Czuję się jak w dreszczowcu sci-fi klasy B. Instytut Turinga z nową misją, wojna ważniejsza od etyki
Minister nauki Peter Kyle wysłał list do Instytutu Turinga, największej brytyjskiej placówki zajmującej się sztuczną inteligencją. Treść budzi co najmniej niepokój. Wizje autorów fantastyki naukowej sprzed ponad 50 lat zaczynają zmieniać się w rzeczywistość.

Instytut nosi imię Alana Turinga - człowieka, który nie tylko złamał kod Enigmy, ale także postawił fundamentalne pytania o naturę maszyn i inteligencję. Dziś jego spadkobiercy otrzymali jasny komunikat: zapomnijcie o etyce AI, skupcie się na obronie.
Polityka przejmuje stery nad nauką
Treść listu Kyle'a brzmi jak ultimatum rodem z korporacyjnego thrillera. Instytut ma przeorientować się na priorytety w zakresie obrony, bezpieczeństwa narodowego i suwerennych zdolności. W praktyce oznacza to radykalną zmianę misji placówki, która dotychczas równoważyła badania nad AI w trzech obszarach: zdrowiu, środowisku oraz bezpieczeństwie.
Czytaj też:
Kyle nie kryje się z intencjami. Dalsze finansowanie rządowe ma być uzależnione od realizacji wizji określonej w jego liście. To klasyczny szantaż finansowy - albo robicie to, co mówimy, albo odcinamy wam fundusze. Instytut, który otrzymał właśnie 100 mln funtów na kolejne pięć lat, znajduje się w sytuacji bez wyjścia.
Instytut Turinga ma duże wewnętrzne problemy. Zmiana kursu nie ma jednak z tym żadnego związku
Historia Instytutu Turinga z ostatnich lat nie wygląda najlepiej. W grudniu 93 pracowników podpisało list wyrażający brak zaufania do kierownictwa. Organizacja, która miała być sztandarową placówką brytyjskiej AI, stała się kotłem pełnym wewnętrznych konfliktów.
Dr Jean Innes, która objęła stanowisko CEO w lipcu 2023 r., próbuje przeprowadzić radykalną restrukturyzację. Plan Turing 2.0 zakłada ograniczenie portfolio z 104 do zaledwie 22 projektów. Przewodniczący rady nadzorczej i były dyrektor Amazon UK, Doug Gurr, wspiera te zmiany. Ale czy człowiek z korporacyjnym backgroundem rozumie specyfikę badań naukowych? Pracownicy mają wątpliwości, wyrażając obawy o żywotność instytutu.
Wielka Brytania chce z AI zrobić broń na sprzedaż
Podczas gdy Instytut Turinga przechodzi swój kryzys tożsamości w tle rozgrywa się prawdziwy techno-thriller. Palantir, firma założona przez Petera Thiela, otrzymała od brytyjskiego Ministerstwa Obrony kontrakt wart 75 mln funtów. To nie jest przypadek - to element większej układanki.
Palantir specjalizuje się w analizie danych na potrzeby wywiadowcze i wojskowe. Ich oprogramowanie potrafi agregować informacje z satelitów i mediów społecznościowych, wizualizować pozycje armii, oznaczać poruszający się wrogi statek. Brzmi jak opis systemu Skynet z Terminatora, prawda?
My jednak nie mamy tej wersji Arnolda Schwarzeneggera, który by nas uratowała. Są tylko algorytmy podejmujące decyzje w tempie, z którym ludzie nie mogą konkurować.
Gdy etyka ustępuje miejsca skuteczności
Najbardziej niepokojące w tej historii jest to jak łatwo etyczne aspekty AI są odstawiane na bok. Brytyjska strategia obrony z 2022 r. zakłada, że systemy autonomiczne i bezzałogowe mogą zostać zintegrowane z konwencjonalnymi siłami zbrojnymi w ciągu najbliższych pięciu lat.
Mówimy o systemach, które będą mogły podejmować decyzje życia i śmierci bez bezpośredniego nadzoru człowieka. W dreszczowcach sci-fi to zwykle moment, gdy wszystko idzie nie tak.
Problem w tym, że w rzeczywistości nie ma możliwości odkręcenia tego wszystkiego. Gdy pierwszy autonomiczny system popełni błąd i zabije niewinnych cywilów nie będzie już powrotu.
Nowe NATO, nowe priorytety
Kontekst geopolityczny dodaje dramatyzmu tej opowieści. Premier Keir Starmer zobowiązał się do zwiększenia wydatków obronnych do 2,5 proc. PKB do 2027 r., z ambicją osiągnięcia 3 proc. w kolejnej kadencji. To największy trwały wzrost wydatków obronnych od końca zimnej wojny. Nacisk z NATO i ze strony Donalda Trumpa sprawia, że Europa musi się przezbrajać. Ale czy w pośpiechu nie tracimy z oczu tego, co naprawdę ważne? Czy w wyścigu zbrojeń AI pamiętamy jeszcze o człowieczeństwie?
Oglądając filmy sci-fi z lat 80. i 90., śmialiśmy się z naiwności scenarzystów. HAL 9000, Skynet, Matrix a przede wszystkim te wszystkie cyberpunkowe wizje - to wszystko wydawało się tak odległe, tak niemożliwe. Dziś, gdy czytam o planach Instytutu Turinga, mam wrażenie, że żyjemy w prequelu do tych wszystkich dystopii. Różnica polega na tym, że w Hollywood zawsze znajdzie się bohater, który uratuje świat. My jesteśmy zdani na rozsądek polityków i odpowiedzialność korporacji. Nie brzmi to zbyt uspokajająco, prawda?
Może warto czasem zapytać nie czy możemy?, ale czy powinniśmy?. Alan Turing zadawał takie pytania. Szkoda, że instytut jego imienia będzie musiał o tym zapomnieć. W świecie, gdzie algorytmy podejmują decyzje szybciej niż ludzie a polityka determinuje kierunki badań naukowych może najwyższa pora zastanowić się nad tym, kto tak naprawdę trzyma stery. Bo jeśli to nie my, to kto?