REKLAMA

Kody QR miały pomóc pasażerom. Na przystanek trzeba chodzić z lupą

Kody QR to rewolucja, która się nie wydarzyła. W Łodzi chcieli, żeby znacząco ułatwiły życie mieszkańcom, ale pojawił się pewien drobny problem. Nikt ich nie zauważył. Teraz niektórzy domagają się zmiany.  

Kod QR
REKLAMA

Lubię obserwować, co dzieje się z kodami QR w przestrzeni publicznej. Nadzieje były wielkie. „Kod QR trafił w końcu nad Wisłę, ale ewidentnie nie potrafi znaleźć u nas swojego miejsca” – pisał Mateusz Nowak w… 2012 r. Wbrew pozorom tekst nadal jest aktualny.

Wprawdzie sporo się zmieniło i nie można powiedzieć, że kody QR stanowią niszę czy są rzadko spotykaną, ciągle niewykorzystaną ciekawostką. Mogło się jednak wydawać, że mimo wszystko ich znaczenie będzie – lub przynajmniej powinno być – większe.

REKLAMA

Czasami interakcja jest pomocna, ale często irytuje, jak np. podczas skanowania biletów w aplikacji. Ciągle jesteśmy na etapie wymyślania kodów QR. W ten sposób uwagę próbują zwrócić politycy i lokalni aktywiści broniący przyrody. Eksperymentuje z nimi bank, który z ich pomocą chce zastąpić papier. Zamiast drukować potwierdzenie, na ekranie bankomatu pojawia się kod QR, który wystarczy zeskanować, żeby otrzymać podsumowanie.

W Łodzi z kolei chciano ułatwić życie pasażerom. Po zeskanowaniu kodu QR na przystanku wyświetla się rozkład jazdy. Po co, skoro istnieje już ten papierowy? Przeniesienie na stronę pozwala przy okazji sprawdzić, gdzie aktualnie znajduje się autobus czy tramwaj. Po zeskanowaniu od razu widać, czy pojazd przyjedzie o czasie lub jak duże jest opóźnienie – bez konieczności instalowania osobnych aplikacji czy montowania specjalnych elektronicznych tablic.

Kiedy w mieście wprowadzano kody QR na przystankach, zastanawiałem się, co z kwestią bezpieczeństwa. W końcu łatwo podmienić nalepkę na taką, która prowadzić będzie do zmyślonej strony. Tym bardziej że takie próby wyłudzeń są już spotykane, a cyberprzestępcy na celownik biorą kierowców opłacających miejsce parkingowe.  

Miałem też jeszcze jedno zastrzeżenie:

Minusem z kolei może być to, że kody QR będzie trudno zauważyć. (…) na swoim przystanku zlokalizowałem go na tradycyjnej tablicy, w rogu. Gdybym nie wiedział, że mam go szukać, całkiem prawdopodobnej jest to, że nawet bym go nie dostrzegł. Niewykluczone, że to kwestia tego, że taka forma informowania pasażerów jest dopiero wdrażana i być może w przyszłości pojawi się stosowny komunikat, że można z niej korzystać.

I masz, wykrakałem. Portal tulodz.pl zapytał pasażerów o kody, ale niektórzy ich nawet nie zauważyli. Problem jest większy, bo doczekał się interpelacji miejskiego radnego. Marcin Hencz napisał, że „jako regularny użytkownik MPK Łódź” po wprowadzeniu ich nie zaobserwował „większej reakcji pasażerów na te kody”.

- Wskazywać to może na ich zbyt małą widoczność – wyjaśnił, składając propozycję, by kody QR były tak samo duże, jak tradycyjne rozkłady jazdy.

Tomasz Piotrowski, wiceprezydent Łodzi, odpowiedział, że to nie do końca dobre rozwiązanie. Zaletą kodów QR jest m.in. to, że można montować je na wąskich, niedużych przystankowych słupkach. Gdyby nalepka była tak duża, jak normalny rozkład, na wiatach mogłoby zwyczajnie zabraknąć miejsca. „Zwiększenie formatu kodu QR wiązałoby się z koniecznością zakupu i montażu dodatkowych gablot rozkładowych” – odpowiedział wiceprezydent na interpelację.

Ot, nietypowe problemy nowych technologii w zderzeniu z miejską codziennością. Chcesz dobrze, a rodzi to nowe wyzwania i inwestycje. Technologia nie zawsze jest lekarstwem na wszystko, choć często wydaje się, że tak właśnie będzie.  

Przykład to jednak ciekawy, bo w Łodzi padł pomysł, by w przyszłości kody QR pomagały w rozliczaniu się za przejazdy.

Na antenie Radia Łódź prezes MPK Zbigniew Papierski zapowiedział, że przy pomocy kodów QR zamieszczanych na wiatach będzie można rozliczać się wyłącznie za liczbę przejechanych przystanków. Czekasz na autobus bądź tramwaj, skanujesz, wsiadasz do pojazdu, wysiadasz, skanujesz i płacisz za ten konkretny przejechany fragment podróży, a nie za czasowy bilet. Ma to sens – w końcu czasami chce się tylko pokonać kilka przystanków, ale trzeba kupić bilet upoważniający do dłuższej jazdy.

Takie rozwiązanie już działa na wybranych liniach, ale nie jest do końca idealne, choćby dlatego, że trzeba przeciskać się do czytnika, by odznaczyć się przy wejściu i wyjściu z pojazdu. W przypadku kodów QR na przystankach będzie łatwiej, bo już na spokojnie można je zeskanować, bez zbędnego pośpiechu.

Gorzej, jeżeli kody QR nie będą rzucać się w oczy. Teoretycznie korzystający z tego rozwiązania będą wiedzieli, że symbole są dostępne i zwrócą na nie większą uwagę, ale też nie może chodzić o to, by ich wyszukiwanie było grą uliczną polegającą na odkrywaniu skarbu. Bardzo cennego, bo pozwalającego zapłacić za bilet mniej. Nie znajdziesz? Cyk, skasowany za cały przejazd. Powodzenia następnym razem!

REKLAMA

Miasto zapowiedziało, że będzie bardziej promować kody QR w mediach społecznościowych, tak by mieszkańcy wiedzieli, że mogą w ten sposób dostać się do rozkładu jazdy „na żywo”. Być może w przyszłości specjalna kampania wypromuje nową metodę płacenia za bilety. Na razie jednak z kodami QR jest trochę tak, jak w 2012 – niby fajne, niby pomocne, ale coś w nich stale nie pasuje.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-04-11T08:27:54+02:00
Aktualizacja: 2025-04-11T05:53:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-10T21:22:33+02:00
Aktualizacja: 2025-04-10T20:19:04+02:00
Aktualizacja: 2025-04-10T17:11:21+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA