REKLAMA

Znów wkurzyła cię drukarka? Podziękuj jej za to

Marudna i awaryjna drukarka przypomina o mieście, w którym wszystko dało się załatwić od ręki.

drukowanie
REKLAMA

Nie ma już śladów po kafejkach internetowych. Gdzieniegdzie przebijają jeszcze stare reklamy przypominające, że tu naprawiało się sprzęty RTV, w tym magnetowidy. Okno dawno nieczynnego sklepu każe pamiętać, czym handlowano: antenami satelitarnymi, tunerami cyfrowymi i telewizją na kartę. Google Street View sugeruje, że w 2014 r. punkt jeszcze działał, trzy lata później był już nieczynny. Od tego czasu nic się nie zmieniło, nikt nie potrzebuje telewizji na kartę. Tak jak nie potrzebuje serwisu – albo nie opłaca się naprawiać, albo jest to po prostu niemożliwe. Miasto przypomina o istnieniu dawnych technologii i tym, jak radzono sobie z usterkami, ale i to zanika w coraz szybszym tempie.

REKLAMA

Logika podpowiada, że "punkty ksero" powinien spotkać taki sam los

To w końcu przedstawiciele dawnej epoki, kiedy drukowanie i kserowanie było zbyt drogie. Mało kto miał w domu urządzenie wielofunkcyjne. Nawet jeśli każdy wiedział, że pewnie by się przydało, to na liście zakupowej okupowało dalsze miejsca. Dobrze, kupimy drukarkę, ale wiesz, ile kosztuje tusz? A jak zaschnie i się zmarnuje? Nie drukujemy znowu aż tak często.

Dziś ich ceny się zmieniły, technologia poszła do przodu, a mimo to blisko mnie są co najmniej trzy punkty, w których wiem, że mogę coś wydrukować i skserować. A to wcale nie jest dzielnica studencka, co tłumaczyłoby popularność takich miejsc. Na takich osiedlach punktów jest pewnie jeszcze więcej.

Nie mam za to pojęcia, gdzie musiałbym pójść, by skorzystać z internetu nie na swoim urządzeniu

Jadąc na koncert zastanawiałem się, co by było, gdybym zgubił telefon. Miałem na nim zarówno bilet na wydarzenie i pociąg powrotny. Pewnie ostatecznie jakoś dałbym sobie radę. Poszedł do galerii handlowej i poprosił o pomoc kogoś pracującego na wysepce, kto ma dostęp do komputera i niewielu klientów. Albo poszukałbym szczęścia w kawiarni czy pubie. Nie byłoby to jednak tak oczywiste, jak znalezienie miejsca do wydrukowania. Tam też mogliby mnie pewnie uratować, ale nie pomyślałem o tym od razu. Ciągle traktuję te miejsca osobno: tam się drukuje i kseruje. To podział ze starych czasów, gdzie każde miejsce miało konkretną przypisaną funkcję.

(Teraz uświadomiłem sobie, że z internetu skorzystać można w bibliotece. Ale przypomniałem sobie o tym z dużym opóźnieniem).

Istnienie punktów ksero jest wbrew pozorom całkiem logiczne

Nie ma tygodnia, bym nie spotkał się z narzekaniami na drukarki. Ostatnio pełna emocji krytyka mignęła mi na TikToku. Autor filmiku nie mógł zrozumieć, dlaczego w 2025 r. drukowanie jest tak samo męczące, jak było przed 20 laty. Tak prosta czynność dalej jest źródłem domowych frustracji, nawet wśród osób zaawansowanych technologicznie. Dlatego kilka lat temu podjąłem świadomą decyzję o nieposiadaniu podobnego sprzętu, mimo że ceny są już śmiesznie niskie. Teoretycznie opłaca się mieć drukarkę na wszelki wypadek, nawet gdyby miała drukować coś raz do roku. Dziękuję, przejdę się do punktu ksero. Za dużo się nasłuchałem i naczytałem, żeby użerać się z drukarkami.

Owszem, działalność punktów ksero jest dzisiaj szersza. Niektóre po prostu specjalizują się w drukowaniu i można wydrukować zarówno krótkie pisemko, jak i pracę magisterską. Inne dorabiają klucze, sprzedają zapalniczki i noże na prezent, wymieniają butle gazowe i przy okazji drukują. Koszt to 2 zł za A4, ale nie szkodzi, jak nie masz drobnych – zapłacisz następnym razem. Nawet jeżeli drukowanie jest fuchą poboczną, dodatkową, to jednak jest. To nie przypadek, że tego typu miejsca reklamują się właśnie wydrukiem, a nie możliwością wejścia na Facebooka.

Kapryśne drukarki nie tylko nie pozwalają rozwiązać problemu, z którym zmagamy się od lat – w inteligentnym domu piekarnik może porozumiewać się z żarówką w łazience, ale drukarka odmówi współpracy z telefonem – ale zupełnie nieświadomie podtrzymuje pamięć o dawnym mieście.

O mieście, do którego chodziło się załatwiać sprawy. Gdzie istniały miejsca, do których można było wejść z ulicy i coś kupić, bo przypomniało nam się, że tego potrzebujemy. To małe sklepiki skupione na konkretnej działalności: pasmanterie, sklepy z narzędziami albo wszystkim i niczym. Szewc, krawcowa, serwis rowerowy.

Dowodów na to, że świat stworzony został z myślą o zaradnych jednostkach, które same mają sobie poradzić w trudnych sytuacjach, jest aż nadto, ale gdyby poszukać jednego, powiedziałbym: po prostu wyjdźcie na ulice. Jeśli już będzie sklep, to zapewne sieciówka, z ograniczonym asortymentem – w każdym jest to samo. A co, jeżeli potrzebujesz czegoś innego? Zamów przez internet. Po to są automaty paczkowe, prawda?

REKLAMA

Żadna to dla was pociecha, że kiedy wy znowu będziecie denerwować się na niedziałającą drukarkę, ja żyję ze świadomością, że w razie czego po prostu wyjdę z domu i prędko znajdę miejsce, w którym wydrukuję co trzeba. Ale może tak właśnie powinno wyglądać miasto: gotowe, by przyjąć tych, którzy znajdą się w nagłej potrzebie? Nie musimy być gotowi na każdą ewentualność.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-27T16:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-27T07:43:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-27T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-27T07:13:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-27T07:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T16:30:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T16:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T07:22:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T20:20:59+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T17:39:07+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T17:19:38+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T17:08:35+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T16:37:36+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA