REKLAMA

Fotowoltaiką zagrodzili wejście do parku. Miasto rozkłada ręce

Coś za coś - albo tani prąd dla właściciela instalacji, albo łatwiejszy dostęp do miejskiej zieleni. Podobnych dylematów będzie przybywać.

fotowoltaika
REKLAMA

Rzeczą, która mnie delikatnie uwiera, są wejścia do parków. A raczej ich zbyt mała liczba. Mój ulubiony ma wejście i wyjście – od strony północnej i południowej. Marzy mi się, by do parku można było dostać się niemal z każdego miejsca, a jeśli to za dużo, to przydałaby się chociaż dodatkowa brama z boku. Tak, żeby dało się wejść choćby na chwilę, przejeść kawałek wśród drzew i krzewów, przy okazji nie nadkładając zbyt wiele drogi.

REKLAMA

Niestety – w wielu przypadkach jeżeli park nie jest na trasie, to nie można o niego zahaczyć właśnie dlatego, że ogranicza liczba wejść. Trzeba tak rozplanować wyprawę, żeby spacer prowadził przez parkowe aleje. Szkoda, bo zamiast iść kawałek ulicą wzdłuż płotu, można byłoby ten fragment pokonać wśród zieleni, a nie obok hałasujących aut.

Niewielki park w Mielcu był pod tym względem idealny. Funkcję płotu pełniły nieduże krzewy. Rosły od siebie w nieznacznej odległości, więc pomiędzy nimi tworzyły się niewidzialne wrota do parkowej przestrzeni.

fot. Google Street View

Tworzyły, bo teraz na drodze stoją panele fotowoltaiczne

Przerwy pomiędzy krzewami już nie ma. Jest biały płotek, a nad nim ogromne panele fotowoltaiczne. Instalacja może i tworzy zielony prąd ze słońca, ale nie dość, że zablokowała wejście do parku, to jeszcze zasłoniła pomnik.    

Jak pisze portal hej.mielec.pl sprawą zainteresował się radny powiatowy Mikołaj Skrzypiec. Dopytywał o legalność instalacji na terenie działki przynależącej do parku miejskiego.

Odpowiedź może zasmucić mieszkańców

Starosta wyjaśnił, że działka jest przedmiotem użytkowania wieczystego, którym dysponuje spółka będąca właścicielem pobliskiego hotelu.

Sposób korzystania z gruntu nie został określony umownie (bo takiej umowy nie ma i nie ona jest źródłem tego prawa). Sposób korzystania z tego gruntu przez użytkownika wieczystego określają więc w rzeczywistości przepisy bezwzględnie obowiązujących ustaw oraz zasady współżycia społecznego

- zaznaczono w piśmie.

Obecne prawo – jak tłumaczy starosta – nie wymaga zaś decyzji o pozwoleniu na budowę oraz zgłoszenia „wykonywania robót budowlanych polegających na instalowaniu pomp ciepła, wolno stojących kolektorów słonecznych, urządzeń fotowoltaicznych o mocy zainstalowanej elektrycznej nie większej niż 150 kW”.

Dlatego też Wydział Architektury i Budownictwa Starostwa Powiatowego w Mielcu nie prowadzi postępowania administracyjnego w przedmiotowej sprawie.

Niestety tego mogliśmy się spodziewać

Ten problem dotykał wcześniej przede wszystkim łąk i pól. Panele zaczęły pokrywać ziemie na wsiach. Dziś sporo wcześniejszych nieużytków to ogromne farmy fotowoltaiczne czy wiatrowe. Krajobraz zmienia się diametralnie. Budzi to wątpliwości okolicznych mieszkańców, ale właściciele gruntów odpowiadają krótko: my też chcemy zarabiać. A łąka, na której nic nie rośnie, na którą można co najwyżej patrzeć i się zachwycać, jest bezwartościowa. Co komu z tego, że biegają po niej sarny czy zające. Dziki charakter służy przyrodzie, a nie właścicielowi.

Spory coraz częściej będą przenosić się do miast. Panele już porastają ściany i elewacje bloków czy uczelnianych budynków. Właściciele mieszkań chcą mieć instalacje na balkonach, nawet jeżeli spółdzielnie nie zgadzają się na taki ruch. Wspólna przestrzeń jest odbierana albo przekształcana, bo przecież ważniejszy jest tani prąd, który można wyprodukować ze słońca. I to argument, z którym trudno dyskutować.

REKLAMA

A jednak patrząc na park w Mielcu można też dojść do wniosku, że zmierza to w niepokojącą stronę. Jeżeli każda przestrzeń ma być efektywna i przynosić zyski, to oczywistym jest, że takie podejście wyprze miejsca, gdzie ta korzyść jest nieoczywista bądź niedająca się zmierzyć. Bo przecież nie każdemu podoba się blok czy budynek – dla niego ściana nie ma żadnej wartości, więc lepiej, żeby pracowały np. panele fotowoltaiczne. Wejście do parku może być jedno – niech wydeptaną przez mieszkańców ścieżkę zastąpi kilka paneli.

W tym przypadku park teoretycznie dalej istnieje. Tyle że trzeba pokonać dłuższą trasę, żeby się do niego dostać. W momencie, kiedy miejska zieleń i przyroda są na wagę złota, takie ograniczenia to duży problem.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA