REKLAMA

Szukam guza, pcham się w gips. Czuję ekscytację, bo wierzę, że oni w końcu mogą pokonać Elona Muska

„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów” – miał powiedzieć jeden z bardzo znanych naukowców. Z drugiej strony inny znany pisarz zachęcał, by próbować raz jeszcze, chybić ponownie, chybić lepiej. I to właśnie ten cytat opisuje moje zmagania z walką o lepsze media społecznościowe.

Szukam guza, pcham się w gips. Czuję ekscytację, bo wierzę, że oni w końcu mogą pokonać Elona Muska
REKLAMA

„Na szczęście przepełnia mnie też nadzieja” – tak w 2022 r. pisałem o Mastodonie, czyli jeszcze jednym konkurencie Twittera. To właśnie tam uciekali ci, którzy mieli dość działań Elona Muska. Chociaż miałem również sporo obaw, to trzymałem kciuki za serwis i życzyłem mu, żeby był dowodem na to, że lepszy portal społecznościowy jest możliwy.

REKLAMA

Jeśli po tych dwóch latach zapytacie mnie, czy mam konto na Mastodonie i czy jestem przykładem na to, że alternatywa dla Twittera istnieje, odburknę, że „tak”. Będę miał jednak na myśli tylko pierwsze pytanie. Owszem, dalej mam konto, więc jakby nie patrzeć: nie kłamię! Ale czy jestem aktywnym uczestnikiem? I tu już zaczynają się schody, a ja lekko się zawstydzam i właśnie w tym momencie staram się odwrócić waszą uwagę, żeby nie musieć udzielać odpowiedzi na drugie.

Na szczęście z pomocą przychodzi mi Bluesky. Tak, to nie żaden nowy projekt, dobrze wydaje wam się, że już gdzieś o tym słyszeliście. O Bluesky zrobiło się głośno rok temu. Za projektem stoi były dyrektor Twittera Jack Dorsey. Jak zauważyła Malwina portal społecznościowy bardzo przypomina jego byłe dzieło. Pozbawiony jest jednak wszelki wad, które wprowadził na „iksa” Elon Musk. Mówiąc w skrócie: X – Elon Musk = Bluesky.

„Być może jesteśmy świadkami startu prawdziwej alternatywy dla Twittera” – kończyła swój tekst moja redakcyjna koleżanka. Bluesky jednak przez ten czas nie stał się realnym konkurentem dla Twittera. Ciągle jednak próbuje, a wraz z kolejnymi dziwnymi decyzjami Muska pokład rozczarowanych zapełnia się i dryfuje w stronę projektu Dorseya. Zobaczyłem, że jeden z lubianych przeze mnie twórców zdecydował się na taki krok, a ja podążyłem za nim.

Zaskoczył mnie mój entuzjazm

Pojawiła się prawdziwa ekscytacja. Znowu jest nadzieja, że tym razem się uda. Zaczynam od nowa, rozglądam się, kto ze znanych awatarów i nicków również już tu jest. To bardzo odświeżające uczucie. Zaskakuje mnie, że Bluesky faktycznie podrzuca treści, które wskazałem za interesujące. Nie ma dziwnych reklam, niepromowane są kontrowersyjne konta, wydaje się być przyjaźnie i miło.

Ekscytacje próbuje powstrzymać smutna refleksja. Jak niewiele dziś trzeba, żeby znowu mieć tę nadzieję! Blusky, tak jak pisała Malwina, jest po prostu dawnym Twitterem. A przecież dawny Twitter wcale nie był ziemią obiecaną, rajem i ideałem. Wręcz przeciwnie. Z perspektywy czasu łatwo o tym zapomnieć, bo to, co Musk zrobił z Twitterem, jest wręcz szokujące. Nie można jednak pominąć faktu, że Bluesky ma błędów nie powtórzyć. Jest zdecentralizowaną społecznościówką, a wraz decentralizacją otrzymujemy obietnice m.in. prywatności, autonomii użytkownika i odporności na cenzurę.

I pewnie właśnie dlatego ta ekscytacja. A przy tym jednoczesna obawa, bo wiele razy dostałem bolesną nauczkę, że walka z gigantami jest skazana na porażkę. I mimo że jestem świadomy ryzyka, to po wielu miesiącach i ja daję szansę Bluesky.

Nie jestem zwolennikiem ucieczki z platform

Nawet tych najbardziej toksycznych, jak Twitter pod rządami Muska. Zgadzam się z Jenny Odell, autorką książki „Jak robić nic?”, która pisała, że wypięcie się na duże platformy to walka na niewłaściwej płaszczyźnie. Nikt tego nie zauważa – ani znajomi (choć akurat łapię się na tym, że niektórych kont twitterowych już nie widzę), ani tym bardziej właściciele platform. Odell pisała, że zamiast ucieczki potrzebny jest trening uwagi. Trzeba postarać się zrozumieć algorytmy, nauczyć się działań serwisów społecznościowych, żeby móc je przechytrzyć – działać tak, żeby odzyskać kontrolę nad własną uwagą i świadomie z niej korzystać.

Jest to jednak niezwykle trudne. Dlatego Bluesky – jak każda inna alternatywa - jest nie tyle co wywieszeniem białej flagi, ale dodaniem sobie otuchy. Być może chwilowej. Być może okaże się, że znowu entuzjazm szybko opadnie, a w jego miejsce wskoczy rozczarowanie i złość. Chcę jednak zaryzykować, zdając sobie sprawę z zagrożenia.

REKLAMA

A potem próbować raz jeszcze. Dać nadzieję kolejnej platformie. Potrzebujemy tych prób, wyłamań, szans - nawet naiwnych! - na to, że media społecznościowe mogą wyglądać inaczej.

Zdjęcie główne: Koshiro K / Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA