Krótka przypowieść o Ekipie, tłustych kontraktach i mocno wirtualnej przyjaźni

Rozpad Ekipy to nie tylko walka o pieniądze. Zbuntowanych członków grupy dotknęło prawdziwe życie. Gdy Friz dorósł do bycia świadomym biznesmenem, reszta zespołu wciąż uważała, że są przyjaciółmi i mogą sobie w ciemno ufać. Oto kulisy upadku największego sukcesu influencerskiego przemysłu w Polsce.

Jak się rozpadała Ekipa? Tłuste kontrakty i wirtualne przyjaźń

Nieważne, gdzie będę, lecz ważne, z kim jadę.
Zbieram swoją brygadę, lecimy na wyprawę.
Nie martwię się deszczem pod parasolem marzeń.
Nie mamy żadnych barier, póki jesteśmy wszyscy razem.

Tak 12 marca tego roku śpiewają członkowie Ekipy w piosence zapowiadającej czwarty sezon ich przygód. Cała grupa bawi się w ekskluzywnej rezydencji słynnego piosenkarza Justina Biebera na Hawajach. Latają helikopterem, po wielkiej zjeżdżalni pakują się do basenu, grają w golfa pod palmami i śpiewają, że "nadal są razem, pomimo tylu zmian". Stać ich na takie luksusy, przecież w Polsce osiągnęli kolosalny sukces. Ubrania, napoje, cukierki czy kultowe już lody sprzedawali, licząc na magazyny. Odsłony filmów na YouTube liczyli w setkach milionów. Również w setkach milionów, ale złotych, szacowali swoją wartość marketingową.

Przez ponad trzy lata Ekipa Friza była hegemonem polskiej branży influencerskiej. Przez ten czas realizowała istnego Big Brothera, tyle że czasów mediów społecznościowych. Pierwszy rok poświęcili na nagrywanie tzw. daily, czyli codziennych vlogów z życia w domu. Potem poszli jeszcze dalej. Ekipa przetarła szlaki jako pierwsza polska grupa influencerska, która zamieszkała razem, razem podróżowała po całym świecie, sprzedawała produkty spożywcze, wydawała książki, płyty muzyczne, a nawet grała koncerty. Wszystko klamrą spięła spółka Ekipa Holding, która jesienią zeszłego roku weszła na giełdę.

Ekipa – "Se4on"

A jednak film z 12 marca jest ostatnim, jaki pojawił się na youtube’owym kanale Ekipy. Gdy po sieci hulała ta zapowiedź czwartego sezonu, to coraz wyraźniejsze były sygnały, że nie dojdzie on do skutku. W domu influencerów właśnie trwało dogorywanie i wspólnego biznesu, i przyjaźni. Owszem, pomieszkali ze sobą jeszcze trzy miesiące, ale już latem fundamenty zaczęły się sypać i kolejni członkowie zaczęli się wyprowadzać. – Pod koniec Domu Ekipy już się męczyłem. Przez trzy ostatnie miesiące się już nie spełniałem, to było odtwórcze. Nadupcałem, żeby tylko skończyć. Czułem to bardzo. Męczyłem się w tamtej konwencji. Byłem już głową dwie konwencje dalej, a musiałem jeszcze robić to – mówi Friz w rozmowie z Karolem Paciorkiem na YouTube.

Przyjaźń grupy, w której zakochały się miliony polskich dzieci, uległa korozji, lakier odpadł, a spod niego zaczęły wystawać coraz bardziej chropowate warstwy niesnasek, niedomówień i ludzkich zawodów. Ale przede wszystkim ujawniła się smutna prawda o influencerskich poczynaniach. To nie przyjaźń, potrzeba rozwoju czy przygód je napędza. Stoi za tym czysty biznes.

Połączył ich Pikachu

Nie byłoby jednak ekipowych dram, sławy i fortun, gdyby nie Pokemony. Gdy latem 2016 roku amerykański producent Niantic wypuścił grę miejską "Pokemon Go", świat oszalał na jej punkcie. Tysiące ludzi zaczęły krążyć po miastach, lasach, wsiach w poszukiwaniu wirtualnych stworków znanych z kultowego serialu anime. Wśród nich był 20-letni krakowianin Karol Wiśniewski, nielicznym w sieci znany z gry w "Minecrafta" i wrzucanych od czasu do czasu filmików na YouTube.

Nowa gra zmieniła jednak wszystko. Friz nałogowo zaczął poszukiwać Pokemonów. W grze, jaką jest "Pokemon Go", trzeba przemierzać rzeczywiste odległości i za pomocą aparatu w telefonie oraz technologii rozszerzonej rzeczywistości (AR) poszukiwać i łapać stworki. Friz jeździł więc po kilka godzin na rowerze dookoła krakowskiego rynku, bo wiedział, że dzięki przebyciu odpowiedniej odległości w grze pojawi się jajko, z którego wykluje się nowy Pokemon, ten go złapie i nagra o tym film. I tak niemal codziennie.

Friz i Tromba w 2016 roku. Fot. screen z YouTube

Wiśniewski szybko postanowił łączyć siły z innymi graczami, głównie tymi ze swego rodzinnego Krakowa. W ten sposób poznał rówieśnika Mateusza Trąbkę. W listopadzie 2016 roku Wiśniewski wrzucił ich pierwszy wspólny film, w którym opowiadają, jak łapią Pokemony i pokazują ich kolekcje. Potem miesiącami jeździli autem Trąbki po Krakowie i okolicach w poszukiwaniu stworków. Tak rodzi się przyjaźń Friza i Tromby. Sześć lat później ta sama dwójka będzie głównymi twarzami dwóch stron sporu przy rozpadzie Ekipy.

Kilkanaście dni później Friz wrzuca film z kolejnym "profesjonalnym graczem", którym jest 31-letni Kowe. Sześć lat później będzie znany wszystkim jako Wujek Łuki, menedżer Ekipy, influencer, człowiek do końca stojący po stronie Friza.

Pierwszy skład Ekipy – właśnie Friz, Tromba i Wujek – przynajmniej na początku był oparty na przyjaźni. Później doszedł jeszcze na krótki czas Mixer, także prywatnie kolega Friza oraz Patecki, który był wcześniej youtuberem i znał się z chłopakami. Kolejnym kluczem były partnerki: Kasia Bożek znana jako Fusialka dołączyła jako dziewczyna Wujka, Weronika Sowa, czyli Wersow – Friza, Marcysia Ryskała – Tromby, a Marta Błoch aka Murcix – Mixera.

Trzeci klucz to ogłoszenia. "Poszukuję dorosłej osoby, która jest bardzo niska (potocznie mówiąc jest "karłem"), ma duży dystans do siebie i chce SPORO zarobić!" – napisał Friz na Facebooku. Z tego castingu wziął się Mini Majk, który uzupełnił czwórkę bohaterów z pierwszego filmu Ekipy w sierpniu 2018 r. Tuż przed rozpadem do Ekipy dołączyła dziewczyna Mini Majka, Paulina Kozłowska. Poczciwy Krzychu też zobaczył ogłoszenie na statystę w jednym z filmów Ekipy, a potem się po prostu do niej wkręcił. Nowciax z kolei od początku pracował jako fotograf Ekipy, by dołączyć jako pełnoprawny członek dopiero w połowie 2020 roku. Gdy Ekipa się rozpadnie, zbuntowani członkowie będą mu to zresztą wypominali. Późne otrzymanie statusu członka grupy nieoczekiwanie przyniesie mu silnego asa w rękawie.

