Ślepak Steve'a Jobsa? Nie, jeśli zrozumiesz czym jest dziś Apple
Ktoś to musi napisać - to był kolejny nudny keynote - napisał (w końcu) Bartek Skowronek i nie sposób się z nim nie zgodzić. To było nudne keynote, bo Gizmodo na czele z Jasonem Chenem zepsuł zabawę. I jeszcze jedno - jeśli jesteś fanem komputerów Apple'a, to lepiej szybko się przyzwyczaj - nie będzie już wkrótce w ogóle wielkich medialnych spendów poświęconych Makom. Czemu? Bo 27 maja 2010 r. nastąpił koniec ery peceta.
Po raz kolejny Apple zrobił keynote w całości poświęcone iPhone'owi. Tylko po to, aby pokazać jego czwartą odsłonę, która - mimo górnolotnych słów powtarzanych bez końca przez Jobsa - jest tylko takim sobie średnim uaktualnieniem hardware'u smartfonu Apple'a. To jednak niezwykle symptomatyczne. Wcale nie mniejsza aktualizacja bebechów w nowych Makach, z uwzględnieniem najpotężniejszych aktualnie w rynkowych standardach procesorów i7 od Intela doczekała się jedynie cyklicznie wtorkowego "Apple Store is down" i informacji prasowej po jego ponownym otwarciu. Rzut oka na strukturę przychodów Apple'a i oczywisty potencjał na więcej musi jednak wszem i wobec finalnie potwierdzić - Apple to dziś producent urządzeń mobilnych, a w szczególności telefonów komórkowych, które nazywane są dziś smartfonami.
Apple z pewnością na ukończeniu ma nie tylko nową wersję Safari, iTunes w cloudzie po przejęciu firmy Lala oraz zapewne daleko zaawansowane podwaliny pod Mac OS X 10.7. Jednak to nie one dziś są w centrum uwagi Apple'a i już nigdy na stałe nie będą. Pewnie za niedługo pewnego słonecznego dnia użytkownicy Maków włączą uaktualnienia swoich systemów by zobaczyć nową wersję Safari i iTunes, a Apple będzie robić po dwa medialne wydarzenia tylko po to, aby pokazać ciągle niewydaną nową wersję iPhone OS 4 (zwanego teraz iOS 4) i lepszy wyświetlacz w najnowszym smartfonie. Wkrótce dojdą zapewne nowe wersje iPada, więc na 3 - 4 keynotes Steve'a Jobsa w roku co najmniej 75% z nich przypadnie na urządzenia mobilne.
I w tym właśnie tkwi sedno do zrozumienia czym jest dziś Apple i co sprzedaje - sprzedaje urządzenia mobilne, bo era peceta dobiegła końca. Koniec ery peceta oznacza też koniec ery Maka - pisze Skowronek potwierdzając mą tezę (bo w końcu Mak to też pecet). Urządzenia mobilne rozwijają się w iście zawrotnym tempem, w czym po części góruje Apple, który najlepiej - i tu pełna zgoda z Jobsem - potrafi zaimplementować przeniesienie podstawowych pecetowych funkcji do smartfonu. Wkrótce iPady i im podobne przejmą prawie wszystko od komputerów przenośnych: będzie i zabawa (która jest już dziś) i praca (której jeszcze nie ma). Ta multiplikacja funkcji iPhone'a, z których na co dzień i tak korzystać nie będziemy, to przecież dokładnie to, co od lat oferuje komputer w formie peceta - trylion funkcji, z których raz, lub dwa skorzystamy podczas całego cyklu życia produktu.
To też - jeśli spojrzeć na książkowe marketingowe prowadzenie produktu - klasyczny przykład rozwoju hitowego produktu, który zresztą Apple powiela po iPodzie. Z każdym nowym wcieleniem iPhone dostawać będzie kilka nowych "killer-ficzerów", które mają za zadanie spowodować chęć zakupu nie tylko u nowych klientów, ale także tych, którzy w dłoniach trzymają dziś poprzednie modele 3G lub 3GS. I to cykliczne dodawanie funkcjonalności będzie się odbywać bez względu na to, czy konkurencja miała to coś przed iPhone'm, czy nie. Apple kroczy tu swoją dobrze wydeptaną przez iPoda ścieżką.
To trochę smutne, bo ja też, mimo iż niedługim raczej (kilkuletnim) stażem, najbardziej w Apple'u cenię Maki i Mac OS X. Trzeba się jednak powoli oswajać z myślą, że koniec ery peceta niestety rzeczywiście oznacza również koniec ery maka.