– Algorytmy, które analizują nasze zachowanie, dobierają reklamy i rekomendują treści, nie działają jak przysłowiowe służby wywiadowcze. Nie tworzą na nasz temat żadnej teczki, nie przypisują nam stałych i nazwanych cech, np. chory na raka, młoda matka, gej czy wyborca PiS, po to, żeby potem te cechy wykorzystywać do podsuwania nam takiej, a nie innej treści. Wszystko opiera się tylko i aż na statystyce, opisane jest językiem matematyki i data science – mówi Karolina Iwańska. Jak dodaje, promowanie treści nawiązujących do naszych słabości to efekt uboczny. – Jednak dość przewidywalny, kiedy wiemy, pod jaki cel zostały skonfigurowane. Nie taki, aby nam pomóc odkrywać wartościowe treści i porządkować ogrom informacji, ale przede wszystkim, by wspierać interesy biznesowe Facebooka, czyli maksymalizować zaangażowanie i czas, jaki spędzamy na platformie – dodaje.