REKLAMA

W Sony ZV-E10 fotografowanie schodzi na drugi plan. To jeden z najlepszych aparatów dla vlogera - recenzja

Sony ZV-E10 to najnowszy aparat Sony, w którym fotografowanie schodzi na drugi plan. Najważniejsze są funkcje filmowe nastawione głównie na vlogerów. Sprzęt właśnie miał swoją premierę, a oto jego pełna recenzja.

Sony ZV-E10 - recenzja
REKLAMA

Sony ZV-E10 właśnie miał swoją oficjalną premierę, a ja już miałem okazję korzystać z tego aparatu przez około tydzień. Pozwoliło mi to dobrze poznać jego słabe i mocne strony, dlatego zamiast newsa o premierze, zapraszam do recenzji aparatu.

REKLAMA

Sony ZV-E10, czyli o co tu właściwie chodzi?

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800250"
Sony ZV-E10 to niewielki korpus z odchylanym o 180 stopni ekranem.

Nowym aparatem jest Sony ZV-E10, którego nazwa może skonfundować nawet największych fanów marki. Mamy tu do czynienia z zaawansowanym, ale jednocześnie bardzo prostym w obsłudze aparatem z wymienną optyką wyposażonym w matrycę APS-C.

Tym samym Sony ZV-E10 jest dzieckiem najnowszego kompaktu dla vlogerów (Sony ZV-1) oraz znanych od dawna aparatów serii A6400, czy A6600.

Zanim przejdziemy do szczegółowego opisu, zapraszam na filmy.

Czym byłby test aparatu dla vlogerów bez prawdziwego vloga? Postanowiłem więc nagrać materiał przy użyciu Sony ZV-E10. W materiale używałem wbudowanego w aparat mikrofonu oraz zupełnie standardowych nastaw, a więc w kwestii wizualnej nie wykorzystałem nawet ułamka potencjału tego sprzętu. Podobny efekt uzyska każda osoba, która chwyci aparat i po prostu zacznie nim nagrywać bez zmiany jakichkolwiek parametrów. Dodam, że nagrywałem z ręki.

Pokusiłem się też o nagranie jednego standardowego odcinka na kanale Spider’s Web TV przy użyciu Sony ZV-E10. W efekcie powstała recenzja smartfona Vivo X60 Pro. Nagrałem ją korzystając z trybu HLG, który następnie w trakcie obróbki pokolorowałem według własnych upodobań. Efekt poniżej.

Sony ZV-E10 to aparat zbudowany z dobrze znanych klocków.

Zacznijmy od wnętrza, bo to ono definiuje możliwości sprzętu. Sercem aparatu jest matryca CMOS Exmor formatu APS-C o rozdzielczości 24,2 megapiksela, a więc mamy tu dobrze znany sensor, który od lat napędza wiele innych aparatów Sony. W ZV-E10 maksymalna dostępna czułość ISO to 32000, a maksymalna szybkość serii to 11 kl./s.

Znacznie ciekawiej wypada moduł autofocusu, bo tutaj Sony zastosowało najlepsze, co ma do zaoferowania. Mamy więc układ Fast Hybrid Autofocus z całym dobrodziejstwem, w tym ze śledzeniem na żywo nie tylko twarzy, ale również oka, a do tego nie tylko oczu ludzi, ale też zwierząt. Do tego mamy śledzenie wybranych obiektów w czasie rzeczywistym. Już teraz zaznaczam, że w praktyce autofocus to jedna z najmocniejszych stron aparatu. W czasie nagrywania filmów można zapomnieć o temacie ostrości, bo aparat w trybie automatycznym ma rewelacyjną skuteczność.

To wszystko jest zamknięte w bardzo prostej obudowie.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800238"
Sony ZV-E10 niestety korzysta ze starego menu Sony.

Sony ZV-E10 jest aparatem niezwykle kompaktowym, zwłaszcza w połączeniu z obiektywem 16-50 mm. Niewielki korpus waży zaledwie 393 g razem z akumulatorem, ale nie sprawia wrażenia wydmuszki. Korpus jest wykonany ze stopów magnezu i leży w dłoni solidnie. Grip jest malutki, więc w połączeniu z cięższym obiektywem trzymanie aparatu może być niewygodne.

O przeznaczeniu aparatu najlepiej świadczy fakt, że nie mamy tu nawet wizjera do fotografowania. Kadrować możemy tylko na ekranie, który - jak na aparat dla vlogera przystało - jest odchylany o 180 stopni. Panel LCD jest dotykowy, ma przekątną 3 cali i rozdzielczość 921 tys. punktów. Niestety w ostrym słońcu czasami jego jasność jest za mała.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800253"
Sony ZV-E10 - zestaw przycisków na górnej ściance

Na górnej ściance warto zwrócić uwagę na obecnojśc gorącej stopki, ale największym elementem jest mikrofon kierunkowy z trzema kapsułami. Jego działanie możecie ocenić na moim vlogu. Jako że mamy do czynienia z prostym sprzętem, znajdziemy na nim tylko dwa kółka nastaw (jedno górne i drugie pod kciukiem) i żadnych dodatkowych pokręteł. System obsługi jest jednak wyjątkowo intuicyjny, o czym za chwilę.

W tej niewielkiej obudowie znalazło się miejsce dla wyjścia HDMI, złącza USB-C pozwalającego na przesył danych i ładowanie aparatu, a także aż na dwa gniazda minijack. Dzięki temu możemy podłączyć przewodowo mikrofon oraz słuchawki do monitorowania audio. W tak małych korpusach jest to prawdziwą rzadkością.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800256"
Sony ZV-E10 - zestaw portów. Wejście mikrofonu, wyjście słuchawkowe, wyjście HDMI i USB-C do ładowania.

Sony ZV-E10 - tryby filmowe nikogo nie zaskoczą.

Jestem przekonany, że tryby filmowe aparatu Sony ZV-E10 będą główną kością niezgody wokół tego sprzętu. Z jednej nie mamy tu bowiem absolutnie żadnych nowości. Sony stosuje leciutko odświeżone tryby, które znamy już od 2016 r. Z drugiej strony, te tryby do teraz zapewniają rewelacyjną jakość obrazu, a do tego są zastosowane w sprzęcie ze znacznie niższej półki cenowej niż lata temu.

Przejdźmy zatem do konkretów. Na pokładzie mamy oczywiście nagrywanie w 4K, przy czym aparat zbiera obraz 6K z całej powierzchni matrycy, a następnie stosuje oversampling do 4K. Jest to najlepsza metoda pozyskiwania obrazu 4K, dająca bardzo ostry obraz. Do tego mamy pełne wsparcie profili obrazu, w tym S-Log2, S-Log3, HLG, czy cały przekrój profili Cine. Aparat nie ma też limitu czasu nagrywania.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800295"
Sony ZV-E10 w poważniejszym rynsztunku w trakcie nagrań Spider's Web TV. Obiektyw to Sigma 16 mm f/1.4.

Co jest więc nie tak? Sony zastosowało znany od lat kodek XAVC S z zapisem w 8 bitach z samplingiem 4:2:0. Do tego mamy rozdzielczość 4K zaledwie w 24, 25 lub 30 kl./s., a slow-motion jest dostępne tylko w trybie Full HD z szybkością do 100 lub 120 kl./s. Maksymalny bitrate plików to 100 Mb/s.

Moim zdaniem nie ma powodów do narzekań. Prosty aparat dla vlogerów osiąga jakość nagrań, która do niedawna była zarezerwowana dla znacznie droższych urządzeń. Jasne, Sony mogłoby zdecydować się na zapis w 10 bitach, czy na 4K z 60 kl./s, ale wtedy aparat nie kosztowałby 3,5 tys. zł, a raczej 5-6 tys zł. Sony dość zgrabnie znalazło balans między ceną a możliwościami.

Dla vlogerów liczą się najbardziej dwie kwestie: stabilizacja i dźwięk. Jak te elementy wypadają w Sony ZV-E10?

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800259"
Sony ZV-E10 ma na górnej ściance duży kierunkowy mikrofon oraz gorącą stopkę.

Sony Zv-E10 nie ma stabilizowanej matrycy, ale ma dwa tryby stabilizacji. Pierwszy jest bardzo delikatny i sprawdzi się tylko przy statycznych kadrach. Jeśli chcemy nagrywać w czasie chodzenia z aparatem, musimy włączyć tryb aktywnej stabilizacji. Obraz uzyskany w tym trybie jest nieco docięty, ale ma większą stabilność.

Mamy jednak pewnego asa w rękawie. Sony ZV-E10 jest kolejnym aparatem w ofercie, który zapisuje dane z żyroskopu, dzięki którym możemy stabilizować obraz w programie Catalyst Browse. Skuteczność takiej stabilizacji jest rewelacyjna, a nagrania wyglądają dosłownie jakbyśmy korzystali z gimbala. Niestety do takiej stabilizacji trzeba wykorzystać komputer.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800301"
W zestawie znajduje się tzw. deadcat, czyli puszek na mikrofon ograniczający szum wiatru. Mocuje się go w gorącej stopce.

Jeśli chodzi o dźwięk, wbudowany mikrofon daje dobre (ale tylko dobre) rezultaty, i to pod warunkiem, że na etapie postprodukcji nieco poprawimy charakterystykę audio. Zdecydowanie lepiej korzystać z zewnętrznych mikrofonów. Te możemy podłączyć przez port w gorącej stopce Sony bądź standardowo, poprzez gniazo minijack. Warto podkreślić, że gniazdo zostało dobrze zaprojektowane, ponieważ po podłączeniu mikrofonu mamy dostępny pełen zakres obrotów ekranu. Nawet znacznie większe aparaty pełnoklatkowe miewają z tym problem.

Sony ZV-E10 ma cztery elementy, które bardzo upraszczają obsługę aparatu.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800268"
Sony ZV-E10 z obiektywem 16-50 mm.

Pierwszym z nich jest przełącznik trybów. Jak widzicie, na obudowie nie ma klasycznego kółka trybów (P, A, S, M, automatyka, itd), a zamiast niego mamy jeden guziczek. Jego rolą jest zmiana trzech głównych trybów, a więc przechodzenie pomiędzy zdjęciami, filmem, a trybem slow-motion. Oczywiście mamy dostęp do wszystkich innych zaawansowanych trybów, ale tylko z poziomu menu bądź szybkich ustawień.

Drugim ułatwieniem jest przycisk głębi ostrości. Jeśli klikniemy go raz, tło za nami będzie rozmyte, a po ponownym kliknięciu drugi plan będzie ostry. W ten sposób Sony zastosowało kontrolę nad przysłoną. Użytkownik nie musi wiedzieć nic o zależnościach wynikających ze stopnia otwarcia przysłony. Wystarczy kliknąć przycisk, a aparat zajmie się resztą.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800271"
Zestaw przycisków jest dobrze znany z innych aparatów Sony. Nowością jest przycisk prezentacji produktu w prawym dolnym rogu.

Trzecie ułatwienie to tryb prezentacji produktu dostępny pod osobnym przyciskiem. Kojarzycie filmy vlogerek kosmetycznych, które pokazują do kamery używane kosmetyki, po czym kamera gubi ostrość, a vlogerka ratuje się podkładaniem drugiej dłoni za produktem, żeby aparat przestał się gubić? W ZV-E10 takich problemów nie ma, bo tryb prezentacji produktu tymczasowo wyłącza śledzenie twarzy i oka. Jeśli w tym trybie wysuniemy coś w kierunku obiektywu, aparat natychmiast złapie na to ostrość.

Czwarty ukłon w stronę mniej zaawansowanego użytkownika to dźwigienka zoomu wokół przycisku migawki. Taki element w aparacie z wymienną optyką wygląda dziwnie, ale ma dwie funkcje. W obiektywach typu Power Zoom (czyli np. w dołączanym do zestawu 16-50 mm) pozwala rzeczywiście sterować ogniskową. Z kolei we wszystkich innych obiektywach dźwigienka zoomu aktywuje zoom cyfrowy. W czasie nagrywania w 4K możemy bezstratnie powiększyć obraz do krotności x1,5, a w trybie Full HD bezpieczna krotność to x2. Powiększenie cyfrowe można zupełnie wyłączyć w menu aparatu, jeśli boimy się, że przypadkowo dotkniemy dźwigienki.

Obiektywną wadą Sony ZV-E10 jest akumulator.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800274"
Sony ZV-E10 niestety korzysta ze starego akumulatora.

Czemu, ach czemu zastosowano tu stare ogniwo Sony NP-FW50? Już na pierwszy rzut oka stary akumulator zwiastuje problemy i niestety praktyka pokazuje, że fizyki nie da się oszukać. Pojedyncze ogniwo wystarczy na 80 minut nagrywania ciągiem lub na zrobienie do 440 zdjęć. Jeśli jednak nagrywamy co jakiś czas, w międzyczasie robiąc zdjęcia i przeglądając zrobione materiały, poziom akumulatora topnieje w oczach. Nabywcy aparatu koniecznie będą musieli kupić 2-3 akumulatory na zapas.

Małym pocieszeniem jest fakt, że aparat naładujemy poprzez port USB-C, np. z powerbanka. Można to robić nawet kiedy aparat działa, w tym kiedy nagrywa.

A jak wypada temat przegrzewania się w Sony ZV-E10?

Malutki korpus z nagrywaniem 4K zawsze powoduje problemy z nagrzewaniem. W historii Sony te problemy przed laty były szczególnie widoczne. Jak wypada na tym tle Sony ZV-E10?

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800280"
Taki obrazek w domyślnym trybie zobaczymy po 28 minutach ciągłego nagrywania w 4K.

W domyślnym trybie działania aparat wyłączył się z powodu przegrzania po 28 minutach ciągłego nagrywania w trybie 4K/30p w 100 Mb/s w temperaturze pokojowej. W menu znajdziemy jednak funkcję dobrze znaną z innych aparatów Sony, a mianowicie przełącznik pozwalający pracować dłużej przy wyższych temperaturach.

Po włączeniu tego trybu znikają jakiekolwiek problemy z przegrzewaniem. W temperaturze pokojowej Sony ZV-E10 nie przegrzał się w maksymalnym czasie nagrywania, kiedy poziom naładowania spadł ze 100 do 0 procent. Uzyskałem w ten sposób 1 godz i 23 minuty ciągłego nagrywania w 4K, 30p, 100 Mb/s. Powyżej 40 minut aparat co prawda pokazał symbol termometru oznaczający wysoką temperaturę pracy, ale nie wyłączył się.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800283"
W trybie pracy przy wyższych temperaturach aparat nigdy się nie przegrzewa. Akumulator wystarczył na 1h 23 min. Czerwona ramka wokół ekranu informuje, że trwa nagrywanie.

Podsumowując, przegrzewanie nie jest problemem w tym aparacie, zwłaszcza w typowym scenariuszu nagrywania vloga. Dużo więcej krwi napsuje akumulator.

Podsumowując, czy warto kupić Sony ZV-E10?

Z jednej strony Sony ZV-E10 nie jest w żadnej mierze sprzętem przełomowym. Nie wnosi nowych rozwiązań obrazowania czy niespotykanych nigdzie indziej trybów foto i wideo. Z drugiej strony, zapewnia znany od lat, ale bardzo solidny tryb wideo o dużych możliwościach, wzbogacony o najnowszy moduł autofocusu, który w praktyce robi dużą różnicę. Z dwóch głównych bolączek aparatów Sony — czyli akumulatora i przegrzewania — naprawiono tylko tę drugą.

Sukces lub porażka tego aparatu będą zależeć wyłącznie od ceny. Ta jest jednak ustalona na bardzo rozsądnym poziomie, bowiem Sony ZV-E10 zadebiutuje w cenie ok. 3500 zł za korpus i niespełna 4 tys. zł za zestaw z obiektywem 16-50 mm.

Sony ZV-E10 - recenzja class="wp-image-1800292"
W praktyce sprzęt po lewej może być głównym konkurentem Sony ZV-E10.
REKLAMA

W identycznej cenie kupimy Sony A6400. Który aparat będzie lepszy? Jeżeli dużo nagrywasz, zdecydowanie lepszym wyborem będzie nowy ZV-E10, z uwagi na odchylany ekran, gniazdo słuchawkowe, lepszy mikrofon i lepsze tryby stabilizacji obrazu. Z kolei do zdjęć lepiej sprawdzi się A6400, z uwagi na wizjer.

Sony ZV-E10 jest jednak aparatem dla vlogerów i z tej funkcji wywiązuje się świetnie, a właściwie najlepiej na rynku, oczywiście w swojej kategorii cenowej. Pamiętajmy jednak, że w praktyce głównym konkurentem ZV-E10 mogą być… smartfony. Aparat za 4 tys. zł daje jakość obrazu nieporównywalną z żadnym smartfonem, nawet takim, który kosztuje 6 tys. zł, a do tego wystarczy na długie lata. Jeżeli nauczysz się żyć ze słabym akumulatorem, Sony ZV-E10 będzie bardzo dobrym wyborem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA