Pokazali, dlaczego książki tyle kosztują. I właśnie dlatego e-book nie może być tani
„Coraz dotkliwiej jednak czujemy, że książka jako towar podlega prawom rynku, na którym jest jej coraz trudniej odnaleźć drogę do czytelniczek i czytelników” – napisało na swoim profilu facebookowym wydawnictwo Karakter. Nie da się ukryć, że ceny papierowych wydań znacząco wzrosły. Dlaczego? Wydawca pokazał, co składa się na tę sumę. I to w tych wyliczeniach musimy szukać odpowiedzi na pytanie, czemu e-booki ciągle są drogie.
„Przygotowana przez nas infografika pokazuje, co składa się na cenę książki i jak trudna jest sytuacja małych wydawnictw, ich autorek i autorów. Prezentujemy sytuację modelową – konkretne parametry się zmieniają, ale proporcje poszczególnych kwot pozostają podobne” – zaznaczyło wydawnictwo Karakter na swoim facebookowym profilu.
Z ceny okładkowej wynoszącej 55 zł lwią część pochłaniają dystrybutorzy – aż 28,81 zł. 6 zł to koszt drukarni, a 4,19 zł z jednego egzemplarza ląduje do kieszeni autora. Nieco mniej niż 4 zł zarabia tłumacz, a wydawnictwo zgarnia 2,72 zł. 2,62 zł kosztuje promocja, a grosik mniej opłacenie podatku VAT. Reszta – kwoty od 1 zł do 2 zł – to projekt graficzny i skład, redakcja i korekta oraz magazyn i logistyka.
Matematyka jest więc prosta: jeżeli wydawnictwo, autor, tłumacz czy redaktor mają na książce zarobić, to cena musi rosnąć.
Przyglądając się wyliczeniom ktoś w komentarzu napisał, że "e-book powinien kosztować 12-13 zł, a kosztuje 35 zł”.
Na chłopski rozum to nawet logiczne. W końcu e-booków nie wysyła się do dużych dystrybutorów i nie drukuje, więc odpadają już dwa największe wydatki. Magazyn i logistyka, choć to już grosze, też przestają wchodzić w rachubę.
Proste?
Cóż, jak to z chłopskim rozumem bywa, sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana
Z tematem „dlaczego e-book nie jest tani” na platformie Threads rozprawił się jakiś czas temu Michał Michalski z wydawnictwa ArtRage. Jak zaznaczył najważniejsze są dwa aspekty. Pierwszy to ten licencyjny. Wydawca kupuje licencję na sprzedaż tytułu w Polsce. Podstawowa licencja obowiązuje papier, więc zdarza się, że za ebooka trzeba dopłacić.
Ale co najważniejsze: standardem jest ustalenie minimalnej (często rosnącej wraz ze sprzedażą) tantiemy od każdego sprzedanego ebooka. Bardzo popularne jest też ustalanie minimalnej ceny sprzedaży, ściśle powiązanej z ceną papieru (np.: nie można sprzedawać ebooka za mniej niż 50 proc. ceny detalicznej papieru, bo inaczej trzeba będzie dopłacić różnicę w tantiemie. Co równie istotne, tantiemy od ebooka są znacznie wyższe niż te na papier. Na przykład: od papieru jest 10 proc. od ceny detalicznej dla właściciela prawa, ale od ebooka jest 30 proc. od ceny sprzedaży.
Może więc e-book nie ma tych samych opłat co papier – choć jak zaznacza Michalski również tworzy koszty stałe, „ale inne i mniejsze” – to ta różnica niwelowana jest przez wyższe tantiemy niż w przypadku papierowej wersji.
Drugą kwestią, którą przedstawił wydawca, jest „aspekt modelowy”. Michalski zwraca uwagę, że rynek e-booków bazuje na promocjach. Nie kupuje się cyfrowego wydania ot tak, jak papierową książkę.
Jeśli nie zrobisz jakieś fajnej i atrakcyjnej promocji, która pełni też trochę funkcje i informacyjną o książkach, nikt ich nie kupi (…) Aby sprzedać ebooka musisz zrobić atrakcyjną (dużą) obniżkę. Np. 40-60 proc.
Tylko to nie takie proste, skoro mamy do czynienia z zapisem licencyjnym w postaci minimalnej ceny. Rozwiązanie jest więc inne:
Musisz więc cenę bazową ustalić na takim (wyższym poziomie) abyś mógł dużo zejść, bo jak zaczniesz z niskiego progu to na nikim twoje promo na 10 proc. nie zrobi wrażenia i nie kupi.
Polecam sprawdzić cały wątek – choć na Threads wcale nie jest to takie łatwe, niestety – bo Michalski zajął się ogólnymi problemami polskiego rynku książki. I tym, że wydawca nie ma praktycznie żadnej kontroli nad ceną papierowego wydania. Tutaj reguły ustala dystrybutor.
Papier jest często tańszy niż ebook, bo wydawca nie ma nad tym żadnej kontroli, a nie może odmówić tym, którzy mu takie warunki narzucają, bo zasadniczo w tym momencie mógłby zwinąć interes.
Bez papierowego wydania funkcjonować się nie da, bo tak naprawdę e-booki od lat czyta… garstka. Świadczą o tym choćby statystyki prezentowane przez Bibliotekę Narodową.
Książki w formatach cyfrowych są wciąż zdecydowanie mniej popularne niż drukowane kodeksy. Lekturę co najmniej jednego tytułu na ekranie urządzenia elektronicznego w 2023 roku zadeklarowało 7 proc. czytelników, przy czym zbiorowość ta powoli rośnie. Powolne tempo zmian w tej dziedzinie znajduje odzwierciedlenie w preferencjach dotyczących formy edytorskiej czytanych książek – badania z roku 2022 dowiodły tego, że Polki i Polacy zdecydowanie wolą drukowane kodeksy niż książki w formatach cyfrowych.
- mogliśmy przeczytać w tegorocznym raporcie.
Są wyjątki, ale w większości przypadków znacząco lepiej sprzedaje papier niż e-book. Poleganie wyłącznie na cyfrowym wydaniu nie wchodzi w grę i pewnie nie jest nawet możliwe w przypadku większych wydawnictw.
W rozmowie z „Wyborczą” Mikołaj Małaczyński, prezes Legimi, pokusił się nawet o stwierdzenie, że w Polsce „wiele osób wciąż nie wie, że w ogóle istnieją e-booki”.
Z kolei Konrad Nowacki z wydawnictwa Cyranka wprost mówi, że ceny książek muszą rosnąć, bo tylko w ten sposób da się zapewnić lepsze wynagrodzenie autorom, tłumaczom czy redaktorom. Tanio już było, do niskich cen nie wrócimy. A to oznacza, że e-booki również nie stanieją.