REKLAMA

Soundcore Space One - spóźniony test. Te słuchawki kosztują... ile?

Gdyby słuchawki Soundcore Space One kosztowały o 100 albo i więcej złotych więcej napisałbym - dobre, ciekawe, ale może warto się jeszcze zastanowić. Biorąc jednak pod uwagę, ile teraz kosztuje ten model - o zastanawianiu nie ma raczej mowy.

Soundcore Space One - spóźniony test. Te słuchawki kosztują... ile?
REKLAMA

I żeby nie było, że cena z baitowego wstępu będzie gdzieś na końcu albo zakopana w środku testu - Soundcore Space One, które dotarły do mnie... jakoś rok po premierze, kosztują - w zależności od sklepu - od ok. 300 do 320 zł (a da się je czasem kupić jeszcze taniej). I jest to cena, obok której naprawdę trudno przejść obojętnie.

Zacznijmy od skróconej wersji recenzji - dla tych, którym nie chce się czytać całej armii literek, która nastąpi za chwilę:

REKLAMA

Soundcore Space One - test w wersji tl;dr

Tak, warto kupić Soundcore Space One, jeśli po prostu szukamy dobrych - nie wybitnych - słuchawek w cenie około 300 zł, z przyjemnym (choć czasem - dopiero po dostosowaniu w aplikacji) brzmieniem ze zdecydowanie basowym nastawieniem. Do tego wolimy fizyczne przyciski od jakichś dotykowych cudów, chcemy rzadko ładować słuchawki i ANC głównie będziemy wykorzystywać w trakcie jazdy pociągiem czy samolotem.

Nie, nie warto kupić Soundcore Space One, jeśli chcemy dostać w zestawie dobry pokrowiec na słuchawki, szukamy ANC, które idealnie poradzi sobie w każdych warunkach, szukamy czegoś, w czym można przesiedzieć cały dzień i najlepiej zabralibyśmy je ze sobą na siłownię.

To teraz można przejść do pełnej recenzji.

Soundcore Space One - jak to się nosi, używa i obsługuje

Jeśli chodzi o sam wygląd słuchawek, to wiele tutaj na szczęście do napisania nie ma. Słuchawki... wyglądają jak słuchawki i przeważnie znajdziecie je w czarnej, testowanej wersji kolorystycznej. Poza nią można trafić jeszcze na odmianę beżową (ze złotymi akcentami) i niebieską (błękitną), i choć nie miałem dostępu do wersji beżowej, to prawdopodobnie wybrałbym z tej trójki właśnie ją. Nie tylko dlatego, że ten kolor po prostu mi pasuje, ale też przez wzgląd na to, że czarna bardzo chętnie zbiera i odciski palców, i wszelkie nieestetyczne drobinki, a potem dość trudno to doczyścić. O ile jeszcze przy twardszych elementach jest to wykonalne, o tyle nauszniki czy wyściełanie pałąka nie wygląda w przypadku testowanego egzemplarza jakoś szokująco po kilku tygodniach intensywnego, testowego użytkowania.

Na szczęście nie zmienia to w żaden sposób faktu, że pomimo niskiej ceny, słuchawki wcale nie sprawiają w dotyku i ogólnym obyciu wrażeniach "tanich". Daleko tu wprawdzie do jakiegokolwiek powiewu premium, ale spasowanie materiałów, ich dobór i wszystkie ruchome elementy sprawiają wrażenie "jest jak trzeba". Oczywiście mógłbym chcieć, żeby np. regulacja długości pałąka chodziła z trochę większym oporem, dzięki czemu słuchawki jeszcze pewniej trzymałyby się głowy, ale wszystkiego oczekiwać za tę cenę nie można.

Można natomiast oczekiwać wygodnego sterowania z wykorzystaniem fizycznych przycisków i to właśnie znajdziemy w Soundcore Space One. Są osobne przyciski od zasilania, ANC, głośności i pauzy/odtwarzania, a do tego dochodzi jeszcze opcja zakrywania jednego z nauszników dłonią, żeby włączy tryb transparentny. Z pozostałych fizycznych dodatków - mamy jeszcze złącze USB-C i audio, a w pakiecie dostaniemy pasujące do nich przewody.

Niestety w pakiecie nie znajdziemy natomiast - choć nie wiem, czy w tej cenie mogę tak bardzo narzekać - solidnego pokrowca na te słuchawki. Owszem, składają się one do dość kompaktowych rozmiarów, ale potem jedyne, w co możemy je włożyć, do dostarczany w pudełku miękki woreczek, albo coś innego, co załatwimy we własnym zakresie. I nie wiem, czy na dłuższą metę, przy częstym przewożeniu tych słuchawek w jakiejś torbie, nie zainwestowałbym właśnie w coś twardszego - "łamane" słuchawki z zawiasami z tworzywa to raczej nie jest właściwy przedmiot do wrzucania w miękkim woreczku do torby podróżnej.

