Pół doby przed ekranem. Tak wygląda życie nastolatków. I jak tu się z nimi dogadać

Youtuber ma więcej autorytetu niż nauczyciel. Tiktokerka wie więcej o życiu niż matka. A polskie nastolatki w 2020 roku średnio przed ekranem spędzały już 12 godzin dziennie. Nie ma jednak co rozpaczać. Zamiast tego czas zawalczyć o szacunek wśród młodych. Zaczynając od zrozumienia technologicznego świata, w jakim żyją.

30.09.2021 02.28
Życie nastolatków to pół doby przed ekranem

„Każecie nam się uczyć, a nie słuchacie uczonych?” – to tylko jeden z transparentów, który pojawił się podczas wrześniowych, kolejnych strajków organizowanych przez Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Opisany transparent jest jednym z wielu, ale świetnie opisuje trwający konflikt pokoleń.

Niby konflikt pokoleń, niezgoda na politykę i decyzje starszych pokoleń jest czymś normalnym. Powtarza się od wieków i zawsze wywołuje te same refleksje: czy dla młodych w ogóle można być autorytetem?

Tyle że obecnie ruch młodzieżowy wydaje się być inny. A przynajmniej jest najbardziej skonkretyzowany od ponad pół wieku, czyli od buntu hipisów. Wtedy zapalnikiem był masowy sprzeciw antywojenny. Dziś dorastające pokolenie buntuje się, bo zdało sobie sprawę, że to oni odczują skutki zaniedbań swoich rodziców i dziadków. I to bez względu na miejsce zamieszkania, status społeczny czy pochodzenie.

Z jednej strony zainspirowani Gretą Thunberg nie tylko chcą zwrócić uwagę polityków i opinii publicznej na postępującą katastrofę klimatyczną. Idą krok dalej i wysuwają własny akt oskarżenia. Na chałupniczo przygotowanych banerach z wyrzutem przypominają, że to „wy”, starsi, rodzice, dziadkowie, nauczyciele, politycy, biznesmeni zgotowaliście nam dorosłość na planecie, która coraz mniej będzie nadawała się do życia. 

Z drugiej są rozgoryczeni, bo czują się bardziej przygotowani do współczesności niż ich rodzice i nauczyciele. Regularnie przecież obserwują, że ci, którzy mieli być autorytetami, nie rozumieją otaczającego ich świata. Na czele z coraz bardziej wszechogarniającymi technologiami, które dla pokoleń Z i Alfa są naturalnym środowiskiem życia, a dla ich rodziców coraz większym wyzwaniem.

Tekstem o tym jak, kiedy i jaką edukację medialną powinniśmy wprowadzić do naszych szkół, zaczęliśmy dwa miesiące temu w Spider’sWeb+ cykl artykułów pod hasłem „Homotechnicus. Pokolenie Alfa”.

Jednym z największych wyzwań, jakie stoi przed nami to kwestia faktycznego zrozumienia najmłodszego pokolenia i wypracowania wspólnego języka do międzypokoleniowej komunikacji.

Do końca tego roku będziemy zastanawiać się nad wyzwaniami, przed jakimi stoimy, by zapewnić bezpieczny i pozwalający na zachowanie dobrostanu start w życie.

Śmierć autorytetu, niech żyje autorytet 

Youtuberka, tiktokerka, influencerka…. Niby już nikogo nie zaskakuje, że to są wymarzone zawody dla ogromnej części dzieci i nastolatków. Jak ogromnej? Według opublikowanego wiosną 2021 roku badania IQS na zlecenie fundacji Inspiring Girls Polska – dla niemal połowy dziewcząt w wieku 10-15 lat. Wciąż jednak dla rodziców i nauczycieli tych dzieci więcej niż trudne jest odnalezienie się w świecie takich inspiracji. Szczególnie, że przecież zmieniają się one jak w kalejdoskopie.

Kto więc jest dziś autorytetem? Ten, kogo podziwia się w sieci. Dla młodych Polaków, jak wynika z badania Fundacji Stocznia, symbolem przedsiębiorczości jest Friz – a więc główny bohater Ekipy, youtube’owego fenomenu, bardziej biznesowego niż faktycznie artystycznego. Z tych artystycznych dziś na firmament wskoczyła Young Leosia, jak jej ksywka głosi młoda (choć już nie nastolatka, bo ma 23 lata) trochę raperka, trochę influencerka. A jeszcze niedawno przecież wśród autorytetów byli Krzysiek Gonciarz, Jessica Mercedes czy Abstrachuje. Już rodzic czy nauczyciel zdążył się z nimi zapoznać i zrozumieć, a nagle okazało się, że to już przeszłość. 

Czego więc młodych może nauczyć starsze pokolenie, skoro nie wie, kto śpiewa o „szklankach” i nie rozumie zasad nowej zaradności spod znaku subów? Nie wie, jak monetyzuje się fejm, czym się różni ruch organiczny od reklamowego? A skoro się w tym nie orientują, to i zaufanie do innych nauk wynikających z ich doświadczenia życiowego zaczyna spadać. 

– Oczywistym zjawiskiem jest to, że starsze pokolenie traci kontakt z młodszym. Zawsze tak było. Dziś zaś ta różnica pokoleń jest na pewno związana z rozwojem cywilizacyjnym – opowiada SW+ Adam Perzyński, dyrektor Szkoły Podstawowej 27 w Gdańsku. I dodaje: – Jeżeli dziś jakiś rodzic czy nauczyciel uważa, że będzie miał autorytet wynikający tylko z faktu bycia rodzicem czy nauczycielem, to się myli. To jest przeszłość, nigdy do tego nie wrócimy. Dopiero swoim postępowaniem, kompetencjami każdy z nas może sobie taką pozycję wypracować.

Dr Klaudia Martynowska z Katedry Pedagogiki Specjalnej KUL tłumaczy, że kiedyś nastolatek szukając życiowych rad, zwracał się bezpośrednio do rodzica. – Teraz wystarczy wpisać w Google „jak poderwać dziewczynę” czy „kłótnia z koleżanką” i można sobie samemu, bez pośrednictwa dorosłego, wyczytać konkretne rady. To podburza cały tradycyjny wzorzec rodziny. Dziś jeśli rodzic czegoś nie wie, zwraca się do nastolatka, a ten wywraca oczy i twierdzi, że rodzic naprawdę nic nie wie, skoro nie potrafi się poruszać w internecie i samemu tego znaleźć – zwraca uwagę ekspertka. 

Może i zabrzmi to nieczule, ale jak by nie spojrzeć, internet to nie jest miejsce dla starych ludzi. Na całym świecie tylko 17 proc. internautów ma ponad 55 lat. Co więcej, dorośli korzystają z sieci w inny sposób niż młodzi. O różnicy najlepiej świadczy to, że kiedy Facebook zaczął być serwisem społecznościowym także dla mam, wujków czy dziadków, nastolatkowie szybko z niego odpłynęli. Dziś tylko co drugi nastolatek w Polsce ma konto na tym portalu. Dla porównania wśród osób między 31. a 49. rokiem życia na Facebooku jest niemal 8 na 10 internautów.

Z drugiej strony na królującym wśród najmłodszych TikToku – jak podliczał rok temu Napoleon Cat – było ledwie trochę ponad 9 proc. osób w wieku powyżej 19 lat. Owszem, w tym roku do tego serwisu napłynęło więcej dorosłych, ale TikTok wciąż pozostaje medium idealnym dla pokoleń urodzonych w świecie internetu, chętniej poruszających się nie w słowie, a w komunikacji wideo. 

Nowe zasady dla nowej demografii 

Międzynarodowa agencja PR Havas Group na początku 2021 roku opublikowała globalny raport „Future of Aging”. Przepytano do niego ponad 12 tys. respondentów z 28 państw, a kluczowym zagadnieniem były właśnie różnice międzypokoleniowe. Z badania wyłania się obraz młodych zmęczonych nieudolnością starszych. Tym, że pozwolili na coraz poważniejszy kryzys klimatyczny, że w imię ochrony starszych przed pandemią poświęcili globalny wzrost ekonomiczny i stabilność finansową przyszłych pokoleń. I tym, że w tym wszystkim starsi nie gonią nowych technologicznych wyzwań i zasad. 

fot. Halfpoint / Shutterstock.com

Może to brzmieć na pierwszy rzut oka egoistycznie. Ale gdy wczytamy się w wyniki badania, to przebija się odpowiedź na pytanie, skąd się ten egoizm bierze: z uświadomienia sobie, że świat szybko się starzeje, bo do 2050 roku więcej niż co piąty mieszkaniec Ziemi będzie miał powyżej 60 lat. I to dzisiejsze dzieci i nastolatki będą odpowiedzialne za opiekę nad przyszłymi seniorami.

A skoro będzie czekało ich tak poważne wyzwanie, to już dziś szybko chcą nowych, lepszych zasad gry. We wspomnianym raporcie widać refleksję nad tymi zmianami: zarówno młodzi, jak i starsi (90 proc. 55+ i 83 proc. 18-34) zgadzają się z tym, że społeczeństwo odnosi korzyści, gdy więzi między generacjami są silne. Zniesienie tych barier jest potrzebne nie tylko dlatego, aby osoby mogły się uczyć nawzajem od siebie, choć właśnie to wysuwa się na pierwszy plan. Ale także dlatego, by faktycznie wypracować nową normalność. 

Internetowi, ale nie do końca 

„To jest więcej niż bunt rozwrzeszczanych dzieciaków” – mówi 17-letnia Laura Gosiewska z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego.



Marek Szymaniak: Czy z perspektywy młodego pokolenia obserwujecie, że rodzice, nauczyciele nierozumiejący lub wypierający problem zmian klimatycznych tracą autorytet swoich dzieci, podopiecznych?
Jako aktywistki i aktywiści poświęcamy mnóstwo czasu na to, żeby w pierwszej kolejności edukować swoje najbliższe otoczenie. Żeby tłumaczyć naszym rodzicom, dziadkom, ciociom, wujkom i najbliższym, dlaczego kryzys klimatyczny i nadchodząca katastrofa są tak realnym i ogromnym zagrożeniem, z czym to się wiąże. 
Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że reakcje są różne. Są osoby bliskie, które chcą słuchać i uczyć się, ale są też niestety osoby, które są do tego nastawione sceptycznie. Czasem ze względu na własne wychowanie, poglądy. Niemniej obcowanie z aktywizmem klimatycznym w domu zawsze jakoś wpływa, nawet jeżeli zmiana jest powolna. 
Bardzo ważne jest rozróżnienie, że nieuznawanie autorytetu nie idzie w parze z brakiem szacunku. To prawda, że młode pokolenie jest krytyczne w stosunku do osób u władzy, ze starszych pokoleń, które normalnie chcą być uznane za autorytet. Jednak to nie przekłada się na nasz brak szacunku. My po prostu widzimy, że zagrożenie, przed którym stoi nasza przyszłość, nie uznaje autorytetów i dotknie nas wszystkich i wszystkie ponad podziałami. 

„Dlaczego każecie nam się uczyć, jeśli nie słuchacie uczonych” – to jedno z haseł z protestów MSK. Bardzo symboliczne, bo starsi zawsze chyba mają przekonanie, że oni już wiedzą, a młodzi muszą się dopiero wszystkiego nauczyć.
Dokładnie, starsze pokolenia od zawsze spoglądały na młodsze z pobłażaniem czy poczuciem, że są mądrzejsze. To się od zarania dziejów dzieje. Także teraz, ale jednak młodzieżowy aktywizm pokazuje, że mimo wieku potrafimy się zmobilizować, szukać wiedzy, doświadczenia i dzięki temu ten wpojony przez pokolenia ageizm się wykrusza. To zmiana, która zachodzi oddolnie, bo młodzież pokazała, że jest świadoma, inteligentna i zdolna do wielkich rzeczy. I dorośli też to zauważają.

Dziś młodzież buntuje się przeciw starszym z konkretnego powodu: bo zostawiają świat w kryzysie klimatycznym, migracyjnym. Jak ten bunt wygląda?
Jest dużo takiego poczucia żalu, gdy politycy mówią, że jak dojdziemy do władzy – my jako najmłodsze pokolenie, to sobie pozmieniamy świat na własną modłę. Konieczne zmiany są opóźnione, jesteśmy zbywani słowami i obietnicami, że za 10 albo 15 lat coś się zmieni. A my nie mamy tyle czasu. 
Nie mamy czasu na dostosowywanie się do propozycji „odchodzenia od węgla we własnym tempie” czy neutralności klimatycznej w 2050 roku. To jest więcej niż bunt rozwrzeszczanych dzieciaków. Widać, że coraz więcej ludzi starszych i dorosłych angażuje się w protesty wobec braku reakcji na kryzys klimatyczny.

Co mogą zrobić z jednej strony rodzice, nauczyciele, a z drugiej młodzież, by wspólnym głosem mówić o nadchodzących zagrożeniach?
Po pierwsze mobilizować się. Nastawić na zmianę systemu, a nie zmianę indywidualną. Możemy z góry założyć, że nie każdą jednostkę da się przekonać, ale jeżeli systemowo przekonamy jak najwięcej jednostek, to przełoży się na rzeczywistość.
Po drugie, zapraszać dziadków, babcie na organizowane przez siebie strajki. W końcu gdy wnuk czy wnuczka występuje, to będą chcieli to zobaczyć, nawet jeśli nie zgadzają się z tym ideologicznie. Prosić o podwiezienie na strajk, jeśli mieszka się pod miastem. Prosić o przeczytanie przemówienia, to może potem wzbudzić dyskusję, rozmowę. Być przygotowanym merytorycznie, ale też emocjonalnie. Czyli mieć świadomość, że ktoś ma inne poglądy i ma prawo do niewiedzy. Trzeba z pełną cierpliwością i czułością podchodzić do swoich najbliższych. Nasi bliscy to nie politycy, oni są tylko ludźmi. 
To rozróżnienie jest ważne, bo decydenci i decydentki z racji swojego zawodu powinni posiadać wiedzę w tematach tak istotnych, jak kryzys klimatyczny. To oni podejmują kluczowe dla naszej przyszłości decyzje, muszą więc robić to w oparciu o stanowisko nauki. A ponieważ system zawodzi, trudno jest, będąc zwykłym obywatelem czy obywatelką, mieć dostęp do takich samych zasobów i takiego samego poziomu świadomości. Bądźmy wobec siebie empatyczni i cierpliwi – w końcu bez społecznej wspólnoty nie uda nam się zburzyć nieładu, który doprowadził do kryzysu klimatycznego.

Chociaż najmłodsze pokolenia, które dosłownie wychowują się z tabletem czy telefonem w ręku, przedstawiane są jako eksperci od nowych technologii, to posiadanie sprzętów automatycznie wcale nie czyni z nich ekspertów. Co więcej, i kolejne badania, i praktyka teleszkoły ukazują, że młodzi mają luki w faktycznie biegłym korzystaniu z internetu. Przerasta ich dezinformacja, nie znają narzędzi niezbędnych do pracy w sieci. Sęk w tym, że to nie ich wina – przecież nie miał ich kto tego nauczyć.

Z publikowanego dzisiaj przez Naukową i Akadamicką Sieć Komputerową raportu Nastolatek 3.0 wynika, że polski nastolatek w 2020 roku wpatrywał się w ekran komputera lub smartfona ok. 12 godzin na dobę.

