Zamiast kolosów wolą dostęp do słońca. Polacy mają dość wieżowców
Kiedyś symbole nowoczesności, dzisiaj źródło problemów. Nie wszędzie wieżowce muszą cieszyć oko, tym bardziej że zabiorą dostęp do światła i zwiększą tłok na ulicach. W polskich miastach mierzenie wysoko zaczyna przeszkadzać, co wcale nie dziwi.

Portal epoznan.pl donosi, że Ratajach mogą powstać trzy nowe, osiemnastopiętrowe wieżowce. Chociaż to dopiero plany, to mieszkańcy przyglądają im się z dużą nieufnością.
- Przede wszystkim chodzi o miejsca parkingowe. Będzie ich za mało na tym terenie. Mieszkańcy, którzy tu zamieszkają, będą niezadowoleni, ponieważ nie będą mieli gdzie zaparkować. W efekcie wszyscy na tym ucierpią - tłumaczył reporterce Telewizji WTK Maciej Jensz, radny Osiedla Rataje.
Sąsiedzi potencjalnych drapaczy chmur boją się jednak też o pobliską zieleń. Zwracają uwagę, że nieopodal jest ponad stuletni park. I chociaż deweloper zobowiązany jest do zachowania „większości przestrzeni”, dla radnych to jednak za mało – powinien być chroniony cały obszar.
Duże wątpliwości budzi też budowa wieżowca w Toruniu. Ma mierzyć 78 m i mieć 25 kondygnacji. Mieszkańców oburza fakt, że teren budowy leży na obszarze Natura2000. Niechętne inwestycji Stowarzyszenie Wolna Winnica obawia się zniszczenia krajobrazu zakola Wisły. Pytano prezydenta, czy miasto nie ma „innych terenów na budowę wysokościową”.
Miasto tłumaczy, że ma związane ręce i budowa zgodna jest z przepisami.
- W obecnym stanie prawnym niewydanie pozwolenia na budowę naraziłoby Gminę Miasta Toruń na konieczność wypłaty odszkodowania. Szacujemy, że kwota mogłaby wynieść od kilkunastu do kilkuset milionów złotych - poinformował PAP rzecznik prasowy toruńskiego urzędu miasta Marcin Centkowski.
Stowarzyszenie jednak nie złoży broni.
Sprzeciwiamy się tej intensywnej zabudowie chronionego obszaru, na którym do tej pory istniała jedynie niska zabudowa jednorodzinna. Dolina Dolnej Wisły stanowi ostoję ptasią o randze europejskiej, występują tu rzadkie gatunki wpisane na polską czerwoną listę ptaków zagrożonych wyginięciem. Istnieje mnóstwo opracowań, które opisują kolizje ptaków z wysokimi budynkami, a żadne zabezpieczenia powierzchni szklanych nie są w pełni wystarczające z uwagi na różne warunki atmosferyczne, np. mgły - powiedziała PAP Joanna Żuchowska ze Stowarzyszenia Wolna Winnica.
Walka z wieżowcami trwa też w Gliwicach. Portal 24gliwice.pl relacjonował, że deweloper wprawdzie nie otrzymał zgody na budowę, ale zwracano uwagę, że decyzja nie jest ostateczna. Planowany 55 m hotel może nie byłby kolosem, co nie przeszkadzałoby 17-piętrowej budowli być najwyższą w mieście, nie licząc kościołów i słynnej radiostacji. Taka wysokość według opinii mieszkańców wystarczyłaby, by pozbawić część sąsiadów dostępu do słońca i miejsc parkingowych.
Wcześniej w Gliwicach wykluczono budowę jeszcze wyższych obiektów – dwóch 100 m wieżowców. Niektórzy radni byli otwarci na ten pomysł i zwracali uwagę, że uda się połączyć nowoczesną architekturę z historyczną zabudową. Ostatecznie odrzucono projekt zmian w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, który byłby furtką dla tak wysokich budowli.
Presja czasami ma sens, ale deweloperów nie odstrasza
Cztery lata temu tuż przy morzu firma chciała postawić dwie 112 m wieże. Inwestycja w Międzyzdrojach została szeroko oprotestowana. Teraz pojawił się nowy projekt. Szczecińska „Wyborcza” donosi, że szykowany budynek ma mieć nieco ponad 50 m wysokości i „tylko” 17 kondygnacji. Deweloper przekonuje, że to „niewątpliwie jeden z najbardziej atrakcyjnych projektów w pasie nadmorskim nie tylko w Polsce, ale w tej części Europy”.
W rozmowie ze szczecińską „Wyborczą” Aleksandra O’Donnel z Biura Burmistrza Międzyzdrojów wyjaśnia, że rozmowy z firmą ciągle trwają, a „kluczowym elementem nie jest szczegółowy wygląd obiektu, ale jego podstawowe parametry dotyczące kubatury”. Gmina chce zmienić miejscowy plan zagospodarowania. Tyle że ewentualne decyzje mogą doprowadzić do tego, że inwestor będzie mógł domagać się odszkodowania, jeśli na ich skutek działka straci na atrakcyjności.
Opór mieszkańców nie dziwi, szczególnie tam, gdzie wysokich budynków dotychczas nie było
Wpisanie się w otoczenie, dostosowanie się do panujących warunków, to coś, co często w polskiej przestrzeni kuleje. Nic dziwnego, że nikt nie chce mieć naprzeciwko siebie kolosa, który zabierze dostęp do dziennego światła. Nawet w zamian za skrawek zieleni.
Czasami presja ma sens. Często jednak wygrywa biznes i skoro jest fragment, to trzeba go dosłownie wyżyłować. Ciasne „apartamenty”, możliwie jak najwyższa wysokość i kombinowanie, by żaden skrawek się nie zmarnował. Nawet jeżeli oznaczać to będzie możliwość zaglądania sąsiadom do okien. W końcu to oni się będą martwić, a nie ten, kto mieszkania sprzedaje.