"Ja tylko chciałem udawać, że dam radę". Influencer, nieudany menedżer, dłużnik. Kim jest Żurnalista

Nie jest dziennikarzem, ale nazywa się Żurnalistą. Nie zna się na biznesie, ale prowadził magazyn dla biznesmenów. Zaprasza do podcastu gwiazdy, ale i niektórym celebrytom jest winien pieniądze. – Prędzej czy później ktoś jego tożsamość odkryje. To raczej nieuniknione – mówi jego dobry kolega Bogusław Leśnodorski. Faktycznie. Wystarczą bowiem trzy kliki na stronie Żurnalisty i jakieś 0,33 sekundy, by odkryć, jak najprawdopodobniej się nazywa.

Żurnalista - sylwetka. Kim jest autor podcastów?

Mówi, że jego książki kupiło ponad 300 tys. osób. Jeszcze więcej, bo prawie pół miliona, obserwuje go na Instagramie. Przede wszystkim jednak fenomenem jest jego podcast "Rozmowy bez kompromisów". Fenomenem, bo ma już nie tylko milion odsłuchań miesięcznie, ale także pojawiają się w nim długie, często trudne rozmowy z gwiazdami: od Michała Szpaka, przez Organka, Barbarę Kurdej-Szatan po Jarosława Kuźniara. Na tyle wielki to sukces, że podróżnych w warszawskim metrze witają billboardy reklamujące audycję. Obok płockiego dealera samochodów Mercedesa sponsorem jest także Janusz Palikot. Niedawno Żurnalista chwalił się też, że przejdzie do tradycyjnych mediów, bo będzie felietonistą w "Wysokich Obcasach" – dodatku "Gazety Wyborczej". Dziennik nie nawiązał jednak z nim współpracy, bo ten... nie chciał ujawnić swej tożsamości. Wiemy też, że sam przychodził do innych tradycyjnych mediów, próbując tam się zaczepić i tym samym budować swoją wiarygodność.

Kariera Żurnalisty rozwija się błyskawicznie.

Jednocześnie prawie nikt nie wie, jak wygląda. Na nielicznych zdjęciach pokazuje się z zamazaną twarzą lub zasłania ją kapturem albo dłońmi pokrytymi tatuażami. W wywiadach, których udziela, prosi, by nie pokazywać ani nawet nie omawiać jego wizerunku. Przede wszystkim jednak nie chce, by ktoś zdradzał jego imię, o nazwisku nie wspominając.

Żurnalista.pl. Fot. screen z YouTube (film Dom Łez)

Anonimowość stała się nie tylko jego znakiem rozpoznawczym, ale także metodą na zbudowanie tajemniczej atmosfery. Jednak gdy zagłębimy się w historię Żurnalisty, okazuje się, że może to być także strategia na wygumkowanie trudnej przeszłości.

"Cześć, słyszałem, że przygotujesz artykuł o moich podcastach. Jakbym mógł Ci pomóc, daj znać" – Żurnalista pisze do mnie na Instagramie z własnej inicjatywy, po tym jak dzień wcześniej wysłałem do kilku celebrytów pytania o wrażenia z wizyty w jego podcaście.

Nagrywa od czerwca 2021 roku. Rozmawia ze znanymi osobami na najróżniejsze tematy, często kontrowersyjne, intymne. Przeprowadził już ponad sto takich rozmów. Raz na jakiś czas prowadzi je wspólnie z Bogusławem Leśnodorskim, znanym prawnikiem i byłym prezesem Legii Warszawa. – Mogę się o nim wypowiadać w samych superlatywach. Nie pokłóciliśmy się ani razu, bo kłótnie wynikają z niezdrowych emocji, a my się lubimy, mamy bardzo dobre relacje – mówi Leśnodorski.

"Od lat czytam Spider's Web" – dodaje Żurnalista w swej wiadomości. A gdy odpisuję, że przygotowuję tekst-sylwetkę, jeszcze raz proponuje pomoc. Sugeruję, że może delikatnie poprosić gwiazdy, by spojrzały na zadane przeze mnie pytania.

Romantyk bez twarzy z trudnym dzieciństwem

Czasami piszę słabe wiersze,
byś mogła docenić, te lepsze.

Czasami mam z nią słabe momenty,
by docenić – te najlepsze.

Słońce doceniamy po deszczu.

To wiersz pt. "Kontrast" z pierwszej książki Żurnalisty "Miłość, po prostu" wydanej w połowie 2017 roku. Nieco ponad 200 stron z krótkimi wierszami gdzieniegdzie przeplatanymi listami do ukochanej kobiety, z którą autor nie jest już w związku. Podobne wiersze, czasem tylko krótkie zdania, publikował w mediach społecznościowych. To tam zaczęła się jego popularność.

Jak wspomina w rozmowie z nieistniejącym już Weszło FM, przy wydaniu książki "Miłość, po prostu" pomógł mu Wojciech Małecki, były bramkarz m.in. ekstraklasowych klubów Korona Kielce i Górnik Łęczna. Dzięki temu miał pieniądze na debiut w księgarniach.

To początek kariery Żurnalisty. Pieniądze z pierwszej i kolejnych sześciu książek (dużo pisze w nich o miłości, niektóre mają wciąż formę wierszy, inne pamiętników lub listów) przeznacza na promocję samego siebie. – Tak powstała wielkość mojej marki. Nigdy z samych pieniędzy nic nie oszczędzałem, tylko wszystko wkładałem w Instagrama i Facebooka. Zrozumiałem, że jak zbudujesz markę osobistą, nawet jak ona jest bez twarzy, to jesteś w stanie zapewnić sobie długi byt – wspomina swoje początki w live na youtubowym kanale Joanny i Macieja Dowborów.

Żurnalista.pl u Dowborów

Szybko zbiera kolejne tysiące obserwujących, aura tajemniczości w tym pomaga. Na nielicznych zdjęciach widać głównie jego liczne tatuaże. Na brzuchu: duży napis kjaerlighet, czyli miłość po norwesku. W Norwegii spędził pół roku jako osiemnastolatek, mieszkając i pracując z ojcem. Na klatce piersiowej ma wytatuowany narząd serca, w którym z żyły głównej wydobywa się napis "przepraszam".

Jak sam przyznaje w rozmowie z radiem Weszło FM, na początku kariery kobiety stanowiły ponad 99 proc. obserwujących jego profil na Instagramie. Nic dziwnego. Pisał głównie o miłości i to nieszczęśliwej. Wiersze i listy kierował do kobiety, z którą był kiedyś w związku. Rozstali się, bo "waliło się wszystko, brakowało szczególnie pieniędzy i spokoju". To za nią w swej twórczości tęskni, roni łzy i przeprasza, marzy o wybaczeniu i ponownym przeżywaniu wspólnych chwil. Całość zwykle w romantycznym tonie, często poszczególne wiersze brzmią jak życiowe credo gotowe do wklejenia na portalu randkowym czy Instagramie.

Kiedy musimy tłumaczyć,
dlaczego kochamy,
to jakbyśmy
chcieli wytłumaczyć zły wybór.

Miłość, po prostu.

Wiersz pt. "Nie tłumacz miłości" z tomiku "Miłość, po prostu. Wydanie II"

Kobieta, dla której i o której w dużej mierze Żurnalista pisał swoje książki, nigdy się nie ujawniła. On sam od półtora roku jest z inną – ma na imię Patrycja. Jaki jest ich związek? Tego para nie zdradza. Sam Żurnalista mówi w podcaście Justyny Nagłowskiej, że "jest skałą, potrafi zamknąć się w biurze i wyjść za tydzień, nie może pogodzić się po 3, 4, 5 godzinach".

Żurnalista.pl u Justyny Nagłowskiej

Czasem Żurnalista wspomina też o swoim dzieciństwie. Ojciec bił jego, matkę i rodzeństwo: siostrę i brata. Gdy był mały, matka uciekła z dziećmi do schroniska dla bezdomnych, by potem przez jakiś czas mieszkać w domu samotnej matki, a później z powrotem w mieszkaniu. Nauczycielka z podstawówki, w której się uczył, na moją prośbę pyta o niego pamiętających go belfrów. Miał być wrażliwy i skomplikowany, ale – zastrzega moja rozmówczyni – wszyscy mówią o nim z szacunkiem. Nauczycielka tłumaczy, że może budzić szacunek to, iż udało mu się wyjść poza małomiasteczkowość. Dodaje, że młodzież nie chce go demaskować. Sama na koniec też prosi, by jej nie cytować.

Dziś Żurnalista ma słaby kontakt ze swoją rodziną. Do brata napisał list w wydanych w 2019 roku "Listach Żurnalisty". "Stałeś się ojcem, którego mieliśmy, ale tylko z nazwy. W pewnym momencie życia zabiłbym Cię bez wahania, bo sprawiłeś mi tyle bólu, ile on" – pisze do niego. Dodaje, że świat nie potrzebuje takich jak jego brat, ale może uda mu się jeszcze podnieść. Jednocześnie przeprasza go i sam przyznaje, że był fatalnym bratem. Pytam go, czy to aktualne podejście. "Brat – kiedyś samo wspomnienie o nim budziło we mnie niechęć. Dzisiaj podałbym mu rękę, bo... mi nikt nie podał. Tego na pewno nauczyło mnie moje dotychczasowe życie. Wziąłbym do siebie i przytulił. Pomógłbym, jak tylko potrafię, bo jeżeli ja zasługiwałem na szansę, by spróbować, to zasługuje na pewno on. Nigdy nie widziałem w nim zła, kiedy był dzieckiem, a jako nastolatkowie poszliśmy w swoje strony, nie wiem, kim jest. Co u niego i jakie ma plany. Niech wie, że mogę być jednym z nich, nie najlepszym, ale zawsze jakimś" – zmienia ton Żurnalista. 

Podobnie jak z ojcem, który, jak mówi Żurnalista, niestety żyje, ale od lat nie ma z nim kontaktu. Dodaje, że chyba nigdy nie nazwał go "tatą". Jedynie z siostrą utrzymuje jako takie relacje. Wiadomo, że skończyła prawo w Toruniu i jak mówi sam Żurnalista: "jest fajna, mądra, tylko mogłaby jeszcze trochę schudnąć, bo jest gruba i o tym wie".

Najbardziej tajemnicza jest relacja z matką, a właściwie jej brak. Gdy dzieci były małe, sprzątała w domach ich kolegów z klas i pracowała w sklepie. "Zawsze będzie dla mnie bohaterką, wzorem do naśladowania i pustką, którą po sobie zostawiła. Nie zasługiwałem na taką mamę. Przyniosłem jej tyle bólu, że dzisiaj może żyć wolna od niego. I zazdroszczę jej, bo ja wielokrotnie mówiłem, że sam chciałbym uwolnić się od siebie i swoich myśli. Może ten wywiad mi w tym pomoże. Kibicuję jej, dzisiaj stoję gdzieś z boku, ale kiedy wyjdę na zero z wszystkimi zobowiązaniami, to przyjadę i poczuje, że wreszcie mogę. Bo mam odwagę prosić każdego o drugą szansę, poza nią" – pisze mi w mailu Żurnalista. W podcaście z Miśkiem Koterskim dodaje, że jako dziecko wśród kumpli zgrywał twardziela (dużo się bił), ale potrafił wstawać czasem wcześnie rano, by iść do łóżka matki i przytulić się, poczuć miłość.

Mimo to niedługo po tym, gdy osiągnął dojrzałość, przestał z matką rozmawiać. Twierdzi, że ona go nie zna, a on nie chce mieć z nią kontaktu, "bo jej nie lubi". "Ja byłem chorym pojebem, który się tłukł, szukał zainteresowania, jakiejś gloryfikacji tego, żebym czuł się ważny. Ale nigdy nie przekraczałem granicy, że nie chciałem, by moja mama poczuła ten smutek. (...) Kiedy czułem to jako nastolatek i przestałem z mamą rozmawiać, to wiedziałem, że to jest zawsze moja wina" - wspomina w podcaście z Koterskim. Do matki nagrał film i napisał książkę. Nie wie jednak, czy ktokolwiek z jego rodziny wie, czym on sam się zajmuje i jakie mają na ten temat zdanie.

Żurnalista.pl – Dom Łez

W uproszczeniu: do tej pory było to wszystko, co o nim wiadomo. Więcej szczegółów o sobie, swoim życiu czy bliskich Żurnalista nie zdradzał. Co nieco można wyczytać między wierszami jego twórczości. Sam przyznaje, że tajemniczość to dobry chwyt marketingowy.

– Pomyśl sobie, że piszesz o swoich najskrytszych sekretach. O tym, co masz w głowie. Nie chcesz, żeby każdy, kto cię mija, wiedział, co ty myślisz, kiedy ty nie wiesz, co myśli ktoś, z kim rozmawiasz. Bardziej mi wolność dawało to, że to wreszcie wyrzucam. A to, że ukrywałem to, było tak logiczne. Mi upadała firma, jak zaczynałem pisać. Nie miałem do życia pieniędzy. Zamiast mieszkania z dziewczyną, zacząłem wynajmować obskurny pokój w Bydgoszczy za 600 zł z kumplem. Wszystko szło w dół. Ukrywanie tego było czymś ekstremalnie lekkim, bo samo życie było trudne – opowiada w livie u Dowborów.

W głowie się nie mieści

"Może miałbyś ochotę pogadać o hakerstwie ze mną i Bogusiem? Chcemy teraz odchodzić od ludzi stricte popularnych, a poruszać ciekawe tematy" – pisze do mnie Żurnalista po dwóch dniach od pierwszej wiadomości. Ma na myśli Bogusława Leśnodorskiego. Do tej pory w podcastach gościli właściwie same gwiazdy. Leśnodorski też był jednym z gości. Tak mu się spodobało, że dołączył potem jako współprowadzący. – Ta aura tajemniczości chyba wyszła u niego naturalnie. Na pewno łatwiej się funkcjonuje, gdy człowiek nie musi na co dzień żyć z tym medialnym wizerunkiem i on jest w tym konsekwentny – mówi mi znany prawnik.

Jest konsekwentny w ukrywaniu tożsamości, bo z poprzedniego życia zostawił po sobie ślady i to raczej takie, o których nie chce pamiętać.

Żurnalista. Fot. screen z YouTube

W młodości grał jako bramkarz w piłkę nożną w niższych klasach rozgrywkowych. Nie był jeszcze wtedy Żurnalistą, lecz 20-kilkulatkiem z piłkarskimi ambicjami. To z tego okresu znają się z Wojciechem Małeckim, który pomagał mu później wydawać pierwsze książki (jak można wyczytać w archiwach internetowych księgarń, drugą firmą wydającą pierwszy tytuł było Wydawnictwo Dawid Swakowski).

– Kilka osób mi mówiło, że on o mnie wspomina i byłem trochę w szoku, że to słyszały, więc pewnie popularność ma to dużą, ale jak mam być szczery, to nie słuchałem zbyt wielu podcastów i nie mam zdania – mówi mi Małecki. To były początki kariery Żurnalisty, który wybrał to słowo na swój pseudonim, bo "fajnie brzmi". Przyznaje, że nie jest dziennikarzem. Jest za to wiernym kibicem Wisły Kraków, do dziś stara się od czasu do czasu pojechać na mecz tego klubu.

Ale to przez inny mecz, na którym się pojawił, rozgrzał serwisy plotkarskie. W październiku 2019 wybrał się na Stadion Narodowy na mecz eliminacji mistrzostw Europy pomiędzy Polską i Słowenią. Towarzyszyła mu znana dziennikarka TVN Dorota Gardias. Serwisy plotkarskie szybko odtrąbiły nowy związek, co Żurnalista potwierdził na Instagramie. Po jakimś czasie para jednak się rozstała. Żadna ze stron nie chciała komentować sytuacji. Sama Gardias nigdy zresztą do tego związku oficjalnie się nie odniosła. Moją prośbę o rozmowę na ten temat także odrzuciła.

To był pierwszy raz, gdy Żurnalista tak rozgościł się w celebryckim świecie, jednak nie był to pierwszy raz, gdy próbował w nim zaistnieć. Podejścia miał już na początku poprzedniej dekady. Najpierw, o czym wspominał w podcastach, próbował być raperem. Na jednej z imprez hiphopowych przyjął pseudonim Hipokryta. Gdy jednak wokalne próby nie wychodziły, w 2011 roku jako 19-latek postanowił, że zostanie menedżerem gwiazd. Na początek spróbował sił tam, gdzie już raz mu się nie udało: w rapie. Tym razem zapisał się w historii tego gatunku muzycznego, zostając bohaterem jednego z utworów.

Dawid S. chciał być menedżerem fest
Proceente miał co tydzień występ mieć
Rzeczywistość w mig obaliła ten mit
Bez kitu szczawiku powinno być ci wstyd

To fragment piosenki "W głowie się nie mieści" kolektywu rapowego Aloha 40%, a wersy są autorstwa jego założyciela, warszawskiego rapera Proceente związanego m.in. z grupą Szybki Szmal.

– Miałem z nim krótki przelot. Zaoferował, że będzie mi organizował koncerty, zrobił cały grafik występów. Faktycznie, pojechaliśmy na jeden występ na Śląsk, ale nigdy się z tego z nami nie rozliczył. W międzyczasie inni koledzy z branży mieli z nim kontakt, słyszałem nieciekawe opinie i urwałem tę znajomość – mówi SW+ Proceente. Było to akurat w okresie, gdy nagrywał powyższą piosenkę, więc ujął tę historię w tekście.

Proceente tłumaczy, że menedżerka w rapie i w ogóle w branży muzycznej nie jest łatwa: jedna impreza wyjdzie, kolejne trzy nie i już zaczynają się problemy. – Wpadasz w spiralę kłamstw, tracisz zaufanie do kontrahentów, cały plan się sypie. On chciał być menedżerem, a zachowywał się, jakby sprzedawał na bazarze. Był nieprofesjonalny, po prostu zwinął się z kasą. Do dziś w głowie mi się to nie mieści – mówi raper. I dodaje: – Faktycznie ktoś mnie ostatnio pytał, czy ten Żurnalista to czasem nie Dawid S. z mojego tekstu.

Historię Proceente potwierdza inny raper, Majkel, który także był na wspomnianej imprezie na Dolnym Śląsku: – To była jakaś bitwa freestyle’owa we Wrocławiu, na której byłem jako juror i on się za to ze mną nie rozliczył. Ale to były grosze, jakieś dwie stówy, natomiast Proceente grał tam koncert i też kasy nie dostał, a wiadomo, że dla niego wychodziła inna kwota – tłumaczy raper. I dodaje, że Dawid S. po jakimś pół roku w ogóle przestał być widywany w środowisku.

Koniec kariery w samych bokserkach

Proponuję Żurnaliście spotkanie, ale odmawia, tłumacząc się natłokiem obowiązków. Pytam więc o tę i kilka innych historii, o których za chwilę, mailem. "Wymieniłeś wszystkie moje porażki, jak zobaczyłem tego maila, to zdrętwiałem. Nigdy się z tego nie tłumaczyłem, bo czułem ten wstyd codziennie. Dzisiaj jestem zupełnie kimś innym, każda z tych porażek nauczyła mnie czegoś" – odpisuje. Na pytanie o przytoczony wyżej cytat z piosenki potwierdza: "Jest mi wstyd".

I wyjaśnia: miał 17-18 lat, gdy wysłał propozycje współpracy do wszystkich, do których znalazł kontakt. Chciał zarabiać pieniądze, by mieć gdzie spać. Nie mieszkał już z matką, lecz u kumpli czy na klatkach schodowych. W organizowanie koncertów wciągnęła go poznana przez internet osoba, współpracowali bez żadnej podpisanej umowy. Umówił kluby, koncerty, ale spodziewana publiczność nie przyszła.

Mówi jednak, że nie był menedżerem raperów, tak by się nie nazwał. "Na pewno próbowałem organizować koncerty swoich znajomych, a później jakichś osiedlowych raperów z innych miast, jak miałem 17, 18 lat. Bez sukcesów, bo jak mi to nie wyszło, zostałem pobity i rozebrany do samych bokserek. Zostawiony 30 km od domu. Tak skończyłem karierę" – wyjaśnia mi Żurnalista.

Twierdzi, że dziś nie już słucha rapu, bo raperom bliżej do modelek z Instagrama niż do muzyki. Jednak 10 lat temu ze środowiska hiphopowego przeniósł się właśnie do tego bardziej popowego czy modelingowego. W 2013 roku, mając 21 lat, objawił się jako menedżer Ewy Lubert, fotomodelki i żony Tomasza Luberta, założyciela grupy Virgin, w której na początku kariery występowała Doda. – Był taki epizod. Znajoma powiedziała, że ten pan ma możliwość poprowadzenia mojej kariery. I mieliśmy ruszyć, pan Dawid dał chyba kilka wypowiedzi do mediów, ale potem nagle urwał się z nim kontakt i wszystko umarło śmiercią naturalną. Pan Dawid miał jakieś swoje sprawy i tyle, nie kontynuowaliśmy współpracy – mówi Ewa Lubert. Nie rozliczała się w żaden sposób z Dawidem S., choć ten w mediach faktycznie zapowiadał program telewizyjny z Lubert w roli głównej. Nigdy nie doszło do jego realizacji.

Współpraca z kolejną wschodzącą gwiazdą, której karierę miał prowadzić, także szybko upadła. Karolina (imię zmienione) to była modelka, która 10 lat temu trafiała na portale plotkarskie ze względu na urodę i kontrowersyjne wypowiedzi. Dziś prowadzi zupełne nowe, spełnione życie i nie chce być kojarzona z tamtymi czasami, dlatego prosi o anonimowość. – Byłam młodą dziewczyną, a oni wyłapali mnie i razem z kolegą obiecali, że zajmą się moją karierą w świecie celebrytów – wspomina kobieta. Współpracować miał z nią Dawid S. i jego kolega. Zaoferowali, że będą prowadzili jej Facebooka. Strategia na sukces? Ta, którą sam stosował na początkach kariery jako Żurnalista: promocja w social mediach, a w przypadku Karoliny dodatkowo także poprzez dokupowanie lajków i fanów na Facebooku za pieniądze, które obaj mężczyźni od niej brali, jak twierdzi kobieta. Umowy były jednak tylko słowne.

A sukces nie nadchodził. – Dałam im kilka razy pieniądze, nie pamiętam, ile, to nie były jakieś duże kwoty, liczb na Facebooku jednak nie przybywało. Skończyło się tak, że oni nie tylko z tą kasą zniknęli, ale jeszcze na do widzenia usunęli mi fanpage – opowiada była modelka.

Sam Żurnalista tak opisuje mi tamten okres: "W latach 2011-12 nikt nie był gwiazdą, kiedy nawiązywaliśmy jakąkolwiek relację. Mieliśmy na pewno większe marzenia od możliwości. Zasada była ta sama co wcześniej. Ja chciałem wierzyć, że zmienię swoje życie. Odwrócę wreszcie kartę nieudacznika po spektakularnej porażce. Znałem swoje wcześniejsze błędy, więc już nie organizowałem żadnych koncertów. Trafiłem na jedną artystkę, która odpaliła. Tym bardziej uwierzyłem, że to pójdzie i miałem wtedy 19 lat? Może 20. Niestety rozstaliśmy się też przed jej największym sukcesem, ale dalej jej kibicuję. Nigdy nie powiedziałem o niej złego słowa". Zapewnia też, że w kwestii rozliczeń nikt z tamtego okresu się do niego nie zgłaszał.

Miło(ść) z długami

W jednej z wiadomości Żurnalista zwraca mi uwagę, że odcinek podcastu z Mery Spolsky był sponsorowany i faktycznie taki podpis widnieje w opisie na Spotify. "Wolę poinformować, bo nie wiem, jak na to spoglądasz" – uprzedza uczciwie. Niestety gwiazdy, które prosiłem o kilka zdań na temat spotkania z nim, nie odpisują mi nawet po tym, jak on sam ponawia u nich mą prośbę. Proponuje jeszcze raz pomoc. "Przypomnę się im. To głównie moje życie, przypominanie się. Tak trochę powstały te podcasty, pisałem do wszystkich po dziesięć razy" – pisze przy okazji.

Na pytania odpowiada jedynie Magdalena Ogórek, obecnie kontrowersyjna prezenterka TVP, niegdyś działaczka polityczna i kandydatka na prezydenta z ramienia SLD. "Nie ukrywam, że na rozmowę wędrowałam z mieszanymi uczuciami – nie wiedziałam, kogo i czego mam się spodziewać. Zastałam ciekawego świata, oczytanego mężczyznę, potrafiącego spokojnie rozmawiać również z kimś, kto nie podziela jego poglądów. Wnikliwy obserwator dostrzeże też pewien rodzaj mroku, który niczym nimb unosi się nad gospodarzem najpopularniejszych podcastów w Polsce" – pisze mi w wiadomości. Z kolei przypadkowo spotkany na ulicy Hubert Urbański rzuca jedynie: – On ma założenie, by nic o nim nie było wiadomo, więc czułbym się niezręcznie, gdybym wyszedł przed szereg i o nim opowiadał.

Mery Spolsky ze sponsorowanego odcinka także nie odpisuje. Choć Żurnalista przeprowadził już około stu rozmów, niewiele jest sponsorowanych. Wszystkie za to mają patronat płockiego Mercedes-Benz Auto Forum, z którym Żurnalista ma umowę, mimo że – jak mówi w wywiadzie w Weszło – nie ma nawet prawa jazdy. Poza tym zbiera pieniądze na platformie Patronite, gdzie 213 osób przesyła mu miesięcznie w sumie 2259 zł.

W tym samym wywiadzie wspomina, że "miał umowę z LESS_ app, firmą Roberta Lewandowskiego". Faktycznie, polski napastnik jest jednym z kilku udziałowców w tej aplikacji do sprzedaży ubrań w drugim obiegu, ale jak udaje mi się dowiedzieć, Żurnalista nie miał podpisanej żadnej specjalnej umowy, a standardową influencerską. Współpracował jedynie jako jeden z kilkuset influencerów przy jednej, zwykłej akcji promocyjnej.

Żurnalista przyznaje też, że nie ma talentu biznesowego. Jako przykład podaje firmę odzieżową miło(ść), którą firmował swym wizerunkiem. Choć biznes szedł świetnie, w sierpniu 2021 roku firma została wykreślona z CEIDG. "Nie nadawałem się do biznesu, to nie jest moje życie. Tacy ludzie jak ja nadają się do wymyślania, ale nie realizowania celów. Najlepszym przykładem na to jest to, że firma została w Bydgoszczy, a ja już mieszkałem od dwóch lat w Warszawie. Nie znałem się na tym. Musiał to zacząć robić ktoś, kto się na tym zna. Ja tylko chciałem udawać, że dam radę" – wyjaśnia mi w mailu. Dodaje, że pomysł na markę wymyślił "pijany na balkonie razem z przyjacielem" i nie sądził, że urośnie to do takich rozmiarów. "Teraz firma ma ludzi odpowiednich do zarządzania nią" – podsumowuje.

W rozmowie z Weszło na pytanie o szczegóły, co poszło nie tak, dodaje: – Masz jakieś faktury, księgowości, planowanie. Ja jestem w to naprawdę fatalny i wiele razy na tej płaszczyźnie dawałem dupy.

Rzeczywiście, w jednej z internetowych giełd długów można znaleźć dług wystawiony na nieistniejącą już firmę odzieżową "Dawid Swakowski milosc.co" za osiem zaległych faktur opiewających łącznie na prawie 44 tys. zł. Każda z nich ma przekroczony termin płatności o minimum osiem miesięcy. Żurnalista w rozmowie z Weszło nie wspomina o tych kwotach, jednak zdradza jeden ze szczegółów wskazujący, co mogło się nie podobać kupującym jego bluzy. A mianowicie jakość ich wykonania. – Tak naprawdę robiliśmy to z odzieży reklamowej. To nie jest tak, że wybierasz materiał, robiąc bluzę za 70 złotych. (...) Jedna z celebrytek do mnie napisała, że jej menedżer dostał informację, że ktoś się pyta o nasze bluzy, bo będzie metki sprawdzał. Ja myślę: "Kurde, będziesz metki sprawdzał bluzy za 70 złotych? Jak ty myślisz, że ona jest szyta jedwabiem czy coś, no to problem z tobą, a nie z bluzą!" – tłumaczy na antenie radia Weszło.

miło(ść) – logotyp marki. Fot. oficjalna strona milosc.pl

Kolejny potencjalny powód długów podaje w podcaście z Miśkiem Koterskim: prawdopodobnie miał kłopoty z wysyłką towarów do klientów. – Gdy sprzedawałem swoją firmę, do mnie ludzie pisali: "ty kurwo, oszuście, oddawaj mi bluzę". I tak sobie myślę: po co ja ten folder (inne) odpalam? Co ty masz w głowie, że nazywasz mnie kurwą, bo czekasz dwa dni za długo na bluzę. Czy to jest tak ważne w życiu? – mówi Żurnalista. W mailu do mnie dodaje, iż kłopoty wynikały z tego, że "często ludzie <<nie dostali>> paczki, bo podawali zły adres i dostawali finalnie zawsze zwrot".

Obecnie marka odzieżowa należy do nowych właścicieli, którzy niedawno – 22 lutego o godz. 22:22 – odpalili nową wersję serwisu. "Przejmując markę, najbardziej zależało nam na poprawie jakości produktów. Żeby ją poprawić, wiedzieliśmy, że najlepiej byłoby tworzyć je po prostu u siebie... Dlatego spełniliśmy swoje marzenie i pod koniec roku kupiliśmy własną szwalnię, w której od teraz tworzone są wszystkie nasze rzeczy. Zmieniliśmy zupełnie materiały, postawiliśmy na 90% bawełnę premium" – piszą na stronie internetowej sklepu milosc.co.

– Wiecie, co jest najśmieszniejsze? – pyta prowadzących rozmowę z nim w Weszło. – Całe życie myślałem, że jestem stworzony do grubego siana.

Nowa kariera menedżera

"Chcemy pokazać, że dzisiaj w Polsce jest wiele młodych i piekielnie zdolnych firm, którym często brakuje tylko wsparcia, by móc odnieść sukces, my chcemy to zmienić. Przeglądając ten magazyn, znajdziesz reklamy firm, których być może teraz jeszcze nie znasz, ale wkrótce to się zmieni. Dbamy o to, by nawet reklama była tu treścią" – tłumaczy we wstępniaku (pisownia oryginalna) w lipcu 2014 roku redaktor naczelny magazynu Manager+. W innych wstępniakach pisze czasem w tonie coacha, jak w tu cytowanym, czasem zwierza się ze swoich codziennych zmagań w biznesie, a czasem cytuje i powołuje się na autorytety z różnych dziedzin: raz na Charlesa Chaplina, raz na biznesmena Barry’ego Hearna, jeszcze innym razem na byłego piłkarza Thierry’ego Henry’ego.

Magazyn Manager+ wyszedł kilkukrotnie w papierze, jednym z bohaterów okładkowych był Przemysław Pająk, wydawca i właściciel Grupy Spider’s Web. Po wydaniu kilku numerów magazyn ostał się w internecie. Głównie składał się z materiałów sponsorowanych lub kupowanych w agencjach copywriterskich. Dla serwisu w miarę regularnie pisało jednak kilka osób.

Kontaktuję się z jedną z takich osób. Współpracowała z Managerem+ przez kilka miesięcy. Jak wspomina, działanie i w ogóle istnienie fizycznej redakcji było niejasne. – Co do redakcji, ciężko mi stwierdzić, bo z nikim innym nie miałam kontaktu, ale nie wyglądało to poważnie, bo Dawid próbował zrobić ze mnie "redaktor naczelną" magazynu online, żebym spamowała na LinkedInie, sprzedając miejsce reklamowe. Rzecz jasna obiecywał nie wiadomo jak wielkie pieniądze z tego, a człowiek był młody i głupi, więc nie ogarnęłam zawczasu, że ani złotówki z tego nie zobaczę – mówi.

Żurnalista wspomina to tak: "Chciałem coś zmienić, wpadłem na ten pomysł. Przez jakiś czas to nawet fajnie prosperowało, ale robiłem większość rzeczy sam. Dodatkowo: na czym ja się znałem, mając 22 lata? Myślałem, że pozjadałem rozumy, a zajadałem stres. Po upadku tego projektu zaczęła się moja tułaczka. Nawet nie miałem kasy, by przedłużyć domenę i straciłem dostęp do skrzynki mailowej. Nie miałem pieniędzy, nie miałem perspektyw. Żyłem z dnia na dzień, bojąc się jutra". Dodaje, że reklamy w magazynie kosztowały po 300-400 zł, ale i zapewnia, że rozliczył się za tamten okres z każdym, kto skontaktował się z nim po 2018 roku.

Moją rozmówczynię zwodził przez dwa lata. Ostatnie wiadomości o zwrot pieniędzy wysłała do niego w kwietniu 2018. Obiecanej umowy także nie dostała. Poniżej fragment rozmowy z 2016 r.

Screen z rozmowy Dawida S. ze współpracowniczką

Domenę managerplus.pl przejął przedsiębiorca z Krakowa, który połączył ją z innymi swoimi internetowymi biznesami. Dzwonię do niego i pytam o byłego naczelnego Managera+. Tłumaczy, że nigdy na żywo się nie widzieli, a wolną domenę kupił na jednej z giełd domen.

Od czasu do czasu dostaje jednak telefony od ludzi, którzy szukają Żurnalisty w związku z jego starszą i nowszą działalnością. – Wielu ludzi szukało naczelnego w związku z niewywiązaniem się ze sprzedaży powierzchni reklamowej na managerplus.pl lub w magazynie MANAGER+, a także w związku ze sprzedażą koszulek pod jego nowym "brandem" – mówi mi przedsiębiorca, który tłumaczy, że nie lubi rozgłosu i chce pozostać w miarę anonimowy.

Nie jest pierwszą osobą, która wskazuje na powiązanie człowieka związanego z magazynem Manager+ i postaci Żurnalisty. Niektóre osoby nie chcą w ogóle występować w tekście, mimo że większość twierdzi, iż to kwestia czasu, gdy prawda o jego tożsamości wypłynie szerzej. Tak samo myśli partner Żurnalisty w niektórych podcastach, cytowany już tu Bogusław Leśnodorski: – Każdy ma prawo dbać o prywatność, ale pewnie prędzej czy później ktoś jego tożsamość odkryje. To raczej nieuniknione – zapowiada.

Kilkadziesiąt sekund po naszej rozmowie telefonicznej oddzwania. Jak się okazuje, przez pomyłkę.

– Tak, panie mecenasie?
– A, przepraszam, pomyliłem się. Chciałem zadzwonić do Dawida, powiedzieć mu, że o nim rozmawialiśmy.

Nazwisko byłego naczelnego Manager+ pada wielokrotnie, gdy rozmawiam z bohaterami tego artykułu, którzy łączą je z autorem popularnych książek i podcastów. Aby do niego dotrzeć, wystarczy trzykrotnie kliknąć na stronie www.zurnalista.pl: najpierw w regulamin, następnie prawym przyciskiem w numer NIP, a potem w opcję "wyszukaj w Google". Później najpopularniejsza wyszukiwarka na świecie w 0,33 sekundy wypluwa to nazwisko jako właściciela.

Przy okazji można znaleźć też post dj-a Te związanego z branżą hiphopową i współpracującego m.in. z raperem Proceente, tym samym, który kiedyś zdissował Dawida S. w swojej piosence. "Swego czasu, spora (w moim mniemaniu) część półświatka hip-hopowego została oszukana przez pewne dziecko z zaburzeniami percepcji, które w ramach terapii zajęciowej postanowiło zostać "MENADŻEREM". Zabawa polegała na odgrywaniu roli Menadżera zespołów hip-hopowych itp. Niestety tylko jedna ze stron wiedziała, że to zabawa. Stroną tą był ów "menadżer" o imieniu Dawid Swakowski" – pisze w swoim poście artysta (pisownia oryginalna).

Dalej pisze o "kilku nieprzyjemnościach i rykoszetach", które z jego działalności wynikły. I wyjaśnia, że choć tamte sprawy są dla niego zamknięte, to czuje się w obowiązku ostrzec znajomych, gdyż "osoba Dawida, która oszukała mnie i spore grono osób, została redaktorem naczelnym własnego wydawnictwa o tytule, o zgrozo… Magazyn Manager+".

Całą sprawę podsumowuje tytułem piosenki Proceente: "Ogólnie W GŁOWIE SIĘ NIE MIEŚCI".

Screen z fanpage'a dj-a Te

Starsze, infantylne dziecko

Mimo że popularność Żurnalisty zaczęła się od jego wierszy o utraconej miłości, on sam mówi, że nie jest już tym samym człowiekiem, co kiedyś. W podcaście z Miśkiem Koterskim przyznaje, że ma na koncie nieprzepracowane grzechy, ale nie pozwala ich sobie wybaczyć.

Dlatego próbuje to zrekompensować światu. Bluzy firmy odzieżowej miło(ść) – te same, które miały nie dochodzić do niektórych klientów – miał oddawać do domów dziecka. W rozmowie z Weszło mówi, że w trakcie działalności firmy miło(ść) pod jego rządami płacił terapeutom, do których jego fani mogli pisać anonimowo wiadomości i zwierzać się ze swoich problemów. Proszę Żurnalistę o kontakt do wspomnianych specjalistów, by zweryfikować jego słowa, jednak ten prośbę ignoruje.

Często w tekstach sam odnosi się do swoich lęków i braku poczucia bezpieczeństwa. – Wiem, jak często mnie moje lęki paraliżują. Przez to, że nie miałem gdzie mieszkać, nie miałem pieniędzy, to jak wynajmuję mieszkanie, często płacę za nie za rok z góry, żebym nie musiał się martwić, że nie będę miał gdzie mieszkać – mówi w rozmowie z Justyną Nagłowską.

Jednocześnie na stronie sadinternetowy.pl widnieje kolejny dług, tym razem na 8,5 tys. zł, na osobę o imieniu i nazwisku takim samym jak dawny "menadżer". Dług z ramienia firmy (domena należy do prywatnego podmiotu – wierzyciela długów) obsługuje mecenas Paweł Bujko. "Portal sadinternetowy.pl zamieszcza w internecie informacje o długu zawsze, gdy sąd wydał nakaz zapłaty prawomocnym wyrokiem i gdy nadaje się on do wykonania przez komornika. Jest to więc moment, w którym nie można się już od tego wyroku odwołać" – tłumaczy mi w mailu i za zgodą właściciela długu podaje jego numer telefonu.

Właściciel nie chce podawać swojego nazwiska, bo, jak tłumaczy, "nie czuje potrzeby widnieć w takim kontekście w Google’u". Opowiada jednak o szczegółach długu. Ma mieszkanie o wysokim standardzie w Bydgoszczy, w którym jeszcze w 2020 roku mieszkał Żurnalista. Jak się okazuje, wcale nie płacił dla poczucia bezpieczeństwa z góry za rok. – Wynajmował mieszkanie przez rok. Nie był to rzetelny najemca, z różnymi poślizgami było płacone, a w ostatecznym rozrachunku nie zapłacił chyba za 3 ostatnie miesiące. Zostawił mieszkanie w opłakanym stanie, ale już o to nie walczyłem – mówi mi właściciel.

Od półtora roku nie może odzyskać pieniędzy za zaległy czynsz, sprawa jest na etapie komornika, który – jak mówi właściciel mieszkania – "zajął już wszystko, co mógł", ale to wciąż nie oznacza odzyskania całego długu. Wszystko udokumentowane jest wyrokiem sądowym, ale pieniądze trudno jest odzyskać. Nie dlatego, że dług jest tak duży. Po prostu według danych dostępnych komornikowi dłużnik niemal nic nie zarabia. Jak mówi mój rozmówca "musi żyć w jakiejś strefie poza systemem bankowym". Zdradza też nieco kulis sławy Żurnalisty: – To jest takie trochę starsze, ale infantylne dziecko. Opowiadał mi o swoich listach, które pisze, o ludziach, którzy piszą do niego. Mówił, że to wszystko jest zmyślone. Że zrobił sobie taki sposób na życie – wspomina.

Komplikacje biznesowe ma też z wysyłką ostatniej książki "Ostatnie wiersze", której premierę przekładał trzy razy. Z niektórymi zamówieniami tej książki zwleka półtora miesiąca, ale pieniędzy nie oddaje. Tłumaczy opóźnienia tym, że "chciał to wydać przez zewnętrzne wydawnictwo, bo nie chce już angażować się w żaden biznes".

Rozliczenie

Żaden z moich rozmówców, którzy twierdzą, że Żurnalista się z nimi nie rozliczył, do dziś nie odzyskali pieniędzy. W sieci wciąż wiszą na nim długi na kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Żurnalista rozwija swoją karierę autora podcastów i influencera. Jest zapraszany na wywiady do mediów i do kanałów na YouTube, ale nikt nie pyta go o niejasne sprawy, pomimo tego, że część z nich można w sieci odnaleźć błyskawicznie.

Nie miał więc do tej pory okazji do opowiedzenia o porażkach i problemach finansowych, choć wspominał o tym w książkach. Sam – jak pisze w mailu – chciał rozwiązać to bez niepotrzebnego szumu. Tłumaczy mi to tak: "Wstydziłem się, a na zewnątrz nie pokazywałem bólu. Nikt nie wiedział, że coś się dzieje, a ja stworzyłem Żurnalistę, by chociaż umrzeć w spokoju. Skoro nie mogłem w nim żyć. Tylko to nie jest rozwiązanie, ale do tego musiałem dorosnąć. Nigdy się z tego nie tłumaczyłem, bo czułem ten wstyd codziennie. Dzisiaj jestem zupełnie kimś innym, każda z tych porażek nauczyła mnie czegoś".

I dodaje dalej: "Pisałem każdy tekst, który miał zostawić moje myśli dla ludzi, których musiałem zostawić, bo byłem tonącym okrętem. Doskonale wiedziałem, dlaczego nie rozmawiam ze swoją mamą. Ciągle przynosiłem problemy, a chciałem zmienić nasze życie. Nie mieliśmy środków do życia, nie mieliśmy co jeść. To nie było mówienie, że zabije się, bo kanapka mi spadła na ziemię".

Po 2018 roku zaczął współpracować z prawnikiem, z pomocą którego rozwiązują kolejne sprawy z przeszłości. Tłumaczy, że nie stanie się to jednak za pstryknięciem palca. I podsumowuje w naszej rozmowie: "Jeżeli kogoś uraziłem czy skrzywdziłem, chętnie wciągnę buty, pójdę na spacer i o tym porozmawiam. Mam odwagę być sobą, bo dzisiaj jestem wreszcie sobą. Wcześniej próbowałem być kimś więcej, niż byłem w stanie".

*********

Dwa tygodnie temu – gdy Żurnalista.pl wiedział już o planowanej publikacji – na swoim Instagramie napisał dość ogólnie o swojej przeszłości. "To mój coming out. Najważniejsze co napisałem w życiu. I może od tego tekstu powinienem zacząć publikować na tym profilu" – wyjaśnił, dołączając pięć zrzutów ekranu z tekstem.

W niektórych momentach mogą one być uzupełnieniem powyższego artykułu. Wpis ten znajduje się tutaj, jednak aby go zobaczyć, trzeba obserwować Żurnalistę - ma on zamknięty profil. Tłumaczy w nim m.in. że podjął decyzję o pójściu na terapię i zachęca do kontaktu osoby, które mają do niego o coś żal.

Data: 4.04.2022