Owszem częściowo z powodu zdalnych lekcji, jednak czas spędzany online przez młodzież rośnie od wielu lat. Co więcej już co trzeci nastolatek (33,6%) przejawia symptomy tzw. problematycznego użytkowania internetu. Nie potrafi sobie postawić granicy, zarywa z tego powodu noce, ma problemy z koncentracją, z nauką i normalnym funcjonowaniem.  

Badanie EU Kids online 2018 wykazało, że 90 proc. dzieci nie umie twórczo korzystać z technologii. Ich aktywność ogranicza się do przeglądania stron czy oglądania filmików. Raport pokazał też błędy wychowawcze: 40 proc. uczniów nie ma ustalonych zasad korzystania z internetu. Z kolei prawie połowa ankietowanych nigdy nie rozmawiała z nauczycielami o tym, jakie są dobre zwyczaje postępowania w sieci. 

To błędne koło. Aż 70 proc. rodziców przyznało się do bycia w pewnym stopniu uzależnionym od internetu – alarmowała w 2019 roku firma Kaspersky, która przeprowadziła globalne badanie. Do tego połowa rodziców przyznała się, że internet lub urządzenie przenośne zakłóciło ich rozmowę z dzieckiem. Kto ma uczyć młodych zasad i właściwych reguł? Sami rodzice wierzą w to, że młodzi z tą wiedzą najwyraźniej się rodzą, bowiem w badaniu 52 proc. badanych założyło, że dzieci same będą wiedziały, kiedy należy odłożyć mobilne sprzęty. 

Dorośli swoją niewiedzą robią dzieciom krzywdę w jeszcze inny sposób. Dr Anna Brosch z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach dowiodła, że co czwarty rodzic permanentnie udostępnia w mediach społecznościowych informacje o swoich dzieciach. Rośnie więc pokolenie, dla którego prywatność w sieci to zjawisko wręcz nieznane. Dzielić trzeba się wszystkim i z każdym.

Nowy język, stare zasady

Z drugiej strony starsi mają problem w najważniejszej kwestii: komunikacji i języku. – Nauczyciele narzekają czasem, że uczniowie nie wiedzą, co to ceder czy inne zwroty ze staropolskiego. Tylko czy oni sami wiedzą, co to znaczy zrepić albo zbanować? Język się zmienia, dlatego nauczyciele i rodzice powinni nadążać za młodymi. Oczywiście pilnować kultury języka, ale mieć świadomość tego, że świat idzie naprzód – tłumaczy dyrektor Perzyński. I dodaje: – Mieliśmy takiego chłopaka, który był w ósmej klasie i chciał się przenieść do naszej szkoły. Początkowo był mało kontaktowy, do czasu, gdy w rozmowie z nim użyłem kilku sformułowań związanych z grami: że kogoś zbanuję i tak dalej. Był mocno zdziwiony, jakby ktoś nagle zaczął mówić do niego jego językiem, że rozumie go ktoś inny niż tylko rówieśnicy – podkreśla pedagog. 

Kwestie językowe to oczywiście tylko przejaw szerszego zjawiska. Jak podkreślają eksperci, wielu nauczycieli uważa, że należy ich szanować i stawać na ich widok na baczność. I to tylko z tego powodu, że są w swej łaskawości nauczycielami. Kiedyś to może działało. Dzisiaj ze wzruszeń co najwyżej budzi wzruszenie ramion. 

– Założenie, które mówi, że dziecko jest istotą wiedzącą mniej i w związku z tym prawdy o świecie musi się nauczyć od nauczyciela czy dorosłego, jest okrutnie niebezpieczne, potwornie obciążające i dla nauczyciela, i dla rodzica. Tymczasem w wielu obszarach, nie tylko informatycznych, dzieci mogą być ekspertami, mogą wiedzieć więcej niż niejeden dorosły. Mogą mieć różne doświadczenia – mówi SW+ dr Magdalena Śniegulska, psycholog, psychoterapeuta, dydaktyk zajmująca się psychologią rozwojową dzieci i młodzieży.

Śniegulska zauważa, że przyznanie do własnej niewiedzy jest kluczowe – a tego właśnie obawiają się starsi, w tym nauczyciele, o czym mówił dyrektor podstawówki w Gdańsku. Tymczasem otwartość na popełnianie błędów to jedna z ważniejszych wychowawczych lekcji. I to lekcji, które sięgają do właśnie tej wiedzy wynikającej z doświadczenia życiowego, którym faktycznie starsi mogą dzielić się z młodymi. 

– Jest bardzo wiele dzieci, które się strasznie boją popełniać błędy, nawet jak rodzice mówią, że to jest w porządku. Ale jak my pokażemy, że sami czegoś nie wiemy, że się uczymy, popełniamy błędy, to jest nadzieja, że im też presja odpuści. W końcu oni też poczują radość z uczenia się – dodaje Śniegulska. 

Maria Hawranek, autorka książki „Szkoły, do których chce się chodzić”, w wywiadzie dla SW+ też podkreśla, że w tym międzypokoleniowym wsparciu nie chodzi nawet o jakieś wielkie technologiczne kompetencje. – Czas zdalnej edukacji pokazał, jak ważna jest więź między uczniami a ich nauczycielami, mentorami, rodzicami. I że bez tej więzi, bez żywej relacji nie ma edukacji – komentuje.

Jak tłumaczy Hawranek: – Kluczowe jest zrozumienie, że nauczyciel to nie drwal, a uczniowie to nie drewna do ociosania według jedynego słusznego wzorca. Choć to banał, muszę to powiedzieć: każdy człowiek jest inny, również ten mały. Jeśli naprawdę to zrozumiemy oraz zwrócimy uwagę na emocje i serca dzieci, nie tylko na ich umysły, jeśli otoczymy troską relację, jaka nas łączy, to pojmiemy sekret nowej, lepszej edukacji. Wówczas będziemy w stanie poradzić sobie ze wszystkimi wyzwaniami zmieniającego się świata. Przynajmniej w edukacji, bo będziemy na bieżąco wiedzieć o potrzebach dzieci, które, mając do nas zaufanie, będą je komunikować. Nawet jeżeli zdarzają się tak nagłe wydarzenia jak pandemia i nauka zdalna. 

W tych nagłych zdarzeniach jest właśnie światełko w tunelu. Jak podkreśla dr Śniegulska, w trakcie pracy i edukacji zdalnej dorośli nie mogli mieć żadnych wymówek i musieli przenieść się do wirtualnego świata. Obejrzeć to, jak i czym żyją najmłodsi. – Wielkim „zyskiem” pandemii jest to, że nauczyciele, którzy przecież przechodzili tysiące kursów używania nowych technologii na lekcjach, wreszcie mogli z tej wiedzy skorzystać – mówi psycholog.

Tyle że dawnych podziałów, lat międzypokoleniowego wyparcia tak łatwo nie da się pominąć. Pokazuje to cytowany wcześniej raport „Future of Aging”. 40 proc. millenialsów (18-34) oskarża baby boomersów (55+) o beztroski konsumpcjonizm minionych dekad, przez który znaleźliśmy się w obecnej sytuacji. Z drugiej strony starsi nadal nie chcą uderzyć się w pierś i np. nie rozumieją, po co młodzi wychodzą protestować na ulice. Aż 59 proc. badanych powyżej 55. roku życia twierdzi, że lepiej, aby młodzi ludzie siedzieli w szkole. 

– Nie zmienia się fakt, że dzieci potrzebują mądrych rodziców i nauczycieli. Mądrych, czyli świadomych tego, że ich rola polega na tym, aby niezależnie od tego, co dzieje się z dzieckiem, po prostu z nim być. Nie ułatwiać tego kontaktu ze światem, ale wspierać w pokonywaniu trudności – uważa dr Magdalena Śniegulska.

Ilustracja tytułowa: Ken Cook / Shutterstock.com