Sony ZV-E10 Mark II to prawie idealny aparat na początek do tworzenia wideo. Recenzja
Sony ZV-E10 Mark II kosztuje tyle, co średniej klasy smartfon, jest równie prosty w obsłudze, ale oferuje dużo większe możliwości wideo. Sprawdzam, czy to najlepszy aparat do nagrywania wideo dla nowoczesnego twórcy.
UWAGA! Rozdajemy nowe sprzęty Samsunga! Weź od nas składane smartfony, zegarki i słuchawki
Sony ZV-E10 Mark II to druga odsłona aparatu z wymienną optyką, z matrycą APS-C, który został stworzony specjalnie dla twórców treści, YouTuberów, vlogerów, streamerów czy podróżników. Albo inaczej: dla każdego, kto chce nagrywać filmy w wysokiej jakości obrazu i dźwięku, ale w prosty sposób i bez wydawania fortuny.
Ogólna idea tego aparatu jest identyczna jak w poprzedniku, ale jego realizacja, jest o wiele lepsza, a cena wyraźnie wyższa. Mamy tu malutki, leciutki korpus, który jest prosty w obsłudze. Jest tu także wbudowany kapsułowy mikrofon stereo wysokiej jakości, odchylany ekran LCD, a w środku matrycę APS-C. Do tego obszerny ekosystem małych obiektywów, oraz akcesoriów, jak na przykład uchwyt do vlogowania czy mikrofony, podłączane z cyfrową jakością bez kabla. W czym ten aparat w takim razie różni się od swojej pierwszej wersji Sony ZV-E10? Różnic jest naprawdę sporo. Sony ZV-E10 Mark II można kupić za ok. 5000 zł, czyli ok. 1500-2000 zł więcej niż poprzednik. Czy ta wyraźna podwyżka jest uzasadniona? Za co trzeba dopłacić?
Zaprojektowany, aby cieszyć prostotą obsługi
Zacznijmy od budowy aparatu. Sony ZV-E10 Mark II wygląda i waży (ok. 300 g z akumulatorem, bez obiektywu) podobnie, jak poprzednik, ale jest o 10 mm grubszy i 3 mm wyższy. Korpus nieco lepiej leży w dłoniach, ma pewniejszy grip z przodu, ale wciąż zachowuje kompaktowe rozmiary. Bez obiektywu, zmieści się w kieszeni spodni. Po dodaniu kitowego szkła, waży zaledwie ok. 400 g i zmieści się w kieszeni bluzy. To sprawia, że można go mieć cały czas ze sobą, bez żadnego dyskomfortu.
Aparat jest solidnie wykonany, chociaż bez uszczelnień. Układ przycisków, jest prawie identyczny jak w pełnoklatkowym ZV-E1.
Jak zatem na serię ZV przystało, na korpusie znajduje się kilka elementów, których nie znajdziemy nigdzie indziej:
- duży przycisk REC z czerwoną obwódką, który został ulokowany u góry, w zasięgu palca, tak aby można było kontrolować nagrywanie wideo, kręcąc samego siebie;
- czerwona dioda LED z przodu, sygnalizująca nagrywanie;
- przycisk trybu rozmycia tła, w który możemy wybrać czy aparat automatycznie stosuje maksymalne rozmycie czy zależy nam na tym, aby cały kadr był wyraźny;
- przycisk trybu prezentacji produktu, po włączeniu którego, aparat powinien szybko przeostrzyć z twarzy na pokazywany sprzęt i trzymać na nim ostrość tak długo, aż produkt nie zniknie z kadru
Do tego, nieco przeprojektowano i uproszczono górną ściankę. W zasięgu palca wskazującego, znajduje się nowa dźwignia trybów (foto, wideo, S&Q) i wspomniane dwa przyciski REC i rozmycia tła. Dźwignia ON/OFF powędrowała do spustu. Nowością jest także kolejna dźwignia do sterowania zoomem obiektywu. Oprócz tego, u góry znajdziemy trzykapsułowy główny mikrofon, oraz gorącą stopkę z cyfrowym interfejsem audio do podłączenia mikrofonu bez kabla. Taki układ jest jeszcze prostszy w obsłudze, poprawiając i tak dobre odczucia pracy.
Aparat wyposażono w cztery gniazda w trzech osobnych komorach. W głównej, zamykanej na dźwignię, ulokowano slot karty SDHC UHS-II. Nad nim, znajdziemy komorę z czerwonym minijackiem do podłączenia mikrofonu, oraz port USB-C z możliwością ładowania i zasilania. Na dole jest identyczna komora, ale z drugim portem minijack (do odsłuchu) i micro HDMI. Ten przeprojektowany układ sprawia, że podłączone kable, nie zasłaniają ekranu, jakże przydatnego przy nagrywaniu samego siebie czy streamowaniu.
Sony ZV-E10 Mark II jest napędzany identycznym akumulatorem co poprzednik, ale potrafi dużo dłużej pracować bez ładowania. W przypadku wideo, skok czasu pracy jest imponujący: z ok. 80 min do 130 min.
W środku najlepsza matryca APS-C Sony, ale bez stabilizacji
Poprzednik bazował na leciwym aparacie Sony A6000 i jego nieco już archaicznej matrycy. Sony ZV-E10 Mark II to zupełnie inna bajka. Aparat bazuje na wnętrzu zaczerpniętym z nowych aparatów z wyższej półki: Sony FX30 i A6700.
Sercem ZV-E10 Mark II jest sensor APS-C 26 Mpix CMOS Exmor R BSI, która oferuje możliwość pracy z czułością ISO w zakresie ISO 100-32000 (rozszerzana do ISO 102400). Niestety, w odróżnieniu od wspomnianych modeli, nie zastosowano tu systemu stabilizacji matrycy. Producent nic nie podaje o funkcji Dual ISO, ale jeśli rzeczywiście mamy do czynienia z sensorem z FX30, to powinniśmy mieć dwa obwody (ISO 800 i 2500). Nowa matryca współpracuje z procesorem obrazu BIONZ XR.
Poprawiono także system AF w porównaniu do poprzednika. Sony ZV-E10 Mark II ma hybrydowy autofokus, który pokrywa 94% powierzchni kadru, zamiast ok. 84%. Nowy procesor oraz lepsze oprogramowanie sprawia, że aparat bardzo dobrze radzi sobie z szybkim, ale płynnym ustawianiem ostrości. Dosyć trafnie rozpoznaje twarze, oraz inne obiekty (zwierzęta, ptaki) oraz je śledzi.
Niestety, nie mamy tu osobnego procesora do wspierania funkcji AI, zatem skuteczność AF jest wyraźnie słabsza niż w wyższych modelach. Wciąż jest to jednak wysoki poziom, który w zupełności wystarczy, aby bez obaw nagrywać samego siebie, robić streamy, czy relacje z podróży.
Wideo do 4K 60p bez cropa i świetne kolory
Sony ZV-E10 Mark II to mała kamera, więc skupmy się teraz na tym, co jest najważniejsze w sprzęcie tego typu: możliwościach i jakości wideo.
Pod tym względem zrobiono ogromny postęp, ale też ten krok do przodu nie jest aż tak długi, żeby dojść do A6700, chociaż jesteśmy blisko. Sony ZV-E10 Mark II oferuje bowiem wideo 4K 60p bez cropa z oversamplingiem z 5,4K, oraz 4K 30p z oversamplingiem z 6K. We wszystkich trybach dostajemy też możliwość nagrywania w płaskim profilu S-Log3/S-Log3 Cine także z własnymi LUTami, 10-bit, 4:2:2 w kompresji All-Intra, Long GOP, H265 i H264. Pełen pakiet i wielka różnica w porównaniu do starego modelu, który oferował zaledwie 4K 30p (z cropem) i 8 bit. Wyższe modele Sony APS-C, mogą zaoferować coś więcej: 4K 120p, ale z cropem.
Aparat nieźle radzi sobie z zarządzaniem ciepłem, jak na tak malutki korpus bez wentylatora. Przy 4K 60p potrafi wytrwać ok. 30 min. ciągłego nagrywania. Zmieniając klatkarz na 4K 24/25/30 kl./s, czas pracy rośnie do ok. 75 min. Dla porównania, malutki, ale pełnoklatkowy Sony ZV-E1, pozwala na nagrywanie wideo 4K w 60 kl./s do 20 minut, a przy 24/30 kl./s, czas rośnie do ok. 60 minut.
Rolling shutter występuje, ale według producenta, udało się go ograniczyć aż dwukrotnie w porównaniu do ZV-E10. W praktyce rolling shutter po prostu nie przeszkadza. Może do filmowania zawodów golfowych bym go nie polecał, ale w codziennym użytkowaniu nie powinien być zauważalny.
Aparat otrzymał też system korekcji oddychania w trybie wideo. Chodzi tu o to, że wiele obiektywów ma wadę optyczną, które polega na tym, że przy zmianie ostrości, rozmyty obiekt wyraźnie się powiększa. W ZV-E10 Mark II efekt ten jest dosyć skutecznie niwelowany. Warto jednak zauważyć, że system ten zadziała wyłącznie z obiektywami Sony i to tylko wybranymi.
Co najważniejsze, jakość obrazu wideo jest świetna. Dostajemy piękny, plastyczny obrazek, oferuje kinowy look. Osoby, które chcą nagrywać w płaskim profilu i potem kolorować wideo w postprodukcji, będą zadowolone. Jeśli jednak zależy Ci na uproszczonej produkcji wideo, to ZV-E10 Mark II też ma coś dla Ciebie.
Wystarczy sięgnąć po funkcję vlog kinowy, czyli taki automat, w którym aparat zadba, aby nasze nagrania, miały filmowy charakter. Wprawne oko zobaczy, że nie wygląda to aż ta dobrze, jakby samemu pokolorować, ale dla wielu początkujących osób, to rozwiązanie może być ciekawe. W tym trybie aparat przycina kadr do 2,35:1, tzn. dostawia czarne belki do formatu 16:9, i ustawia klatkaż na 24 kl./s. Do tego mamy do wyboru 5 rodzajów wyglądu i cztery nastroje kolorystyczne, czyli uproszczone profile kolorystyczne, oraz trzy tryby szybkości zmiany AF. Ja wielkim fanem tego trybu nie jestem: profile są zbyt intensywne, przez co obrazek wygląda tandetnie, ale zapewne w określonych okolicznościach, to rozwiązanie może mieć z sens. A już z pewnością, uprości i przyspieszy proces nagrywania.
Stabilizacja cyfrowa nie zastąpi prawdziwej, ale i tak jest niezła
Sony ZV-E10 Mark II nie ma stabilizowanej matrycy, ale próbuje nadrobić system udoskonalonej stabilizacji cyfrowej. Producent nazywa to trybem Active, który obraz jest cropowany, czyli mówiąc prościej „zjadany”, aby mieć zapas kadru do stabilizacji. W przypadku wideo 4K 50/60p, crop wynosi 1,5x, a przy 4K 24/25/30p - crop to 1,4x. To sporo, szczególnie, że sama matryca APS-C, wymusza crop 1,5x. Coś za coś: efekt stabilizacji jest widoczny i wyraźnie lepszy niż w poprzedniku. Bierze się to stąd, że w ZV-E10, obszar z którego stabilizacja cyfrowa mogła czerpać, był wyraźnie mniejszy.
Nie da się ukryć, że obraz wygląda najlepiej, kiedy połączymy cyfrową stabilizację Active ze stabilizowanym obiektywem, jak nowy kitowy 16-50 mm f/3.5-5.6 OSS II. Takie połączenie pozwala uzyskać płynne przejścia, bez szarpania i cyfrowych skoków. Niestety, 16 mm zamieni się wtedy na ekwiwalent 36 mm, co powoduje, że logowanie z ręki w zasadzie odpada. Aby zatem rzeczywiście mieć szeroki kąt, trzeba sięgnąć po bardzo szeroki obiektyw, jak Sony E 10-18 mm f/4.0 OSS czy Tamron 11-20mm F2.8 Di III-A RXD.
Co innego nagrywanie ujęć podróżniczych, reporterskich czy produktowych z ręki. Wtedy 36 mm spokojnie daje radę, a wręcz często jest idealną ogniskową. Po wyłączeniu trybu Active, crop znika, co daje nam ekwiwalent ok. 24 mm. Możemy skorzystać z takiego rozwiązania do nagrań statycznych, kiedy aparat jest na statywie, w czasie np. relacji na żywo, czy nagrań zza biurka.
Nieco inaczej sytuacja wygląda, jeśli próbujemy nagrywać wideo w ruchu z włączonym trybem Active, ale wykorzystując do tego obiektyw bez systemu stabilizacji. Wtedy cyfrowy system IS dostaje mocno w kość i często widoczne są nieprzyjemne cyfrowe skoki, czyli efekt typowy dla tego typu stabilizacji.
Pionowe nagrania i łatwy streaming z zasilaniem
Rolki na trwała stały się częścią naszej codzienności i wielu twórców wręcz specjalizuje się w produkcji tego typu treści. Sony ZV-E10 Mark II wydaje się być idealnym narzędziem do nagrywania pionowego wideo. Wystarczy obrobić aparat, a układ menu dostosuje się do nowej orientacji. To naprawdę świetnie się sprawdza w praktyce, jeśli wiemy, że będzie nagrywać wyłącznie pionowego wideo. Po nagraniu, materiał można szybko przesłać na smartfona i wrzucać do sieci.
Sony ZV-E10 Mark II można także wykorzystać jako kamerkę do relacji na żywo. Wystarczy podłączyć aparat przez USB-C i gotowe. Zero ustawiania, kombinowania, ściągania sterowników. Wykorzystując kabel USB-C 3.2, możemy przesyłać wideo do 4K 30p lub FHD 60p. W czasie streamu, aparat jest także zasilany tym samym kablem. Prościej i lepiej już się chyba nie da!
W Sony ZV-E10 Mark II nie obyło się bez cięć, ale cena nadrabia
Sony ZV-E10 Mark II bazuje na sprawdzonych rozwiązaniach serii ZV, jak uproszczony korpus, dedykowane przyciski czy różne tryby do wideo. W środku jednak, znajdziemy matrycę, procesor czy system AF z zaawansowanych modelu Sony A6700 czy FX30. Jeśli dodamy do tego dużo niższą cenę ok. 5000 zł, niż w przypadku wspomnianych modeli, widać, że na czymś trzeba było pójść na kompromis. Tak też się stało. Sony ZV-E10 Mark II nie ma systemu stabilizacji matrycy, wizjera, migawki mechanicznej, uszczelnień korpusu czy osobnego procesora do wspomagania AF funkcjami AI. W trybie wideo nie znajdziemy też 4K 120p, a 4K 60p ma minimalnego cropa 1.1x. Lista cięć jest zatem długa, a to wszystko na papierze są naprawdę istotne elementy.
Z drugiej strony, projektanci dali nam w tym korpusie to, co najważniejsze. Pozbawili też aparat największych wad poprzednika, zachowując całkiem atrakcyjną cenę. Wspomniany Sony A6700 to wydatek ok. 7900 zł, a Sony FX30, z którym Sony ZV-E10 Mark II dzieli matrycę, kosztuje ponad 10 000 zł. Ja takie uproszczenia rozumiem i kupuję tę ideę. Do wielu zastosowań, wizjer nie będzie niezbędny. Migawka mechaniczna to coś dla fotografów, a ZV-E10 Mark II to sprzęt do filmowania. AF, nawet bez AI, radzi sobie dobrze. Najbardziej brakuje mi tu systemu stabilizacji, ale ulepszony system cyfrowej stabilzitacji Active w parze ze stabilizowanymi obiektami, naprawdę daje radę. Jakby w tej cenie udało się dołożyć stabilizację, to Sony ZV-E10 Mark II z miejsca stałby się hitem. Bez niej jest po prostu mocnym graczem.
Sony ZV-E10 Mark II wyrasta na najlepszy aparat do nagrywania wideo na początek
Gdybym był posiadaczem smartfona i chciał zrobić krok naprzód, Sony ZV-E10 Mark II byłbym moim pierwszy wyborem. Sam aparat, a w zasadzie to mała kamera, oferuje wiele w małym korpusie i rozsądnej cenie. Świetnie sprawdzi się do vlogowania, tworzenia poziomych treści na YouTube, pionowych na media społecznościowe, podróżowania na lekko, czy streamowania.
Sony ZV-E10 był aparatem udanym, ale jednak pełnym kompromisów i słabych punktów. Jego następca rozwiązuje całą masę problemów poprzednika. Pod względem jakości obrazu, możliwości twórczych, systemu AF to sprzęt z wysokiej półki, który nie będzie stawiać ograniczeń przy amatorskiej, a nawet ćwierćprofesjonalnej produkcji wideo. Jest przy tym świetnie zaprojektowany, jeszcze prostszy w obsłudze i dostosowany do wielu zastosowań. Sam aparat to jednak nie wszystko. Sony ma najbardziej rozbudowany system obiektywów i akcesoriów. Możemy zatem obudować Sony ZV-E10 Mark II w mały mikrofon bez kabla, czy wiele niedużych, dobrych optycznie obiektywów. Kupując Sony ZV-E10 Mark II mamy cały pakiet możliwości, którego nie znajdziemy niestety w tak rozbudowanej formie innych systemach.