do szczęścia.

Wszyscy razem, zjednoczmy się, albo oni będą robili co tylko im się podoba.

Co z wolnością słowa, Panie Prezydencie?

Co się stało z chęcią zmian, Panie Prezydencie?

Powołuje się pan na piątą poprawkę [konstytucji Stanów Zjednoczonych] Panie Prezydencie?

Naprawi pan to, Panie Prezydencie?

Musimy się przeciwstawić, nie głosować na tych, którzy chcą nas cofnąć w czasie.

Musimy pokazać ludzi, którzy zmieniają innowacje w zbrodnię.

(…)

Hollywoodzkie marionetki przejmujące nasz internet, nie pozwólmy, by uszło im to na sucho.

To zaczyna się od ciebie i mnie – stworzymy historię.

Dziel się tą piosenką. Jeśli nie możesz blogować – tweetuj. Jeśli nie możesz tweetować – polub.

Ale chodzi o jedno – dziel się.

 

Nie jestem filologiem, jednak nawet mi nie tylko od warstwy muzycznej, ale i tekstowej, krwawią uszy. Co się stało z wolnością słowa? Jest w tej piosnce. Wolność słowa, wolność liryczna, zbrodnia muzyczna, wszystko w jednym! Nawiązywanie do Martina Luther Kinga i jego słynnego przemówienia, dowolność łączenia faktów, cała otoczka jest tak populistyczna, że ma się wrażenie, że Dotcom urodził się nie w tych czasach, co trzeba – rewolucja proletariatu byłaby chyba dla niego odpowiednią porą. Te obrazki z teledysku, majstersztyk – protesty przeciw ACTA, odwołania historyczne, Dotcom jako wielki orędownik!

A tak na poważnie, to Dotcom może i Megaupload zostało niesłusznie zamknięte, może i Dotcom jest ofiarą, jednak jednocześnie jest niezwykle szczwanym lisem i wykorzystuje te wydarzenia, by odbudować swój wizerunek, ocieplić go a następnie wywołać szum wokół siebie i swoich nowych projektów. Bazuje przy tym na emocjach internautów, tych samych, którzy w trakcie burzy o ACTA nie protestowali z powodów prywatności, wprowadzania prawa w tajemnicy, tylko dlatego, że wystraszyli się, że nie będą mogli już ściągać sobie pirackich kopii muzyki czy filmów. Dotcom uderza do nich, ubiera wszystko w ładne słowa “zagrożenia demokracji i innowacji” i tworzy ruch polityczny.

Dotcom robi to wszystko celowo i zamiast rzetelnie informować, edukować i pobudzać do dyskusji oraz wypracowania wspólnych rozwiązań, to nawołuje do wojny. Ja też uważam, że wielkie korporacje, które Dotcom określa prosto “Hollywood” działają politycznie tak, by bronić swoją pozycję kosztem prywatności, że niektóre rządy chcą to wykorzystać to własnych interesów kontrolowania internetu, to Dotcoma nie popieram i mam nadzieję, że internauci nie będą wierzyć w populistyczne hasełka Dotcoma – polityka.

A za “Mr. President” Dotcom powinien zostać zesłany do muzycznych piekieł.

Na koniec komentarz z YouTube:

I’m getting sick of this myth that democracy is threatened because governments are stopping people from pirating copyrighted content… Absolutely nothing megaupload did was for „democracy” – it was a site that made money from abusing other peoples copyright… Plus I find it rather sickening that he compares his right to break copyright with the right for black people to be treated as equals… – callum999

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA