Chcesz skasować bilet, ale nie możesz. W Warszawie robią sobie jaja z pasażerów
Masz dość problemów z kasowaniem biletów w Warszawie - nie jesteś sam! Setki pasażerów skarżą się na system, ale ZTM pozostaje głuchy na ich prośby.
Komunikacja miejska weszła w XXI wiek. Odkurzanie bilonu na bilet jednorazowy czy nerwowe poszukiwania karty miejskiej w czeluściach plecaka powoli odchodzą w zapomnienie. Teraz wystarczy wyciągnąć smartfon, odpalić apkę i voilà – bilet kupiony w kilka sekund. Możemy zeskanować kod QR, wpisać numer pojazdu albo skorzystać z coraz popularniejszych płatności zbliżeniowych. Cyfrowa rewolucja w autobusach i tramwajach? Prawie! Okazuje się, że nowe technologie to nie zawsze synonim idealnego rozwiązania, a w Warszawie to już w ogóle…
Chociaż na pierwszy rzut oka płacenie za przejazd przez aplikację wydaje się proste i wygodne, to w praktyce system kuleje. Tak bardzo, że zamiast ekologii, szybkiego płacenia za bilety i ogólnie bezproblemowości, płacenie w aplikacjach jest w niektórych miejscach takim problemem, że niektórzy wolą cofnąć się o kilkanaście lat - wszystko po to, aby nie płacić mandatu.
Nie zeskanowałeś szybko kodu QR? Masz problem
W stolicy, aby kupić bilet w komunikacji miejskiej, wystarczy zeskanować kod QR. Proste? Teoretycznie tak. W praktyce okazuje się, że system ma swoje widzimisię. Po odpaleniu funkcji skanowania w aplikacji rozpoczyna się wyścig z czasem. Mamy zaledwie kilkanaście/kilkadziesiąt sekund na zlokalizowanie i zeskanowanie kodu QR, zanim aplikacja zablokuje nam możliwość skanowania na długie 3 minuty.
Wyobraź sobie sytuację: wchodzisz do zatłoczonego tramwaju, szybko odpalasz apkę, ale zanim uda ci się wycelować aparatem w kod QR, ten magiczny czas mija. I co wtedy? Stoisz zatkany, a kontroler już zagląda ci przez ramię.
Oczywiście, można by argumentować, że to mobilizuje do sprawnego działania. Problem w tym, że nie zawsze mamy wpływ na okoliczności. Zatłoczony pojazd, problemy z internetem, a nawet rozładowujący się telefon – to wszystko może utrudnić szybkie zeskanowanie kodu. Tylko czy to aby na pewno skuteczne rozwiązanie?
Nie, to nie działa
Skoro czytasz ten tekst, to wiesz już, że nie – nie działa to tak, jak powinno. I ja przekonałem się o tym na własnej skórze. Pamiętam mój pierwszy raz z aplikacją do kupowania biletów w Warszawie. Wsiadam do tramwaju, odpalam apkę, myślę sobie: "O, jak fajnie, przygotuję się, otworzę aplikację i wejdę od razu z włączonym skanerem". Jakie było moje zdziwienie, jak pojazd odjechał, a aplikacja wywaliła mi 3-minutową blokadę. Bezsens goni bezsens w tym przypadku.
Nikt mnie nie uprzedził, że po uruchomieniu skanowania w aplikacji włącza się odliczanie. W Krakowie, po wybraniu biletu, mam 30 sekund na jego zakup – i to wszystko, jeśli chodzi o ograniczenia czasowe. Nikt nie stoi nade mną z cyfrowym batem, który zablokuje mi możliwość skasowania biletu, jeśli nie zdążę zeskanować kodu QR. Aplikacja daje mi czas na rozejrzenie się, zlokalizowanie kodu i dopiero wtedy na jego zeskanowanie.
W Warszawie jest inaczej. Tutaj trzeba działać błyskawicznie, niczym snajper na misji specjalnej. Wchodzisz do pojazdu i od razu musisz skanować, inaczej blokada już na ciebie czeka. Czułem się jak nieudolny fotograf miejski, biegający z aparatem i desperacko szukający kodu QR. Wszystko, jak podają internauci, przez regulamin ZTM.
Metro? To samo
A najgorzej jest w metrze. Bramki, które teoretycznie powinny ułatwiać przejście, w praktyce zamieniają się w tor przeszkód. Stoisz przed bramką, a kolejka za tobą rośnie. Próbujesz zeskanować kod QR, ale czytnik ani myśli zareagować. I co dalej? Albo uda ci się magicznie zeskanować kod i wejdziesz do metra, albo masz problem. Trzyminutowy problem. Czy naprawdę nie można tego rozwiązać w bardziej przyjazny dla pasażerów sposób?
Dlaczego nawet w nowojorskim metrze, gdzie Stany Zjednoczone są nierzadko zapóźnione względem reszty świata, można wejść za pomocą skanowania naszej karty płatniczej z Apple Pay czy Google Pay - a w Warszawie mamy system, który działa jak chce i preferuje wkurzanie ludzi, zamiast ułatwianie im życia?
Inny problem jest ze skanerami kodów QR. Wchodząc na stację metra, kierujesz się do bramki oznaczonej zieloną strzałką. Przezroczyste tafle, oznakowane żółtymi pasami dla lepszej widoczności, powinny rozsunąć się po przyłożeniu telefonu z kodem QR do czytnika.
W teorii brzmi to prosto, ale w praktyce... No właśnie. Często bywa tak, że czytnik nie reaguje, a ty stoisz jak ten słup soli, blokując przejście i czując na sobie wzrok niecierpliwych pasażerów, jak zauważył mój redakcyjny kolega, Rafał, który po wielu nieudanych próbach zeskanowania kodu, poszedł kupić papierowy bilet.
Każdy widzi ten problem
I nie tylko ja przyczepiam się do tego, wszak na Wykopie czy polskim Reddicie pojawiają się cyklicznie posty dotyczące systemu skanowania biletów w komunikacji miejskiej w Warszawie. Na papierze ma to sens, jak tłumaczy redditowicz ResponsibleBeard:
Wyobraź sobie, że masz kupiony, ale jeszcze nieskasowany bilet (na co pozwala warszawska komunikacja miejska) i jesteś tanim cwaniakiem na tyle, że nie chcesz go kasować, jeśli nie ma kanara w autobusie/tramwaju. Wyciągasz telefon, włączasz tryb kasowania biletów i czekasz po ruszeniu, czy nie pojawi się kanar i zanim możliwość kupienia biletów będzie zablokowana. Jeśli nie zdążysz skasować biletu, skanując kod QR na czas, to masz tę funkcję zablokowaną na 3 minuty, akurat na wypadek, gdyby konduktor zaczął sprawdzać bilety nieco później, by zredukować twoją szansę na skasowanie biletu poza "regulaminowym czasem" (czyli niezwłocznie po wejściu do pojazdu).
Ale na papierze kończy się to tak, że ci, którzy będą chcieli oszukać system, i tak znajdą na to sposób. Wystarczy przecież, że sprytny gapowicz odpali aplikację z biletem chwilę przed wejściem kontrolera i zeskanuje kod QR, udając, że bilet kupił już dawno.
Natomiast ci, którzy faktycznie mają problem z aplikacją, będą mieli jeszcze większy problem. I pozostanie im albo noszenie papierowych biletów w obawie o to, czy nie dostaną 3-minutowego bana w aplikacji (a kto z nas lubi wracać do przeszłości?), albo wkroczenie na ścieżkę konfliktu z kontrolerem.
Oczywiście, można próbować wykłócać się, tłumaczyć, że aplikacja zawiodła, ale kto ma ochotę na takie dyskusje, zwłaszcza w zatłoczonym autobusie? W najgorszym przypadku skończy się to mandatem i popsutym humorem.
Problemy są od początku
Okazuje się, że problem z kodami QR nie jest nowy. Już w kwietniu 2021 roku, zaledwie tydzień po wprowadzeniu nowego systemu, serwis TVN Warszawa informował o problemach pasażerów z kasowaniem biletów w aplikacjach. Wielu ludzi narzekało na zbyt krótki czas na zeskanowanie kodu QR (wówczas było to zaledwie 10 sekund!), a także na małą liczbę kodów w pojazdach.
Co ciekawe, ZTM przyznawał wówczas, że "otrzymał kilkadziesiąt uwag" na temat nowego systemu, a pasażerowie zwracali uwagę na "trudności ze skanowaniem, gdy pojazd jest w ruchu" oraz "umiejscowienie naklejek z kodami". Mimo to, przez kolejne lata niewiele się zmieniło.
Czy coś się zmieni? Jeśli przez trzy lata użytkownicy cyklicznie narzekają na system, a ten wcale się nie zmienia - to mam złą informację: kody QR zostaną w Warszawie.