W nowym Theatrum mundi role są już rozdane.
Są królowie i książęta nowego systemu, Musk, Zuckerberg, Pichai i inni; owi chmuraliści, właściciele "kapitału w chmurze". Są nieliczni rzemieślnicy i dostawcy (małe i średnie biznesy, start-upowcy), których byt zależy od łaski i chciwości chmuralistów. Twórcy aplikacji i drobni przedsiębiorcy muszą płacić "daninę" za dostęp do klientów, czyli dokładnie jak średniowieczni rzemieślnicy płacili feudałom za prawo do handlu na ich ziemiach.
Jest i w końcu ogromna rzesza konsumentów-prosumentów, włościanie XXI wieku, epoki danych i sztucznej inteligencji. Nasze zdjęcia, filmy, posty, a nawet informacje o lokalizacji są analizowane przez algorytmy, które przekształcają je w strumień pieniędzy trafiający do właścicieli. Ci właściciele nie muszą już inwestować tradycyjnymi metodami – czyli zakładać fabryk, zatrudniać ludzi i sprzedawać produktów, aby osiągać zyski. Żyją z dochodów, które generujemy wszyscy, zarówno zwykli użytkownicy, jak i przedsiębiorcy.
Niby wciąż istnieje wolny rynek, są korporacje oraz przepływ towarów i usług, ale co z tego, skoro kilku gigantów z branży technologicznej tak zdominowało nasz świat, że narzucają warunki przypominające feudalizm. Aby funkcjonować w tym systemie, musisz płacić lenno (np. sprzedając aplikację mobilną, musisz korzystać ze sklepów Apple’a i Google’a) albo odrobić pańszczyznę (naklikać się w mediach społecznościowych, ekosystemie Google’a czy OpenAI).
– W feudalizmie chłopi kontrolowali proces produkcji dóbr na polu pana, generowali jakąś nadwyżkę, z której korzystali panowie. Panowie nie brali jednak udziału w tej produkcji. I teraz spójrzmy na Facebooka: my produkujemy treści, uprawiamy cyfrowe poletka, generujemy nadwyżkę, a pan na tym korzysta. My możemy dostać czasem dywidendę, o ile stosujemy się do zasad pana. Panowie średniowieczni i panowie cyfrowi pilnują jednak, aby poddani nie modyfikowali ich uprzywilejowanej pozycji władzy – wyjaśnia Lewicki i dodaje, że przecież nie można zabrać Facebookowi wyprodukowanych przez siebie treści, a protesty wydają się śmieszne. Dość przypomnieć protestacyjne łańcuszki o prawie autorskim, które w 2017 zalały sieć Facebooka. Mark Zuckerberg się nimi przejął: sprawdzone info.
Czy technofeudalizm to kapitalizm na sterydach?
– Dla kapitalizmu kluczowy jest zysk, czyli różnica między tym, co zarobiłem na rynku, a tym, co musiałem ponieść w swoich kosztach. Kapitał zainwestowany w produkcję, po tym jak sprzedam swoje produkty, mam przychody, pokrywam koszty i z tego zainwestowanego kapitału zostaje mi na końcu zysk. I ten zysk pomnażam. To jest podstawa działania kapitalizmu, akumulacja kapitału przez to, że ten zysk przyrasta i kapitał cały czas rośnie. A w technofeudalizmie liczy się renta cyfrowa – zauważa Jan Oleszczuk-Zygmuntowski ekonomista i spółdzielca, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii i prezes PLZ Spółdzielni.
Zdaniem Oleszczuka-Zygmuntowskiego rentierami są wielkie platformy cyfrowe, które urządzają świat na nowo. Tyle że ten nowy świat składa się ze starych, feudalnych reguł.
– Zanika tradycyjnie rozumiany wolny rynek, a zaczyna dominować zamknięty system platformowy – podkreśla ekspert.
Potężne firmy technologiczne, takie jak Amazon, Google i Meta, są dziś potężniejsze niż niejedno państwo. I to one stawiają warunki.
– Big techy wygrały na tym, że pierwsze postawiły na nowy "surowiec", jakim jest nasz czas i nasza uwaga. W czasach kończących się zasobów naturalnych i postępującego polikryzysu to jest jeden z ostatnich kierunków możliwej ekspansji – zauważa z kolei Katarzyna Szymielewicz, prawniczka specjalizująca się w problematyce praw człowieka i nowych technologii, współzałożycielka i prezeska Fundacji Panoptykon.