Na Ujgurach Chiny ćwiczą technologie do kontroli ludzi. Firmy, które im w tym pomagają, działają w Polsce

Prześladowani mieszkańcy Sinciangu to dla chińskich władz doskonały materiał do testowania nowych technologii masowej inwigilacji. Pod pretekstem walki z terroryzmem Chiny wprowadzają kolejne, coraz bardziej zaawansowane formy monitoringu i kontroli. – Sinciang stał się laboratorium nowych technologii inwigilacji – mówi Dolkun Isa, prezes Światowego Kongresu Ujgurów.

21.06.2021 05.45
Na Ujgurach Chiny ćwiczą technologie do kontroli ludzi. Firmy, które im w tym pomagają, działają w Polsce

Wychodząc z domu, skanujemy kod QR, który znajduje się przy frontowych drzwiach. Idziemy ulicą pod czujnym okiem kamer monitoringu, część z nich rozpoznaje naszą twarz. Bramki z kontrolą policyjną w najbardziej tłumnych dzielnicach Kaszgaru potrafią znajdować się nawet co 100 metrów. Policja nie tylko sprawdza dokumenty, ale często przegląda też telefony: czy jest na nich zainstalowana specjalna rządowa aplikacja i czy nie ma tych zakazanych – zachodnich. Zamawiamy taksówkę, podajemy adres, a firma, która zatrudnia kierowcę, przekazuje informacje władzom. Spotykamy się ze znajomymi w restauracji – znów, pod czujnym okiem kamery, która rejestruje naszą aktualną lokalizację. Jeśli spotkamy się z kimś „podejrzanym”, możemy spodziewać się wizyty służb lub telefonu z ostrzeżeniem.

Tak wygląda dziś codzienność w specjalnym regionie autonomicznym Sinciang. Życie w 500-tysięcznym Kaszgarze, mieście będącym głównym ośrodkiem kultury ujgurskiej, od kilku lat staje się coraz bardziej podobne do życia w technologicznej klatce ściśle kontrolowanej przez chiński reżim. A pandemia tę kontrolę jeszcze bardziej nasiliła.

Sinciang to autonomiczna prowincja w północno-zachodnich Chinach, zamieszkiwana głównie przez Ujgurów – mniejszość wyznania muzułmańskiego pochodzenia turkijskiego. Ujgurzy są dyskryminowani od dekad, ale od kilku lat prześladowania i represje wobec nich osiągnęły niespotykaną skalę. Chiński rząd twierdzi, że w ten sposób walczy z separatystami i terrorystami. Owszem, w Sinciangu dochodziło do aktów terroru, jednak szereg organizacji pozarządowych mówi, że to, z czym obecnie mamy do czynienia w Sinciangu, to ludobójstwo dokonywane na mniejszościach muzułmańskich.

Za noszenie zbyt długiej brody czy przekroczenie progu meczetu, których zresztą z roku na rok jest coraz mniej, muzułmanom grozi pobyt w więzieniu albo tzw. „ośrodku reedukacyjnym”, gdzie ludzie poddawani są torturom i padają ofiarą gwałtów. 

Kaszgar w Sinciang w czasie święta państwowego, fot. Chris Redan / Shutterstock.com

Ale nie tylko sam fakt takiego traktowania mniejszości budzi coraz większe kontrowersje i głosy sprzeciwu ze świata. Nie mniejsze obawy wywołuje to, jak Pekin do kontrolowania Ujgurów zaprzągł najnowsze technologie i jak rozbudowywany jest potencjał chińskich Big Techów dzięki ogromnej masie ludzi, na których te technologie można testować. 

Sinciang na naszych oczach staje się nie tylko miejscem masowych prześladowań, ale także tech-eksperymentów, które mogą pomóc w zbudowaniu rozwiązań do prawdziwej kontroli całych społeczeństw. 

