Nexus S? To musi być kolejna porażka Google'a
Mimo, iż wcześniej zarzekał się, że nie, Google wprowadzi na rynek Nexusa S - drugi autorski smartfon w ciągu roku. Po porażce pierwszego modelu, niczym nie zrażony wypuszcza kolejny, z góry skazany na nikłe zainteresowanie i finansową klapę. Czy jest sens inwestować duże nakłady budżetowe we wtórny projekt pod inną nazwą?
Kiedy piątego stycznia 2010 roku Nexus One, smartfon sygnowany przez Google ujrzał świało dzienne, nie było wiadomo dokładnie, jak sobie poradzi. Gigant z Mountain View nie zdecydował się na wprowadzenie Nexusa do ofert operatorów i przez długi czas pozostawał dosyć niszowym i drogim smartfonem, którym interesowali się bardziej fani mobilnych nowinek i Androida niż przeciętni konsumenci. Google informował, że osiągnął zaplanowany cel, choć zapewne nie był to ani sukces sprzedażowy, ani finansowy. Jak będzie z Nexsusem S, następcą One?
Premiera Nexusa S zaplanowana jest na 16 grudnia w Stanach Zjednoczonych i 20 grudnia w Wielkiej Brytanii. Tym razem producentem nie będzie HTC lecz Samsung. Czy to dobra decyzja? Nie wiadomo, wiadomo jednak, że zarówno HTC jak i Samsung to liderzy Androidowego rynku, konkurujący ze sobą. Zmiana producenta może więc dziwić, bo to oznacza napięcia na rynku androidowych producentów. Rodzą się też naturalne pytania - czyżby we współpracy z Tajwańczykami coś poszło nie tak, jak było zaplanowane?
Według oficjalnych specyfikacji Nexus S to bliźniaczy brat Samsunga Galaxy S. Nowy "Googlofon" wyposażony będzie w procesor Hummingbird taktowany z częstotliwością 1GHz, aparat 5 Mpix, drugi VGA, 16 GB pamięci wewnętrznej i, co ciekawe, chip NFC (Near Field Communication) obsługujący technologie zbliżeniowe. Od Galaxy S różni go najbardziej... brak możliwości nagrywania filmów HD i slotu kart microSD. Patrząc od strony technicznej wydaje się, że po oficjalnym smartfonie od Google'a można było spodziewać się czegoś więcej. Może więc nie o stronę techniczną Nexusa S tu chodzi.
Nexus S to pierwszy smartfon z Androidem Gingerbread 2.3 - już na starcie zyskuje więc przewagę nad innymi smartfonami z Androidem. Zanim inni producenci dostosują 2.3 do modeli smartfonów aktualnie w użyciu, minie zapewne trochę czasu. Jedyną sensowną alternatywą Nexusa S pod względem platformy będą więc dopiero nowe modele z Pierniczkiem, których premierę przewidziano na najbliższe tygodnie. Tylko, że to za mało, by odnieść sukces.
Pierwszy Nexus służył w przeważającej części deweloperom, dla których czysty system i szybkie aktualizacje to podstawa. Nie jest to duży i zbyt dochodowy rynek, o czym Google wiedział bardzo dobrze już wcześniej. Eksperymentalna forma sprzedaży - jedynie poprzez stronę internetową - również nie przysłużyła się popularności Nexusa. Następca One ma ogromne szanse powtórzyć los poprzednika, również z powodu dużej ilości modeli z Androidem na rynku.
Nexus S nie wypada szczególnie okazale z punktu widzenia potencjalnego klienta. Chociaż zdania co do autorskich nakładek na Androida są podzielone, wielu użytkowników ceni sobie rozwiązania takie jak Sense UI od HTC. W Nexusie nie ma o tym mowy - każdy otrzyma jednakowy system bez żadnych dodatków, który choć daje duże możliwości personalizacji, to dla zwykłego klienta jest niezbyt atrakcyjny.
Pytanie więc, czy Google?owi opłacało się tworzyć Nexusa S? Patrząc z perspektywy zarobkowej nie, ale z drugiej strony wszyscy od miesięcy mówią o tym modelu, Android jest znów na pierwszych stronach najważniejszych serwisów, a deweloperzy zyskują punkt odniesienia i nowy ?wzorzec?. Samsung też chyba na tym skorzysta. Po ostatnich problemach z aktualizacją Galaxy S do 2.2 Koreańczycy odbudowują swoją markę ścisłą współpracą z Google, bo przecież Nexus S będzie zawsze pierwszy w kolejce po nową wersję systemu.
Wypuszczenie Nexusa S to dla Google sprawa honorowa i pewnie na tym polu to przemyślany ruch - firma z Mountain View zyskuje nowe poletko doświadczalne. Tłok na półce Androidów tej samej klasy nie wróży jednak dobrze sprzedaży. Kto wie, może Google ma jednak jakiś ukryty plan wobec Nexusa S, nie związany do końca z sukcesem finansowym? Tyle, że po raz kolejny będzie to niezwykle trudno obronić przed światem.