Armia USA dostanie elektrownie jądrowe. Na ciężarówkach
Amerykańska armia (US Army) potrzebuje coraz więcej energii elektrycznej, a do tego chce mieć ją zawsze, bez względu na porę dnia i nocy, pogodę i awarie sieci. Dosłownie na wyciągnięcie ręki. Rozwiązaniem będą własne elektrownie jądrowe.

Departament Armii Stanów Zjednoczonych poinformował o uruchomieniu programu Janus, programu energetyki jądrowej nowej generacji, którego celem jest dostarczanie "odpornej, bezpiecznej i pewnej energii na potrzeby instalacji obrony narodowej".
Przedstawiciele władz twierdzą, że projekt ma na celu zwiększenie samowystarczalności baz i zmniejszenie ich podatności na przerwy w dostawie prądu lub ataki na krajową sieć energetyczną.
Oznacza to przejście od prototypów do w pełni komercyjnej energii jądrowej, co ma zapewnić naszym żołnierzom odporność energetyczną – powiedział Jeff Waksman , główny zastępca sekretarza ds. instalacji, energii i środowiska w armii amerykańskiej.
Energia na wynos
Kluczem do zrozumienia tej rewolucji jest słowo "mikroreaktor". Nie mówimy tu o potworach generujących gigawaty energii. Urządzenia, którymi zainteresowana jest armia, to kompaktowe jednostki o mocy od 1 do 20 MW. Dla porównania typowy blok dużej elektrowni jądrowej to często ponad 1000 MW. Te maluchy mają jednak inną rolę. Nie mają zasilać metropolii, ale konkretną bazę wojskową, zapewniając jej pełną autonomię energetyczną.
To, co najbardziej działa na wyobraźnię, to ich mobilność. Tradycyjna energetyka jądrowa jest przyspawana do ziemi na dekady. Armia chce reaktorów, które będą mobilne, które można transportować ciężarówkami lub samolotami Boeing C-17 Globemaster III, podłączyć i zasilić całe miasteczko.
Sekretarz armii USA Dan Driscoll powiedział, że program Janus jest przygotowany na przyszłe konflikty, zwłaszcza w regionie Indo-Pacyfiku, gdzie linie zaopatrzeniowe są długie i podatne na ataki. Przyszła wojna na Pacyfiku nie będzie przypominać żadnej wojny, którą prowadzono. Będziemy do niej potrzebować dużo energii - dodał.
Więcej na Spider's Web:
Wyścig z czasem
Wytypowano dziewięć instalacji, które jako pierwsze mogą gościć te futurystyczne źródła energii. Lista jest imponująca i obejmuje kluczowe punkty na mapie obronnej USA. Na celowniku znalazły się: Fort Benning w Georgii, słynny Fort Bragg w Karolinie Północnej czy Fort Campbell w Kentucky.
Ale to nie wszystko. Plany obejmują także Fort Drum w Nowym Jorku, Fort Hood w Teksasie, a nawet mroźny Fort Wainwright na Alasce. Do tego dochodzą zakłady amunicyjne Holston w Tennessee, baza Joint Base Lewis-McChord w stanie Waszyngton oraz arsenał Redstone w Alabamie. Rozrzut geograficzny jest celowy. Armia chce sprawdzić, jak technologia poradzi sobie w różnych warunkach klimatycznych i operacyjnych.
Armia USA poinformowała, że reaktory będą własnością prywatnych firm i będą przez nie obsługiwane, natomiast nadzór nad bezpieczeństwem i dostawami paliwa będą sprawować armia amerykańska i Departament Energii.
Budowa pierwszych reaktorów ma się rozpocząć w 2027 r. Zegar tyka, bo wojsko chce, aby pierwsze reaktory były w pełni operacyjne i podłączone do sieci już do 2030 r.







