Wykrywacz kłamstw w kamerze 

Pod koniec maja BBC doniosło o testowaniu na Ujgurach kamer monitoringu, które wykrywają emocje za pomocą sztucznej inteligencji. Dotarliśmy do inżyniera, który pracował dla jednej z chińskich firm telekomunikacyjnych przy instalacji tych kamer. Zgodził się porozmawiać z nami pod warunkiem zachowania anonimowości, więc na potrzeby tego tekstu nazwijmy go pan Z.

– Oprogramowanie kamer zostało zaprojektowane w oparciu o amerykańskie technologie służące do wykrywania kłamstw. Chiny opracowały zaawansowany system oparty na sztucznej inteligencji, która potrafi rozpoznawać wyraz twarzy. Prace prowadziła firma powiązana z rządem – mówi Z. 

System ocenia nastrój danej osoby i, jak przekonuje pan Z., odnotowuje, czy jest to osoba nastawiona pokojowo, czy agresywnie. Dane są przedstawiane w formie wykresu kołowego. 

– Technologia jest wykorzystywana podczas przesłuchań. Policja nie musi czekać na odpowiedź, bo to system decyduje na podstawie mimiki twarzy, czy dana osoba mówi prawdę, czy jest kłamie; czy jest winna, czy nie – dodaje.

– Te doniesienia są szokujące i to nie tylko dlatego, że mówimy tu o zredukowaniu człowieka do wykresu. Mamy tu do czynienia z człowiekiem poddanym przymusowi bezpośredniemu i olbrzymiej presji, więc, co zrozumiałe, w ogromnych emocjach. A te emocje są odczytywane jako potwierdzenie: winny. I w tym leży głęboki problem – komentowała z kolei w rozmowie z BBC Sophie Richardson, dyrektorka Human Rights Watch w Chinach. 

Z. przekonuje, że kamery z systemem rozpoznawania emocji są instalowane na komisariatach, w aresztach, w obozach reedukacyjnych i więzieniach w Sinciangu i służą przede wszystkim do przesłuchań. Ale to nie wszystko. 

Kamery monitorujące Ujgurów są instalowane w wielu chińskich miastach: na peronach, lotniskach czy stacjach benzynowych. W ten sposób służby mają wgląd w lokalizację Ujgurów w innych częściach kraju, także poza Sinciangiem. Już dziś w Chinach jest ponad 200 mln kamer monitoringu wizyjnego, w czasie pandemii masowo dokładano kolejne dziesiątki tysięcy. Powód: opanowanie zakażeń. 

Bramka z systemem rozpoznawania twarzy w Chongqing. System opracowany dzięki sztucznej inteligencji jest wdrażany w całym kraju. fot. helloabc / Shutterstock

– Urządzenia są zaprojektowane tak, by rozpoznawać ujgurskie rysy twarzy i na tej podstawie przekazywać policji informacje – twierdzi Z. 

Informacje o rozwijaniu tej technologii przez różne chińskie firmy znajdują potwierdzenie w innych źródłach – mówi o tym choćby IPVM, amerykańska organizacja badająca rozwój technologii monitoringu. Wedle doniesień IPVM za technologią rozpoznawania „ujgurskich twarzy” stoją m.in. Huawei, Hikvision czy Dahua. Pierwsza to największa firma telekomunikacyjna z Chin odnosząca globalne sukcesy, a dwie ostatnie to wiodący w Chinach producenci urządzeń wizyjnych. Ich produkty są dostępne także w Polsce, to m.in. kamery przemysłowe i wideodomofony.

IPVM opublikowała nagranie, w którym wytłumaczono działanie kamer Dahua: „W policyjnych sieciach kamer bezpieczeństwa zainstalowano oprogramowanie AI tzw. Uyghur alert, które zawiadamia policję, gdy na nagraniu z monitoringu pojawi się twarz wyglądająca na ujgurską” – donosi IPVM.

Przedstawiciele Huawei, w odpowiedzi na zarzuty IPVM i BBC, stwierdzili, że firma „sprzeciwia się wszelkiego rodzaju dyskryminacji, w tym wykorzystywaniu technologii do przeprowadzania dyskryminacji etnicznej”. 

Dahua też zaprzecza, jakoby ich system monitoringu miał wykrywać ujgurskie rysy twarzy. Mimo to w sierpniu 2020 r. rząd USA zakazał wszystkim kontrahentom federalnym kupowania towarów lub usług od firm, które korzystają z produktów pięciu chińskich firm, w tym Hikvision i Dahua – jak podaje Reuters. W Polsce jednak, jak poinformowała przed kilkoma dniami „Gazeta Wyborcza”, ostrzeżenia nie przeszkadzają służbom i kamery tej właśnie firmy zawisły na terenie tzw. „fort Duda”, czyli willi szykowanej w Krakowie dla prezydenta Andrzeja Dudy.

Zresztą jak wynika z raportu think tanku Carnegie Endowment for International Peace opublikowanego w 2019 roku, Huawei, Hikvision, Dahua i inne chińskie firmy dostarczały technologię inwigilacji w oparciu o sztuczną inteligencję aż do 63 krajów – w tym Iranu, Wenezueli, Mjanmy czy Zimbabwe. Z sukcesem rywalizowały np. z japońskim NEC. Sprzyjało temu m.in. udzielanie państwom trzecim przez banki państwowe ChRL kredytów na zakup chińskiego sprzętu. – Sinciang stał się laboratorium dla nowych technologii inwigilacji. Jeśli okażą się skuteczne, są używane w innych częściach Chin, a niektóre z nich są następnie sprzedawane na przykład do krajów europejskich. Demokracja na świecie jest zagrożona – mówi nam Dolkun Isa, prezes Światowego Kongresu Ujgurów, organizacji na rzecz praw mniejszości ujgurskiej, z siedzibą w Europie.

36 typów ludzi pod kontrolą 

Kamery monitoringu wykrywające ujgurskie rysy twarzy oraz emocje przesłuchiwanych to tylko niektóre elementy znacznie szerszego systemu masowej inwigilacji Ujgurów. Od 2016 roku w Sinciangu działa platforma IJOP – Integrated Joint Operations Platform, która buduje bazę danych wykorzystywanych przez chińskie władze. Znajdują się w niej bardzo dokładne informacje o mieszkańcach regionu, takie jak numer konta bankowego, grupa krwi, ale też wyznanie i stopień przywiązania do religii.

W wyniku przeprowadzonego przez Human Rights Watch (HRW) śledztwa programistom udało się odtworzyć aplikację stosowaną przez policjantów w Sinciangu, a która jest elementem IJOP. 

Trzy główne funkcje aplikacji IJOP to gromadzenie danych, tworzenie raportów i zlecanie dochodzenia. Poza tym służy też m.in. do rozpoznawania twarzy oraz jako narzędzie komunikacyjne służb. HRW zwróciła się z prośbą do Cure53 – berlińskiej firmy zajmującej się bezpieczeństwem cybernetycznym – o szczegółową analizę. Jak się okazało, oprócz gromadzenia danych osobowych aplikacja zachęca też do zgłaszania osób, pojazdów i zdarzeń, które zostaną uznane za podejrzane, oraz do prewencyjnego zawiadamiania policji z każdego powodu, który wyda się być podejrzany. Z raportu HRW wynika, że aplikacja zbiera bardzo różne dane: od koloru samochodu po grupę krwi. Władze zbierają także informacje dotyczące zachowania, np. czy osoba często używa tylnego wyjścia z domu albo nie jest wystarczająco kontaktowa. Służby mają zwracać szczególną uwagę na 36 „typów osób”. Należą do nich m.in. ci, których gospodarstwo domowe zużywa zbyt duże ilości prądu, albo ci, którzy wyjeżdżali za granicę na „zbyt długo” lub są w kontakcie z kimś, kto wyjechał. 

Protest w obronie praw Ujgurów, fot. Arnaud Brian / Shutterstock.com

– Na bazie zebranych informacji ludzie są poddawani ocenie w stustopniowej skali. Najpierw oceniani są Ujgurzy i inne muzułmańskie mniejszości, ale system ten jest stosowany w całych Chinach. Jeśli, przykładowo, oglądasz dużo zagranicznych filmów i jesteś w kontakcie z ujgurską diasporą, otrzymujesz mniej punktów. Za bycie Ujgurem od razu tracisz 20 punktów – mówi pan Z. Im mniej punktów, tym bardziej podejrzana jest osoba i tym większe prawdopodobieństwo, w przypadku Ujgurów, że trafi do obozu reedukacyjnego. Pierwsze doniesienia o budowie systemu „zaufania społecznego” w Chinach pojawiły się w mediach dwa lata temu. Jak dotąd brakuje jednak potwierdzenia o stosowaniu zaniżonej oceny względem mniejszości muzułmańskiej. 

Za to są takie potwierdzania w stosunku do tego, jakimi danymi karmi się system IJOP. Są one pobierane z różnych źródeł: kamer przemysłowych czy programów przechwytujących i analizujących informacje przesyłane siecią wifi, tzw. wifi snifferów, które gromadzą adresy IP komputerów czy smartfonów.

System IJOP jest też wykorzystywany przy punktach kontrolnych. Z danych zebranych przez Human Rights Watch wynika, że niektóre punkty są wyposażone w urządzenia, które oprócz rozpoznawania ludzi na podstawie ich dowodów osobistych lub identyfikacji twarzy przechwytują informacje o urządzeniach elektronicznych, jak adresy MAC, czyli numery kart sieciowych w laptopach, czy numery IMEI telefonów komórkowych, pozwalające m.in na blokadę urządzenia.

– Po raz pierwszy w naszych badaniach udało się wskazać, że w Sinciangu policja nielegalnie zbiera informacje o legalnych zachowaniach obywateli, a następnie te informacje wykorzystuje przeciw nim. Rząd chiński śledzi każdy ruch ludzi z Sinciangu, a ci, którzy wydają się władzy podejrzani, są poddawani dokładnej kontroli – mówi Maya Wang z Human Rights Watch. 

System IJOP został rozwinięty przez China Electronics Technology Group, głównego producenta wojskowego, który znajduje się w rękach państwa. Aplikacja systemu IJOP została z kolei zaprojektowana przez Hebei Far East Communication System Engineering Company. W czasie prac nad aplikacją HBFEC należała w całości do CETC. 

Zaawansowane technologie inwigilacji są stosowane w całych Chinach, ale wiele wskazuje na to, że w Sinciangu służą przede wszystkim prześladowaniom muzułmańskich mniejszości. W 2017 roku wydatki na bezpieczeństwo wewnętrzne w Sinciangu wyniosły 8,4 mld dolarów, w 2012 roku – sześć razy mniej. Fundusze krajowe zostały przeznaczone na zwiększenie nadzoru, personelu i budowę ośrodków reedukacyjnych, które można dziś liczyć w setkach. 

Szkoła dla niepokornych

Ujgurowie, którzy wyjechali na Zachód, od lat starają się nagłaśniać dramat swojej społeczności. Ostrzegają też przed tym, jak właśnie technologie stają się elementem składowym długofalowego programu Chińskiej Partii Komunistycznej.

– Przez kilka miesięcy nie miałam żadnych informacji, co się dzieje z moją mamą. Pytałam ciotki, mówiła, żebym się nie martwiła, że jest po prostu zajęta, ale czułam, że dzieje się coś złego. W końcu powiedziała mi, że moja mama jest „w szkole”. Oznaczało to, że trafiła do „centrum reedukacyjnego”. Przyszli po nią w styczniu. Była północ, spała, wyciągnęli ją z łóżka. Wróciła do domu po trzech latach – mówiła nam jedna z młodych kobiet, która od kilku lat przebywa w Europie. „Szkoła” to specjalnie używany zwrot, który miał pomóc obejść choć z lekka rządową kontrolę nawet prywatnych rozmów prowadzonych przez komunikatory. 

Ujgurzy w obozie reedukacji. Oficjalnie – uczą się malować, fot. Azamat Imanaliev / Shutterstock.com

Powodem skierowania do obozu może być także utrzymywanie kontaktu z diasporą ujgurską. Z konsekwencjami muszą liczyć się ci, którzy korzystają z WhatsApp czy Vibera. Jednym z niewielu dozwolonych komunikatorów internetowych w całym kraju jest WeChat kontrolowany przez chińskie władze. Ujgurzy i Ujgurki na emigracji, do których dotarliśmy, mówili, że posługują się kodem w rozmowie z rodziną, która została w Chinach. 

O sytuacji w Sinciangu rozmawialiśmy z Erkinem Sidickiem, ujgurskim emigrantem i inżynierem obecnie pracującym dla NASA. Nie ma wątpliwości, że oprócz inwigilowania i przesłuchiwania mniejszości muzułmańskiej chińskim władzom chodzi o coś więcej: – Chinom nie zależy na tym, by mieć bardzo dokładne dane o wszystkich w Sinciangu, ale na tym, by stworzyć atmosferę strachu.

Zarządzanie społeczne made in China

Co na to wszystko Chiny? Ambasada w Warszawie twierdzi, że: „Władze Sinciangu zgodnie z prawem zainstalowały kamery na miejskich i wiejskich obszarach publicznych, głównych drogach (...) i innych miejscach publicznych w celu poprawy zarządzania społecznego oraz skutecznego zapobiegania i zwalczania przestępczości. Środki te poprawiły bezpieczeństwo społeczne i zyskały szerokie poparcie ludzi ze wszystkich grup etnicznych. Środki te nie są skierowane przeciwko żadnej grupie etnicznej”. W oświadczeniu ambasady czytamy też, że wykorzystywanie nowoczesnych technologii oraz Big Data „w celu poprawy zarządzania społecznego jest powszechną praktyką w społeczności międzynarodowej”.

Ta „poprawa zarządzania społecznego” w praktyce wygląda tak jak choćby w opowieści Alima (imię zmienione). Alim wyszedł na wolność po kilku miesiącach w areszcie, do którego trafił za „zakłócanie porządku społecznego”. W rozmowie z HRW opowiadał: – W pierwszym tygodniu mogłem chodzić wszędzie, ale niedługo później, gdy przekroczyłem próg galerii handlowej, włączył się pomarańczowy alarm i przyjechała policja, która zabrała mnie na komisariat. Powiedziałem im, że byłem w areszcie, ale mnie wypuścili, bo byłem niewinny, a oni na to, żebym nie odwiedzał żadnych miejsc publicznych, bo lista podejrzanych jest aktualizowana codziennie. Zapytałem więc, co mam robić, siedzieć w domu? Odpowiedzieli, że tak będzie lepiej.

Sztuczna inteligencja pod rządowym nadzorem wykarmiona już jest wystarczająco dobrze danymi Alima, więc na nim już władzom nie zależy.

Anna Mikulska – z wykształcenia antropolożka kultury. Pisze o migracjach, prawach człowieka, globalnej polityce i odpowiedzialnej turystyce. Jako reporterka pracowała m.in. na Białorusi, w Hiszpanii, na Lampedusie i w irackim Kurdystanie. Współpracuje z krakowską „Gazetą Wyborczą”, publikowała m.in. na łamach „Krytyki Politycznej”, OKO.Press, Onetu, „Pisma” i „Kontynentów”.

Bartosz Rumieńczyk – dziennikarz zajmujący się prawami człowieka, migracjami i uchodźstwem, autor reportaży z Libanu, Somalii, Ugandy czy irackiego Kurdystanu. Pisze także o wpływie przemysłowej hodowli zwierząt na otaczający nas świat. Przez pięć lat związany z redakcją Onetu, obecnie niezależny. Publikuje na łamach OKO.Press, „Przeglądu” i „Tygodnika Powszechnego”.