Sexting, catcalling, grooming... Dzieci łykają porno gdzieś między kreskówkami, tiktokami i czatami z kolegami

W Wielkiej Brytanii zanotowano 70 proc. wzrost przypadków uwodzenia dzieci w internecie. Ale w sieci nie ma granic, ten sam problem mamy i w Polsce. Co więcej, dziecko może nagabywać zarówno stetryczały emeryt z Nowej Zelandii, jak i pan Zenek z klatki obok. Skalę problemu nie tylko trudno oszacować – równie skomplikowane jest stworzenie dla niego jakichkolwiek reguł gry.

Pornografia a dzieci. Jak ograniczyć dostęp małoletnim

„Wyzywanie na ulicy się zaczęło, gdy miałam 13-14 lat. Trudno mi sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać moje życie, gdy będzie ciepło. Będę się bała chodzić po ulicy, gdy będzie ciemno na ulicy. Nawet nie potrafię zliczyć, ile miałam sytuacji, że ktoś na mnie nagwizdał, coś do mnie krzyczał albo te wzroki, że ktoś ciebie tak obczaja, takim wzrokiem, a to są czterdziestoletni faceci. Tyle osób wokół mnie się tego boi... Miały sytuacje, że ktoś za nimi chodził, że musiały uciekać. To jest w pełni znormalizowane”.

To słowa 15-latki z Warszawy, która wzięła udział dwa lata temu w badaniu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Inne badanie – zrealizowane w tym roku przez NASK – wskazuje wprost na przyczynę takich zachowań: nieograniczony dostęp do pornografii w sieci. Z tego opracowania wynika, że co czwarty nastolatek oglądał w sieci filmy dla dorosłych (co piąta dziewczyna i co trzeci chłopak). Lawinowy wzrost następuje po opuszczeniu podstawówki. Na pierwszym etapie edukacji porno ogląda 11,6 proc. dzieci, ale już w wieku licealnym średnia ta wynosi 45,8 proc.

Jeszcze smutniej się robi, gdy spojrzymy na to, jak ekspozycję na pornografię swoich kolegów oceniają ich rówieśnicy. Gdy badacze NASK zadali takie pytanie, okazało się, że treści dla dorosłych może oglądać nie co czwarty nastolatek, lecz... niemal dwie trzecie ogółu. Pytani uczniowie zadeklarowali, że porno ogląda aż 61,9 proc. młodych osób (39 proc. w podstawówce, 83,1 proc. w szkole średniej). Czyli jeśli klasa liczy 30 osób, to 19 z nich ma styczność z pornografią.

Okres pandemii i lockdownu sprawił, że młodzi mają jeszcze większy dostęp do pornografii niż wcześniej. Tak jak przyznają się do tego głównie chłopcy, tak o catcallingu, czyli niechcianych komentarzach o charakterze seksualnym, mówią głównie dziewczęta [pełne definicje wszystkich omawianych zjawisk znajdują się na końcu artykułu]. Z ich wypowiedzi wynika, że jest on właściwie normą i trzeba się z nimi pogodzić, bo choć u ofiar budzi lęk, to przez napastników i postronnych nie jest postrzegane jako coś nagannego.

„Ja się przyznam, że oglądam, ale uważam, że to jest złe i strasznie niszczy człowieka i to rzeczywiście sprawia, że się zwraca uwagę na ciała dziewczyn z tej perspektywy. To niszczy edukację seksualną, tak przecież nie wygląda stosunek seksualny. To uprzedmiotawia kobiety. Kobiety w porno nie szanują siebie i ty oglądając porno, też nie szanujesz kobiet” – mówi 16-letni Staś z Warszawy, który wziął udział w badaniu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.

Najmłodsza ofiara miała 5 lat

Jak ten nawał treści pornograficznych i nagabywania wygląda od strony samego dziecka, pokazuje wstrząsający czeski dokument „Złapani w sieci” w reżyserii Barbory Chalupovej i Vita Klusáka. To zapis kontrowersyjnego eksperymentu psychospołecznego, w którym trzy 20-letnie aktorki wystylizowano na 12-latki. Zbudowano dla nich w studiu filmowym młodzieżowe pokoje pełne prawdziwych zabawek, książek i przedmiotów z ich dzieciństwa. Następnie posadzono je przed komputerami i poproszono, by w sieci odgrywały właśnie młode dziewczynki.

Aktorki siadają więc przed ekranami, zakładają konta w serwisach społecznościowych jako wczesne nastolatki i... zaczyna się festiwal zaproszeń do kontaktów od dorosłych mężczyzn. Nagabują, bez mrugnięcia okiem wysyłają zdjęcia swoich penisów albo nagrania masturbacji, wklejają linki do twardego porno, namawiają w ich mniemaniu 12-latki do rozebrania się, pokazania piersi. A wszystko przy stosowaniu manipulacyjnych technik, ofert przyjaźni, oddechu od nierozumiejących świata dziewczynek rodziców. Jednym słowem dokonują przemocy seksualnej, a młody wiek dziewczynek po drugiej stronie jest dla nich tylko dodatkową zachętą.

I film, i eksperyment w nim pokazany są dyskusyjne. Ale nie ze względu na to, że skala groomingu i prób seksualnego wykorzystania pokazana w nim jest nieprawdopodobna. Wręcz przeciwnie. Kontrowersyjne jest, czy faktycznie trzeba ją eksponować przez aż tak długi czas, co zostawia widza z ogromnym dyskomfortem psychicznym. No i czy w ogóle ten film powinien być pokazywany nastolatkom?

W tym roku w Polsce pokazano go w ramach festiwalu HumanDoc, a w festiwalowej dyskusji Jolanta Zmarzlik, terapeutka z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, od niemal ćwierć wieku pracująca z dziećmi stwierdziła, że to nie film dla nastolatków. Prędzej dla ich rodziców, nauczycieli i innych dorosłych. – To nie tylko filmowa rzeczywistość i nie jest tak, że taka skala przemocy seksualnej zdarza się gdzieś w świecie, a w Polsce mamy lepiej. Dzieci polskie są tak samo narażone. Tak się dzieje wszędzie, granice państw nie chronią naszych dzieci. Dziecko nie musi też wcale spędzić wiele czasu w sieci. To jak podniesienie słuchawki telefonu i usłyszenie steku bluźnierstw – mówiła.

Problemem jest także to, że nie wiadomo, przed czym właściwie należy się chronić i jak dokładnie internetowi drapieżnicy działają. Dzieci często nie chcą się dzielić informacjami o takich zdarzeniach z rodzicami ani ze szkołą. Powodów tego może być wiele: wstyd, nieśmiałość, brak zaufania do dorosłych. Przedstawiciele organizacji zajmujących się obserwowaniem przestępstw seksualnych w sieci i pomocą ich ofiarom podkreślają, że trafia do nich tylko ułamek tego, co dzieje się na co dzień.

– Obserwujemy wzrost zgłoszeń dotyczących uwodzenia dzieci w sieci typu grooming i tworzenia materiałów o charakterze seksualnym, samodzielnego tworzenia wiadomości typu sexting. W Polsce nie prowadzimy badań, jak duża jest skala tego problemu. Ale brytyjskie badania pokazują, że na przestrzeni ostatniego półtora roku zanotowano wzrost rzędu 70 proc. przypadków uwodzenia dzieci w internecie. I te dzieci są coraz młodsze, mają po 8-9 lat. Najmłodsza ofiara według statystyk brytyjskich miała 5 lat – podkreślała podczas wspomnianej dyskusji Ewa Dziemidowicz, psychoterapeutka, ekspertka z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, która pracuje w Poradni „Dziecko w sieci” i widzi narastającą skalę problemu.

Co gorsza, nie wiadomo też, gdzie dzieci mogą paść jego ofiarą. A w zasadzie to... wiadomo. WSZĘDZIE.

– Do wykorzystania seksualnego dzieci dochodzi często w zwyczajnych serwisach społecznościowych, z których my, dorośli, też korzystamy. Wydaje się nam, że jeśli my korzystamy z Facebooka czy Messengera i nas nic złego tam nie spotkało, to tak samo będzie z dziećmi – mówi Martyna Różycka, kierownik działającego w NASK zespołu Dyżurnet.pl, który monitoruje i reaguje na szkodliwe treści w internecie.

Ale zwalanie winy na social media to pójście na łatwiznę, bo agresorzy są dosłownie wszędzie. – Polują na dzieci nie tylko w miejscach czy portalach kojarzących się z seksem. Wręcz przeciwnie. Mam pod swoją opieką dziewczynkę, która naraziła się na dramatyczne przeżycia związane z przemocą seksualną na portalu o malowaniu pazurków. Takim o technikach, o chwaleniu się paznokciami, nic tam nie było z założenia o seksie. Ale ci ludzie przeszukują takie właśnie miejsca – opowiadała Zmarzlik podczas debaty na HumanDoc.

Różycka dodaje jeszcze jeden niebezpieczny element obecności dzieci w sieci – sextortion, czyli próby wyłudzania pieniędzy: – Dzieci nie mają z reguły dużych pieniędzy, ale i tak stają się źródłem przemocy ekonomicznej. Ktoś najpierw od nich wyłudza intymne zdjęcia, a potem pieniądze. Dziecko najpierw zawierzyło i dało się nabrać, a potem jeszcze jest szantażowane i żąda się od niego pieniędzy. I jest w takim klinczu, że nie pójdzie do rodziców.

Sextortion to szersze zjawisko. Szantaż może polegać także na wyłudzaniu kolejnych erotycznych zdjęć, zmuszaniu do występów przed kamerką czy wręcz do usług seksualnych – i jest to metoda stara jak internet. Od lat w darknecie funkcjonują fora, na których przestępcy wymieniają się wykradzionymi zdjęciami i filmami erotycznymi. Jeśli ofiara nie chce płacić, materiał trafia do wszystkich jej znajomych z Facebooka albo z książki adresowej na mailu. W ten sposób – choć publicznie niemal nikt o tym nie wie – zniszczonych zostało wiele karier i złamanych wiele charakterów. Także w Polsce. Kilka lat temu na Śląsku samobójstwo popełniła 13-latka, która była szantażowana w sieci. Nie mówi się o takich przypadkach głośno ze względu na rodziny ofiar.

– Zawsze mam wrażenie, że takie dzieci zostały „ukradzione rodzicom”. Wielu z tych seksualnych agresorów uwodzi mechanizmem, że będzie przyjacielem. Szukają szczeliny, by wejść i przekonać, że dziecko jest samo, że rodzice go nie rozumieją, nikt nie lubi, a tu pojawia się „prawdziwy przyjaciel” – tłumaczy Jolanta Zmarzlik.

Z badania NASK wynika, że rodzice są zwyczajnie nieświadomi tego, co się dzieje z ich pociechami. Tylko co dziesiąty rodzic (9 proc.) zadeklarował, że jego dziecko widziało pornografię w internecie, dwóch na trzech rodziców twierdzi, że dziecko nie miało kontaktu z takimi treściami (64,5 proc.), a co czwarty (26,4 proc.) nie ma na ten temat wiedzy.

Zmarzlik widzi więc tu także olbrzymią rolę szkoły, która weźmie na siebie współodpowiedzialność za wychowanie dzieci. – Dosyć naiwnie liczyłam, że przez pandemię coś się zmieni, że szkoły i społeczeństwo się obudzą i zaczną więcej od tego systemu, poza tylko lekcjami, wymagać. Nie tylko naciskać na kontrolę, a właśnie stawiać na budowanie relacji – dodaje.

Różycka: – Co by portal społecznościowy nie zrobił, to bez rodziców jest bezsilny. Najważniejszym zadaniem rodzica jest bycie blisko.

62 miliony powodów

Acz portale robią coraz więcej, choć na początku swojego istnienia oczywiście nie były świadome problemu. TikTok, największa aplikacja świata i jednocześnie ukochane miejsce młodzieży, w połowie tego roku była ostro krytykowana właśnie za pornografię. Okazało się, że w algorytmie znajdowała się luka, która pozwalała na publikowanie obscenicznych treści w serwisie i wysyłanie ich w prywatnych wiadomościach. Przesłanek do skandalu było wiele. Dokładniej 62 miliony. Tyle filmików uznanych nagość, czynności seksualne, przemoc lub nękanie usunął TikTok w lipcu tego roku. I mocno wziął się za poprawę algorytmu.

– Wiemy, że jednym ze sposobów kolportowania pornografii dziecięcej są wiadomości prywatne w mediach społecznościowych. Dlatego zdecydowaliśmy się, że w TikToku nie można za ich pomocą wysłać wideo i zdjęć. Dodatkowo użytkownicy nie mogą wysyłać wiadomości do osób, z którymi nie obserwują się nawzajem. Użytkownicy poniżej 16 lat w ogóle nie mogą korzystać z wiadomości prywatnych. Takich kroków jest znacznie więcej – mówiła miesiąc temu Alexandra Evans, szefowa ds. polityki bezpieczeństwa publicznego w europejskim oddziale TikToka, w rozmowie z Bolesławem Breczką z „Wprost”. I dodawała, że już teraz moderatorzy platformy usuwają 93 proc. szkodliwych treści w ciągu 24 godzin od ich pojawienia się.

Z kolei z Raportu Przejrzystości publikowanego przez Facebooka wynika, że w trzecim kwartale tego roku portal podjął działania w stosunku do 20,9 mln treści (postów, zdjęć, filmów, komentarzy lub kont) za wykorzystywanie dzieci. Kwartał wcześniej takich treści było 25,6 mln.

Z ponad 6 mln filmów usuniętych między lipcem a wrześniem 2021 roku z YouTube’a niemal jedną trzecią skasowano ze względu na bezpieczeństwo dzieci, a co piąty dotyczył nagości i treści o charakterze seksualnym. Ten serwis szczególnie mocno pilnuje swoich treści po tym, jak w 2017 r. wyszły na jaw błędy w działaniu aplikacji YouTube Kids przeznaczonej dla najmłodszych.

Pomiędzy kolejnymi bajkami w serwisie wyświetlały się dzieciom filmy zdecydowanie nieprzeznaczone dla nich. Można było zobaczyć ludzi przebranych za kreskówkowe postaci, którzy uprawiają seks. Były też animacje, na których zwierzęta sikają na siebie nawzajem albo bohaterowie bajek umierają przybijani do krzyża. Wszystko ochrzczono mianem #elsagate od imienia Elsy, bohaterki uwielbianej przez dzieci disneyowskiej „Krainy Lodu”. I niewiele pocieszający jest tu fakt, że nie była to robota pedofilów tylko cwaniaków, którzy chcieli zarobić niezłą kasę na wyświetleniach.

Czy takie historie się powtarzają? Niewykluczone, ale szeroka publika nie dowie się o nich, póki nie wyjdą przypadkiem na światło dzienne. – Nikt nie ma pełnego obrazu sytuacji, do Dyżurnet.pl trafiają zgłoszenia, ale nie wiadomo, jaki jest to wycinek całości. Najlepszy wgląd w to, co się dzieje, mają platformy, ale oni się tą wiedzą nie dzielą. Owszem, publikują raporty przejrzystości, ale tam nic nie ma konkretnego, są ogólnikowe i pozbawione komentarza – komentuje z goryczą Martyna Różycka.

Co w związku z tym mogą zrobić rodzice? – Po pierwsze, podjąć decyzję, czy na pewno chcą, żeby dziecko było w danym serwisie społecznościowym, bo one nie są dla dzieci przeznaczone. Po drugie, sprawdzić, jak można wzmocnić ochronę dziecka. Warto spojrzeć, co oferuje platforma, nie w tych domyślnych ustawieniach, ale w tych, które trzeba samodzielnie zmienić w profilu. W niektórych serwisach można ustawić swojego rodzaju współdzielenie konta. Jeśli do dziecka napisze osoba nieznajoma lub filtr wyłapie, że ktoś mu przesyła nieodpowiednie treści, to rodzic zostaje o tym powiadomiony. I cały czas powtarzajmy, że jeśli dziecko się czegoś przestraszy, nie zrozumie, zdziwi, to niech powie o tym osobie dorosłej – tłumaczy Różycka.

Bezradne państwa

Trzecią instancją, która powinna sprawą się zainteresować, jest państwo. Dwa lata temu z inicjatywą obowiązkowej kontroli wieku użytkownika przez pornoserwisy wystąpiło Stowarzyszenie Twoja Sprawa. STS działa od przeszło dekady i póki co jego najgłośniejszym działaniem był proces wytoczony producentowi napoju energetycznego Devil Energy Drink za reklamę, w której kobieta klęczy przed mężczyzną tuż przed rozpoczęciem seksu oralnego.

Projekt założeń ustawy pokazano w grudniu 2019 roku. Niemal od razu podłapał go premier Mateusz Morawiecki i ogłosił, że rząd zaczyna nad nią procedować. Skierowany został do Ministerstwa Rodziny. Miała być powołana także specjalna grupa ekspertów z rynku IT do stworzenia mechanizmu weryfikacji wieku klientów stron porno. W skład tego zespołu mieli wejść m.in. Karol Okoński – były wiceminister cyfryzacji, który już zdążył odejść z rządu, Maciej Kawecki – dziekan Wyższej Szkoły Bankowej, prawnik Marcin Maruta czy Michał Jaworski z Microsoft.

Gdy o ustawie było głośno, przedstawiciele istniejącego jeszcze wtedy resortu cyfryzacji mówili, że podstawą ma być porozumienie z przeglądarkami internetowymi, które miałyby blokować wszystkim internautom wszystkie treści pornograficzne. – Można by to było odblokowywać specjalnym kluczem, który będziemy generować i udostępniać – mówił dwa lata temu w radiu RMF minister Marek Zagórski.

SŁOWNICZEK – poznaj terminy związane z opresyjnymi, seksualnymi zachowaniami w sieci

Catcalling – wulgarne, nacechowane seksualnie zaczepianie nieznajomych w miejscach publicznych. Gwizdanie, mlaskanie, niewybredne komentarze, „komplementy”. Zwykle jego ofiarami padają kobiety.

Catfishing – podszywanie się pod kogoś lub przybieranie fałszywej tożsamości w sieci w celu oszukania ofiary. Może być wykorzystywane, żeby zdobyć zaufanie dziecka, uśpić jego czujność, ale też nękać je pod osłoną cudzej tożsamości. Catfishing jest często wykorzystywany do wyłudzania pieniędzy, informacji i uwodzenia.

Grooming – uwodzenie dziecka przez sieć. Napastnik najpierw wzbudza w dziecku zaufanie, poruszając niewinne tematy, by zbudować reakcję udającą przyjaźń. Kiedy ta zostanie ugruntowana, sprawdza, czy nad ich rozmowami w sieci czuwa ktoś dorosły, prosi dziecko o zachowanie w tajemnicy i zaczyna wprowadzać wątki seksualne – np. przykład prosi o nagie zdjęcia, spotkanie, uczy masturbacji. Emocjonalnie skonfliktowane dziecko może nie chcieć zdradzić swojego przyjaciela i ulec jego namowom, a potem obarczać się poczuciem winy.

Revengeporn – przestępstwo polegające na publikowaniu zdjęć lub filmów o charakterze seksualnym bez zgody osób na nich uwiecznionych. Definicja dotyczy zarówno materiałów, które zostały zrobione bez wiedzy i zgody ofiary, jak i tych przesłanych przez nią dobrowolnie lub wspólnie nakręconych.

Sexting – wysyłanie treści o charakterze seksualnym zarówno zdjęć, jak i wiadomości.

Sextortion – szantaż na tle seksualnym. Napastnik dysponuje materiałami o charakterze seksualnym – intymnymi zdjęciami lub erotycznymi wiadomościami ofiary – i grozi, że je upubliczni, jeśli ta nie spełni jego żądań. Napastnik może żądać pieniędzy, ale też często chce kolejnych fotografii lub nagrań.

W projekcie ustawy STS takich szczegółów nie było. Za to zakładała ona dwustopniowy system ochrony nieletnich. Pierwszym elementem miał być obowiązek wprowadzenia weryfikacji wieku tak, by do treści pornograficznych mieli dostęp tylko pełnoletni internauci. Zaś te serwisy porno (a większość z nich, jak to bywa z usługami w internecie, jest zarejestrowana za granicą, więc niekoniecznie ochoczo poddadzą się polskiej regulacji), które tego obowiązku nie wypełnią, trafiałyby do rejestru podobnego, jaki już u nas funkcjonuje i dotyczy nielegalnego hazardu. Rejestr takich domen z porno miałaby prowadzić Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, a jej partnerem i wsparciem miałby być nowy „współoperator”, czyli specjalnie powołana fundacja.

fot. Shutterstock

Jak mówi nam Maciej Kawecki, zespół ekspertów kilkukrotnie się wtedy spotkał i dyskutował nad tym, jak technologicznie można ograniczyć dostęp dzieciom, jak weryfikować ich tożsamość i wiek. Jednak potem temat znikł lub Kawecki, jak sam mówi pół żartem, przestał być zapraszany. Zapytaliśmy Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, na jakim etapie jest ten projekt, jednak póki co nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Premier Morawiecki obiecał, że nowe przepisy, które mają zablokować dostęp dzieci do pornografii, będą gotowe w ciągu pół roku. Jeśli jednak od grudnia 2019 roku tak niewiele się zadziało, to może i dobrze. Tamten projekt budził więcej kontrowersji niż nadziei na faktyczną ochronę najmłodszych.

Póki co dziś działa aplikacja mOchrona przygotowana przez NASK, która pozwala na sparowanie urządzenia rodzica z urządzeniem dziecka. Założeniem jest, by była to możliwie stała opieka nad najmłodszymi użytkownikami internetu tam, gdzie nie zawsze są w zasięgu wzroku rodziców, czyli online. Tyle że oceny aplikacji w sklepie są dramatycznie słabe. Rodzice narzekają: „3 min. potrzebował mój 11-letni syn, aby to zhakować”.

Polska nie jest jedynym krajem, który z mizernymi efektami próbuje poradzić sobie z ograniczeniem dzieciom dostępu do pornografii. W 2017 roku Wielka Brytania wprowadziła przepisy, które miały stworzyć podstawę pod obligatoryjną weryfikację wieku internautów na stronach oferujących pornografię. W przepisach nie skonkretyzowano jednak, jak weryfikacja miałaby się odbywać – tę zagadkę miały już rozwiązać firmy za takimi stronami stojące. Wśród pomysłów pojawiło się wykupywanie swoistego karnetu na pornografię czy weryfikacja wieku użytkownika za pomocą jego konta bankowego. Za nieprzestrzeganie prawa groziły surowe kary: strona, która nie zadbałaby o weryfikację wieku użytkownika, miała zapłacić do 5 proc. swoich obrotów.

Pomysł był szeroko krytykowany z jednej strony przez osoby obawiające się o swoją prywatność i o to, kto będzie miał dostęp do informacji kiedy, jak często i jakie porno oglądają, a z drugiej przez ekspertów wytykających problemy techniczne dyskutowanych rozwiązań. Mimo to gotowość do pracy z brytyjskimi regulatorami zgłosiła branża porno, do stołu z politykami zasiadł nawet Mindgeek – hegemon branży porno i właściciel między innymi Pornhuba i wytwórni Brazzers. Data wejścia w życie nowego prawa została przełożona dwukrotnie, aż w końcu oficjalnie ogłoszono rezygnację z niego w październiku 2019 roku.

W tym samym roku z jeszcze innym pomysłem na ograniczenie dzieciom dostępu do stron z pornografią wyszła Australia. Użytkownik pojawiający się na nich musiałby pokazać swoją twarz, żeby algorytmy do rozpoznawania twarzy zweryfikował jego tożsamość i wiek. Ten projekt spotkał się z jeszcze większą krytyką i został szybko zarzucony.

Wszystkie inne regulacje – czy podatkowa, czy prawo ruchu drogowego – mają mechanizmy sprawdzające, czy obywatel lub instytucja odpowiednio prawo interpretują i zachowują się zgodnie z normami. W pornografii nie mamy takich instytucji, które patrzą branży na ręce – i właśnie ręce rozkłada Martyna Różycka, podsumowując obecny stan rzeczy.