Ogłoszenie Friza, który szukał osoby niskorosłej do Ekipy. Fot. screen z Facebooka

To, że część członków Ekipy znała się wcześniej, istotnie różniło ją od konkurencyjnego (i wyrosłego na fali Ekipy) Teamu X, gdzie uczestnicy byli dobierani według ściśle biznesowych kryteriów. Jednak ta otoczka przyjaźni w połączeniu z rozpadem grupy wprawia w konfuzję podwójnie: i samych ekipowiczów, i ich licznych fanów. Ci ostatni nie kryli oburzenia: "skoro to przyjaźń, to nie powinna się kończyć".

Dobrze zaplanowana przyjaźń

W rzeczywistości Friz od samiutkiego początku planował projekt jako biznesowy. Siedzący od dzieciaka na YouTube doskonale rozumiał zachodnie trendy, amerykańskie gwiazdy i umiał wyciągać z tego wnioski. Jedną z jego największych inspiracji jest Logan Paul, będący w czołówce najpopularniejszych influencerów na świecie, którego wartość marketingowa jest dziś szacowana na 35-45 milionów dolarów. To jego youtube’owa seria "Best Friends" zainspirowała Wiśniewskiego do stworzenia Ekipy. Logan Paul tworzył filmy z przygodami swojej grupy przyjaciół. Wśród nich był zresztą jeden... niskorosły.

Już pierwszy sezon przygód Ekipy przyniósł ogromne wyświetlenia i pieniądze. Oglądała ich głównie najmłodsza widownia, średnia wieku gdzieś w okolicach podstawówki. Tromba wspomina w wywiadzie z niesławnym Żurnalistą, że Friz zabraniał im przeklinać, a gdy to się zdarzyło, wycinał wulgaryzmy z filmów po to, by nie stracić dziecięcej widowni. I przyznaje, że "był trochę aktorem" i udawał 18-latka, choć jest starszy.

Historia upadku Ekipy Friza

Warunki finansowe w samym domu Ekipy były jasne. Wynajem i rachunki w pierwszym sezonie opłacał Friz. Od drugiego sezonu zasady się zmieniły, o czym opowiedzieli Wujek Łuki i Fusialka na jednym z live’ów. Jak tłumaczyli, wynajem całej willi i wszystkie związane z nią koszty średnio pochłaniały miesięcznie ok. 80 tys. zł. Tu już dzielili się po równo. Z kolei Friz u Karola Paciorka tłumaczył, że pieniądze z reklam z kanału Ekipy na YouTube szły na częste wyjazdy całej grupy, na których nagrywali kolejne filmy. Na przykład wyjazd na Zanzibar i ZEA kosztował niecałe ćwierć miliona złotych. Ale czasem koszty przerastały szacunki. Tromba na Twitterze przyznał, że z wyjazdu Ekipy do Stanów Zjednoczonych każdy z influencerów wrócił z długami na kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Prawdziwa fortuna przyszła jednak później, wraz z trzecim sezonem, który rozpoczął się w marcu 2021 roku. To wtedy ruszyła lawina współprac komercyjnych. Najgłośniej zrobiło się o lodach Ekipy, ale były też oranżady, czekoladki, pralinki, donuty w Biedronce i Żabce, współpraca z producentem piwa Buh (za co Ekipa musiała zdjąć reklamę z YouTube), zeszyty, teczki i przybory szkolne czy sklep z ubraniami w parku rozrywki Energylandia. Wszystko to sprawiło, że o członkach grupy z Frizem na czele zaczęto mówić jako o milionerach.

Wtedy też pojawiła się pierwsza zapowiedź następnego kroku na drodze biznesowego rozwoju: podboju giełdy jako Ekipa Holding. W 2022 roku weszli na parkiet w sprytny sposób: najpierw Ekipę kupiło Beskidzkie Biuro Inwestycyjne należące do giełdowego inwestora Januarego Ciszewskiego. BBI było już na giełdzie, ale po transakcji zmieniło nazwę na Ekipa Holding. Szykując się na parkiet, dokonano też wyceny spółki na 240 mln zł.

Tyle że gdy firma weszła na giełdę i pieniądze stały się bardzo poważne, podział zysków przestał być tak prosty, jak w czasach zrzutki z reklam na zagraniczne wyjazdy. Akcjonariat Ekipa Holding jasno wskazuje, kto jest kierowcą tej wycieczki i kogo zabrał jako pasażerów. 41,2 proc. akcji posiada Friz, 19,7 proc. należy do Wujka Łukiego, a 13,5 proc. do JR Holding, czyli spółki Januarego Ciszewskiego. To trzej najwięksi udziałowcy. Jedna czwarta akcji należy do innych małych akcjonariuszy, w tym reszty członków Ekipy, ale, co ważne, żaden z nich indywidualnie nie posiada nawet 5 proc. akcji. Firma nie ma więc obowiązku podawać ich danych. Oznacza to, że poza Frizem i Wujkiem Łukim pozostali ludzie z Ekipy nie zbierają owoców wielkich kontraktów. Co więcej, Tromba w rozmowie z Sylwestrem Wardęgą przyznał, że w kwestii giełdy zostali postawieni przez Friza i Wujka Łukiego przed faktem dokonanym.

Giełdowy kryzys

Właśnie spółka stała się problemem. – Koniec końców zarobił na niej tylko Friz i Wujaszek, a reszta Ekipy została, że tak powiem, leciutko wydymana – mówił Kacper Błoński, influencer znany z konkurencyjnego Team X, podczas jednego z programów na YouTube. – Jak jest grupa ludzi mocno uzależniona od siebie finansowo, a jeden z nich jest pionierem finansowym, a reszta przez tydzień, miesiąc, rok, dwa lata jest cały czas niżej od niego i nie może go dogonić, to frustracja rośnie. (...) Pieniądze były tam duże, więc było się o co pokłócić. Coś tam wiem – zdradził z kolei Budda, krakowski youtuber motoryzacyjny, który od lat zna się z Frizem.

Friz i Wersow podczas wyjazdu Ekipy do Dubaju. Fot. screen z YouTube

Maskę milionerów zerwał Tromba we wspomnianym wcześniej wywiadzie: – Nie zarabialiśmy tak dużo. Ludzie myślą, że mam miliony na koncie, a prawda jest taka, że nie mam. Nie mogę też powiedzieć, że jestem biedny. To nie tak, że skoro sprzedaliśmy tyle lodów, to teraz każdy ma dwie bańki na koncie. Nie mamy.

Jednak brak jakiegokolwiek wpływu na ruchy Ekipy Holding to po części wina samych zbuntowanych, a dokładniej właśnie Tromby. Był on bowiem w radzie nadzorczej Ekipa Holding, miał więc realny wpływ na jej działania, plany, a nawet na skład zarządu. W rozmowie z Sylwestrem Wardęgą przyznał jednak, jaki miał do tego stosunek: – Przez to, że jesteś w radzie nadzorczej, to musisz przychodzić i podpisywać jakieś rzeczy. Ja aż tak bardzo się nie udzielałem w tych spółkowych sprawach, bo nie interesowało mnie to aż tak bardzo. Uważałem, że nie jest to coś, czym się jaram. Zdarzyło mi się być może na trzech, czterech spotkaniach. Zanudziłem się na śmierć i stwierdziłem, że to nie jest dla mnie. Kiedyś byłem w biurze i powiedzieli mi, że aż tak nie jestem potrzebny. I co, miałem powiedzieć "nie"?

Bitwa na lajki

To, co działo się wokół Ekipy latem tego roku, dla osób nieobeznanych ze światem influencerów mogło zdawać się dramą ze szkolnego korytarza. Serwisy plotkarskie i influencerzy rozgrzewali do czerwoności klawiatury, ogłaszając: "Patecki już nie dodaje linków do Ekipy w swoich filmach na YouTube!", "Mini Majk przestał obserwować Friza!", "Wujek Łuki dał unfollow Pateckiemu!". Jedno kliknięcie w internecie może wydawać się czymś błahym, ale dla influencerów takie kliknięcie jest jak deklaracja: jesteś ze mną lub przeciwko mnie. Cofnięte lajki były jasnym sygnałem: oto początek końca Ekipy.

Zakochani fani początkowo kombinowali, że to kolejny prank, podstępna zagrywka, która ma wszystkich wprowadzić w konfuzję, po to by potem zrobić wielką niespodziankę. Pranki to naturalny element życia influencera, więc wszystko się ze sobą składało w całość. Ekipa teraz ogłasza koniec, by niebawem wyskoczyć z czymś wyjątkowym, z projektem, jakiego jeszcze nie było.

Nie tym razem. Nadzieje rozwiewa oficjalne oświadczenie Friza. Jego treść to cios dla milionów fanów. "Nie ma w tym nic złego, że masz z kimś większy, z kimś mniejszy vibe. Wspólny projekt się kończy i każdy samodzielnie wybiera drogę. (...) Tak jak w szkole masz ziomali, ale szkoła się kończy, każdy ma inne cele i pewnie z częścią trzymasz kontakt prywatne, ale na lekcje (jakby do pracy) już razem nie chodzicie" – pisze twórca Ekipy na Twitterze. Miliony fanów zalewają się łzami. I znakami zapytania: o co poszło?

Ekipa Friza. Fot. materiały prasowe

Wiadomo, że o pieniądze, ale jest w tej historii coś więcej. Coś, co najlepiej widać, słychać i czuć w wypowiedziach Tromby. To on od trzech miesięcy jest twarzą zbuntowanej części składu Ekipy. To on pierwszy przekroczył z Frizem próg Domu Ekipy. Dziś stoją na przeciwległych brzegach: na jednym biznesmen Friz, na drugim zdradzony kumpel Tromba. – Byłem zapatrzony w przyjaźń. Podpisałem to, wierząc w to wszystko. Jak w rodzinie. Jak ojciec cię prosi, żebyś pomógł, to pomożesz. A potem jak ojciec się na ciebie wypiął, to co masz powiedzieć? – opowiada ten ostatni w rozmowie na YouTube.

Tymczasem Friz w rozmowie z Karolem Paciorkiem wprost mówi, że przyjaźń grupki osób razem mieszkających była po prostu jednym z wielu projektów, które realizuje: – Dla ludzi Ekipa to ekipowicze, a dla mnie tak nie jest. Dla mnie Ekipa to ekipowicze, ale także GenZie [nowy projekt Friza, z nowymi, wybranymi w drodze castingu kandydatami na influencerów – przyp. red.], pracownicy, cała nasza spółka. Dla mnie nie kończy się Ekipa, tylko projekt Dom Ekipy.

Wygląda więc na to, że Tromba padł ofiarą tego samego złudzenia, co i fani Ekipy: że to wszystko, co się dzieje, jest szczere. Wierzył w przyjaźń, nie czytał podpisywanych papierów i myślał, że wszyscy zostaną ze sobą, póki śmierć ich nie rozłączy. Friz tymczasem świetnie bawił się przez 3,5 roku ze współlokatorami, ale w głowie miał kolejne plany i projekty. Jak sam o sobie mówi, "nieustannie planuje, a gdy nic nie robi, to myśli o nowych projektach".

I jednym z nich jest wspomniane GenZie. Projekt jest niemal dokładną kopią Ekipy Friza: grupa influencerów mieszka we wspólnym domu, wykonują różne zadania i wyzwania oraz codziennie wrzucają do sieci filmiki, tzw. daily. Dokładnie tak jak działo się w pierwszym sezonie Ekipy – z tą różnicą, że w GenZie mniej mówi się o przyjaźni i braterstwie krwi. Zamiast tego więcej jest dobrej zabawy i zarabiania pieniędzy. Dziś to ich promuje Friz, im poświęca najwięcej czasu. Z Trombą w ogóle na co dzień nie rozmawiają. – Staram się budować zaplecze młodych twórców, że jak ja już będę tym boomerem, to oni mnie będą wtedy ratować. Kiedyś staniesz się dinozaurem i będziesz już nieśmieszny – mówi Friz o GenZie u Paciorka. Natomiast zupełnie inne podejście ma do zbuntowanych członków Ekipy: – Jutro może każdy jechać w inną stronę świata i nie wrócić nigdy do Polski.

Łączy nas już tylko umowa

A jednak nawet, jeśli wyjadą, to z Frizem trzymają ich kontrakty. Te, które Tromba podpisywał "zapatrzony w przyjaźń". Na ich podstawie ekipowicze muszą dzielić się ze spółką pieniędzmi z indywidualnych umów komercyjnych. Marże w branży dla największych mogą wynosić 20-25 proc., ale jeśli influencer jest "budowany od zera", rosną jeszcze bardziej i oscylują pomiędzy 40 a 80 proc.

To dlatego buntownicy chcą odejść: nie chcą się już dzielić kasą. Gdy więc Tromba, Patecki, Marysia Ryskała, Mini Majk, Murcix i Poczciwy Krzychu zorientowali się, że Friz nie będzie ich już tak wspierał, a Dom Ekipy to przeszłość, jak gdyby nigdy nic postanowili złożyć wypowiedzenia swych długoterminowych umów.

Spotkało się jednak to z chłodnym przyjęciem. W rewanżu Ekipa Holding wydała oświadczenie. Stwierdza w nim, że nie widzi podstaw do zakończenia współpracy z tymi sześcioma twórcami. Ich wypowiedzenia są "całkowicie bezskuteczne wobec braku podstaw prawnych oraz faktycznych do ich złożenia, mając na uwadze tak treść umów, jak i powszechnie obowiązujących przepisów prawa". Holding oczekuje wywiązania się z umów, ale proponuje też rozmowy, by wspólnie rozwiązać sytuację. A przy okazji podczas spotkania z inwestorami Wujek Łuki stwierdził, że szóstka buntowników stanowi marginalną część biznesu holdingu i nie ma co się tym martwić.

Tyle że takie rozmowy odbywały się nie raz, jak twierdzi w wywiadach Tromba. Szóstka niezadowolonych ekipowiczów rozmawiała z Frizem, jeszcze gdy wspólnie mieszkali. Rozmowy jednak miały nie przynosić skutku. – Budowałem to wszystko od początku, a po 5-6 latach czułem się jak produkt i to mnie najbardziej bolało. (...) Oczywiście rozmawialiśmy z Frizem i to kilkukrotnie po kilka godzin – wyjaśnia w rozmowie z Sylwestrem Wardęgą. I żali się, że od roku nie dostał ze strony Ekipy Holding żadnej współpracy reklamowej, bo "nikt nie raczył zadbać o niego marketingowo". I gdyby nie brał udział we freakfightowych galach, to byłoby ciężko.

Buntownicy wydali swoje oświadczenie. Pozostają w nim przy swoim zdaniu, że zamierzają wypełnić dotychczasowe komercyjne projekty i zakończyć współpracę. Wierzą w bezkonfliktowe rozwiązanie sytuacji. "Wydawało nam się, że jesteśmy grupą przyjaciół. W miarę rosnącego sukcesu czuliśmy jednak coraz większy dyskomfort. Relacje przestały być priorytetem. Atmosfera ulegała stopniowemu pogorszeniu. Sygnalizowaliśmy nasze spostrzeżenia, próbowaliśmy naprawić sytuację, rozmawiać, niestety bez rezultatów" – piszą na koniec.

Zostaną tylko tatuaże

Od kilku tygodni ekipowicze chodzą własnymi ścieżkami. Buntownicy co jakiś czas nagrywają wspólnie jakiś film, gdy np. odwiedzą się na parapetówce. Niektórzy jak Tromba skupili się bardziej na MMA. Inni jak Patecki podróżują po świecie i stamtąd nagrywają filmy.

Najlepiej wyszedł Nowciax, ten, który dołączył później do Ekipy i nie zdążył podpisać umowy na wyłączność. Może więc swobodnie działać w internecie bez dzielenia się pieniędzmi z byłym pracodawcą. Teraz buntownicy mu zazdroszczą. "Szczęściarz z Ciebie, Piotrek" – napisał mu sugestywnie Tromba na Twitterze.

On i piątka pozostałych buntowników pozostała bez przyjaciela Friza, za to z długoterminowymi umowami, z czym nie mogą się pogodzić. Ich błędy dobrze wypunktował Robert Pasut, były członek Abstrachuje. To kiedyś największa grupa na polskim YouTube, która z biegiem czasu upadła, straciła widzów, wielkie pieniądze, a nawet własną spółkę. Pasut też kiedyś zakładał Abstrachuje z kumplami, a potem wraz z sukcesem wszystko się posypało.

Podczas niedawnego programu Cage Fame MMA, którego gościem był Tromba, Pasut zadzwonił do studia i wyjaśnił mu, gdzie popełnił błędy. – Gdy podpisaliście umowę, Friz przestał być twoim przyjacielem. Jeśli jesteś assetem [kapitałem] w spółce i przestajesz być atrakcyjny, to debilizmem biznesowym jest w ciebie inwestować. Z drugiej strony ty jako człowiek, który jest tak blisko, powinien widzieć takie rzeczy: że chyba zmiana idzie, chyba muszę się jakoś wyróżnić, coś zrobić, bo inaczej pójdę na drugi tor, co się wydarzyło. Przeoczyłeś moment, w którym stałeś się biznesowym produktem oraz w którym powstało GenZie – powiedział Pasut, a Tromba mu przytaknął.

Ekipa Friza skończyła identycznie jak Team X, drugi popularny projekt influencerów mieszkających we wspólnym domu: kłótniami, złą krwią i zerwanymi relacjami. Z dawnej przyjaźni pozostaną jedynie tatuaże takie jak ten z ksywką "Tromby" na stopie Friza czy napis "Dom Ekipy" na... głowie Tromby.

Tatuaże na głowie Tromby z Ekipy Friza. Fot. screen z YouTube

Poprosiliśmy Ekipę Holding o komentarz do sytuacji z buntownikami. Odpisał nam Łukasz Wojtyca, czyli Wujek Łuki. Odmówił szerszego komentarza, tłumacząc, że są to "informacje wrażliwe, które dotyczą bliskich nam osób i nie chcemy odnosić się do nich publicznie oraz ulegać społecznym emocjom". Zapewnił jednak, że holding będzie "chronił osoby, z którymi współpracuje, ich wizerunek i dobre imię bez względu na to, po której aktualnie znaleźli się stronie".

Nie ma jednak pustki na polskim YouTube. GenZie już wykręca milionowe wyniki na niemal każdym filmie. – To nie jest koniec tego formatu. Ekipa Friza była forpocztą. W związku z czym wypatrywałbym raczej ich następców, którzy będą mogli uczyć się na błędach pionierów i zrobią podobny projekt jeszcze lepiej – ocenia Kamil Bolek, członek zarządu LTTM, największej agencji w Europie Centralnej zajmującej się twórcami na YouTube.

I wydaje się, że to właśnie Friz jest zwycięzcą w tej historii. Już prowadzi kolejny projekt, a dawni ekipowicze walczą o internetowy byt. – Jestem pod wrażeniem biznesowego i kreatywnego ogarnięcia się Friza. Uważam, że to bardzo zdolny, ambitny chłopak z ogromnym potencjałem, który ma szansę utrzymać się długo na szczycie. Pozostałych osób z dawnej Ekipy nie widzę w perspektywie kilku lat – podsumowuje Wojtek Kardyś, ekspert od influencer marketingu.

Zdjęcie główne: Ekipa Friza podczas jednego z wyjazdów zagranicznych. Fot. screen z YouTube.

DATA PUBLIKACJI: 8.12.2022