Koniec gadania, zakładamy Soundcore Space One na głowę.

I od razu zauważamy w sumie trzy rzeczy.

Po pierwsze - te słuchawki są przyjemnie lekkie. Moja kuchenna waga pokazała ok. 261 g, co nie oznacza wprawdzie pobicia jakiegokolwiek rekordu, ale mieścimy się spokojnie w zakresie masy, którą można uznać za dobrze wróżącą, jeśli chodzi o komfort długotrwałego użytkowania.

Po drugie - słuchawki po prostu dobrze leżą na głowie. Sprawdzałem je i na takich w rozmiarze M, i na takich w rozmiarze L (przynajmniej biorąc pod uwagę klasyfikację kasków rowerowych) i żadnych problemów nie stwierdzono. Żadnej nadmiernej presji, żadnego nieprzyjemnego ucisku - przynajmniej podczas względnie krótszych sesji - generalnie: zakładasz i idziesz na miasto, nie myślisz o tych słuchawkach. Z drugiej strony - o ile Space One można uznać za wygodne, o tyle raczej trudno jest je nazwać królem wygody, jeśli pozbyć się ograniczeń cenowych. Zakładając Space One nadal nie poczujemy się tak jak np. w Sonosie Ace, który jest wyraźnie cięższy, a jednocześnie kompletnie nieodczuwalny po założeniu.

Trzecia rzecz, którą pewnie szybko zauważymy - o ile gąbki nauszników są miękkie, wygodne i nie grzeją przesadnie uszu (choć cudów nie ma - w końcu spocą nam się okolice uszu), o tyle nauszniki są dość płytkie. W połączeniu z nieprzesadnym "naciskiem" słuchawek na głowę daje to wrażenie, które mówi: nie idź w tym raczej na siłownię, na bieganie weź może też lepiej co innego. Sprawdziłem wprawdzie kilka razy, czy słuchawki spadają np. podczas wyciskania na ławeczce i nie - nie spadają. Ale królem komfortu w takich przypadkach nie są i raczej poszukałbym czegoś innego, najlepiej bezpośrednio dousznego.

Jeśli natomiast chodzi o długoterminowy komfort użytkowania - mogę bez ryzyka napisać, że jest dobrze, chociaż nie idealnie, aczkolwiek dużo też zależy od warunków. Płytkie muszle mogą trochę przeszkadzać w przypadku dużej ilości ruchu, ale w takim standardowym "codziennym" czy "podróżniczym" użytkowaniu - nie mam większych uwag. Spędziłem zresztą w Space One'ach dużą część dnia podczas niedawnego wyjazdu do Paryża i pod jego koniec wcale nie marzyłem o tym, żeby zdjąć je z głowy.

Co - pozostając w tematach podróżnych - prowadzi nas do kolejnego ważnego pytania:

Soundcore Space One - jak spisuje się ANC?

Jeśli chodzi o pasywne wyciszanie hałasu tła - jest w porządku, ale w kategorii "bez szału". Różnica po założeniu słuchawek jest wprawdzie zauważalna, szczególnie jeśli chodzi o "wyższe" hałasy, ale - możliwe że przez kombinację płytkich nauszników i większych uszu - przeważnie i tak wolałem włączyć ANC, nawet jeśli nie planowałem niczego słuchać.

Po włączeniu ANC było natomiast albo bardzo dobrze, albo znośnie - w zależności od sytuacji. Pierwsze zaskoczenie, szczególnie mając w pamięci aktualną cenę słuchawek, spotkało mnie na pokładzie samolotu. Przez słuchany niezbyt głośno podcast i ANC przebijało się trochę hałasu i uznałem, że "ok, no tak ma być, drogie nie są", po czym po zdjęciu ich do moich uszu dotarł niemal ogłuszający łomot. Tak, zdążyłem już chyba zapomnieć, jak głośno jest w malutkich samolotach, a wsiadając na pokład w Soundcore Space One nie dałem sobie szansy, żeby o tym przypomnieć.

Podobnie skutecznie działa zresztą wytłumianie większości hałasów o niskiej częstotliwości. Jazda pociągiem, tramwajem czy innym autobusem miejskim w tych słuchawkach odbywa się - pod względem zakłóceń z zewnątrz - w naprawdę komfortowych warunkach. Nie jest wprawdzie idealnie cicho, ale a tyle cicho, żeby to, co dookoła, po prostu nam nie przeszkadzało. Za 300 zł - bardzo uczciwa propozycja.

Trochę gorzej robi się natomiast w sytuacjach, kiedy dźwięków jest dużo więcej i niekoniecznie mamy do czynienia z samym buczeniem czy podobnym mruczeniem. Miałem nawet wrażenie, że całe ANC jest niemal idealnie skalibrowane pod potrzeby osób latających samolotami, a nie np. tych, którzy muszą siedzieć w miejscu, gdzie pojawia się dużo więcej "wysokich" hałasów i pisków. Oczywiście - głośność nawet tych wyższych dźwięków, które dostają się do naszych uszu, jest zdecydowanie niższa, ale trudno tutaj pisać o faktycznej izolacji.

Niespecjalnie też przekonała mnie do siebie adaptacyjna redukcja szumów - dużo lepiej sprawdziło się po prostu ustawienie poziomu redukcji na maksymalny poziom (5) i zostawienie wszystkiego właśnie tak. Możliwe, że bardziej wrażliwe osoby zdadzą się albo na "automat", albo na ustawienie redukcji na niższy poziom (1 i 2 są właściwie niesłyszalne, jeśli chodzi o szum ANC), ale jeśli dążymy do eliminacji hałasu z otoczenia, to adaptacyjnego czy ręcznego-niskiego wygłuszania bym nawet nie ruszał.

A w skrócie: za 300 zł to, co oferuje Soundcore Space One stoi na bardzo, bardzo przyzwoitym poziomie. Zdecydowanie nie jest to ideał, ale za 300 zł ideału nie szukajmy.

Soundcore Space One - jak spisuje się tryb transparentny?

Świetnie i w tej kwestii akurat nie mam się kompletnie do czego przyczepić. Głos - i nasz, i naszego rozmówcy - brzmi naprawdę dobrze i prawie-że-naturalnie, a ewentualne dźwięki otoczenia są tylko delikatnie podbite, nie generując wrażenia przytłaczającego hałasu.

Bardzo przyjemnie spisuje się też opcja przykrywania lewego nausznika ręką, żeby aktywować tryb transparentności. Wprawdzie wyglądamy trochę tak, jakby bolało nas ucho albo jakby odpadał nam jeden nausznik, ale złapałem się na tym, że w innych słuchawkach zacząłem robić tak samo, żeby z kimś porozmawiać. Oczywiście nie zadziałało.

Soundcore Space One - jakość rozmów

Jest... ok? Teoretycznie mamy tutaj 3 mikrofony, do tego wsparte jeszcze AI, ale jeśli ktoś korzysta z takich słuchawek do rozmów godzinami, do tego w naprawdę głośnych warunkach, to miałbym trochę mieszanie uczucia. O ile naszego rozmówcę słychać bardzo dobrze, bo i słuchawki na brak głośności nie narzekają - musiałem je nawet ściszać z mojego standardowego poziomu rozmów - o tyle z wyraźnym słyszeniem nas po drugiej stronie bywa już różnie i czasem musiałem niestety powtórzyć to, co mówiłem. Tak, nie mówię zbyt wyraźnie, ale przy rozmowach w standardowych warunkach biurowych czy nawet w jakimś sklepie nie było najmniejszych problemów. A na bardzo ruchliwych i głośnych ulicach - już tak.

Soundcore Space One - dodatkowe funkcje

W sumie warto wspomnieć o dwóch. Po pierwsze - jest Multipoint i działa prawidłowo. Po drugie - jest wykrywanie zdjęcia słuchawek z głowy i pauzowania odtwarzanych utworów, przy czym - co ciekawe - z jakiegoś powodu ten akurat czujnik wymaga wstępnej kalibracji z naszej strony.

Soundcore Space One - jakość dźwięku

Napiszę może od razu, gdyby ktoś chciał spróbować posłuchać tych słuchawek w sklepie i na tej podstawie dokonać zakupu - domyślne "strojenie" Space One nie podeszło mi nawet w najmniejszym stopniu. Ale tak ani trochę. Teoretycznie mamy tutaj mocne podbicie basów i wysokich tonów - jak to bywa w przypadku słuchawek z tych okolic cenowych, ale niespecjalnie chciało to dobrze brzmieć dla moich uszu i niespecjalnie też byłem w stanie znaleźć nawet testowe utwory, które pasowałyby do takiego zestrojenia. Było jakoś "ciasno", "ściśnięto" i mimo wszystko - głucho i płasko.

Rozwiązania na szczęście znalazły się szybko i były dwa. Po pierwsze - mamy kilkanaście gotowych profili dźwiękowych i bardzo szybko udało mi się wśród nich odnaleźć taki, przy którym te słuchawki zdecydowanie odżyły, zyskały całkiem sporo klarowności i co ciekawe - wcale nie straciły bardzo przyjemnego basu. Drugą opcją było częściowo zautomatyzowane stworzenie profilu HearID, gdzie cały proces wymaga od nas głównie zaznaczania, czy słyszeliśmy dany dźwięk, a później wyboru wersji A/B danego utworu, która podoba nam się bardziej.

Efekt? W dość zabawny sposób krzywa HearID pokrywała się z gotowym profilem, który najpierw sam sobie wybrałem, a potem delikatnie zmodyfikowałem (zakres modyfikacji - +/- 6 dB, 8 pasm). Nie będzie też raczej zdziwieniem, że profil z HearID po prostu skupił się na podbijaniu średnicy i wyraźnym obniżeniu basów.

Żeby przy tym nie było, że to tylko moje odczucia - sprawdziłem na wszelki wypadek domyślne i moje ustawienia na innych osobach i właściwie wszyscy potwierdzili moją ocenę, zawsze wybierając "ten drugi profil". Po zakupie poświęciłbym więc tych kilka minut na przeklikanie się przez ustawienia i nawet poszukanie gotowego profilu, który będzie nam odpowiadał - możemy wtedy zyskać naprawdę przyjemne, choć oczywiście nie wybitne, brzmienie, z przyjemną dawką szczegółów, akceptowalną sceną, nadal dobrym basem i dużo większą dynamiką, niż to, co zaserwowały mi słuchawki domyślnie.

Jeśli ktoś natomiast woli słuchać podcastów zamiast muzyki - też powinien być zadowolony. Słuchawki są wystarczająco głośne, szczególnie w połączeniu z ANC, żeby można ich było słuchać nawet w głośnych miejscach, natomiast jakość dźwięku jest... przeważnie lepsza, niż to, co oferuje spora część podcasterów, więc często miałem wrażenie, że sprzęt jest i tak lepszy niż to, czego słucham. Cóż poradzić.

Soundcore Space One - co jeszcze trzeba wiedzieć?

Głównie to, że bez ładowania słuchawki wytrzymają około 40 godzin i raz, że to wynik z włączonym ANC, a dwa - jest bez większych problemów osiągalny w rzeczywistości. To z kolei oznacza, że będziemy je ładować prawdopodobnie raz na 2-3 tygodnie.

Dodatkowy plus za szybkie ładowanie, chociaż akurat z tej funkcji nie musiałem skorzystać ani razu - i pewnie większość osób nie będzie musiała.

Ach, i jeszcze jeden mały plusik za to, że ze słuchawek nie wycieka za dużo dźwięku. Można więc słuchać i nie przeszkadzać innym.

Soundcore Space One - czy warto?

W sumie odpowiedź była już na samym początku, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się trochę powtórzyć. W dużym skrócie: za 300 zł niespecjalnie da się tutaj trafić źle i być rozczarowanym, szczególnie jeśli nasze potrzeby słuchawkowe są "natury ogólnej". W jeszcze większym skrócie: mam w domu wielokrotnie droższe słuchawki zawsze pod ręką i długo zastanawiałem się, czy na wyjazd brać Space One'y, zaryzykowałem i... nie byłem ani trochę rozczarowany.

Owszem, to nie są słuchawki idealne. Nie będzie tutaj też żadnego męczenia buły w stylu "kosztują 300 zł, a grają jak takie za 2000 zł". Nie jest tak i nigdy nie będzie. Natomiast trudno w tej cenie znaleźć pełen komplet funkcji, jakie oferują Space One'y, uzupełniony jeszcze o naprawdę przyjemne brzmienie.

Soundcore Space One - zalety:

  • niska masa i wysoka wygoda noszenia (aczkolwiek z małymi zastrzeżeniami);
  • lepsze ANC, niż można byłoby oczekiwać w tej cenie;
  • po dostosowaniu (albo trafieniu w gust) - przyjemna jakość dźwięku;
  • czujnik zakładania/zdejmowania;
  • składana konstrukcja;
  • fizyczne przyciski do obsługi;
  • rozbudowane opcje personalizacji w aplikacji;
  • za 300 zł - jest po prostu bardzo dobrze.
REKLAMA

Soundcore Space One - wady:

  • woreczek transportowy nie uchroni słuchawek przed niczym (poza kurzem);
  • domyślny profil dźwiękowy jest umiarkowanie przyjemny (subiektywnie);
  • nauszniki są raczej płytkie;
  • rozmowy telefoniczne w trudnych warunkach będą... trudne;
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA