Wzięli nożyczki i skrócili paragony. Oto największy koszmar Biedronki
Marnują cenne surowce, w większości przypadków są niepotrzebne, a poza tym zwyczajnie irytują. Z paragonami można rozprawić się w prosty sposób.
Zakupy opłacone, więc wyrywam paragon z kasy fiskalnej, żeby móc otworzyć bramkę i wyjść ze sklepu. Od stanowiska do elektrycznej furtki dzielą mnie pewnie jakieś trzy metry. Te kilka sekund to cały żywot papierowego świstka, który nie tylko podsumowuje moje zakupy, ale też jest kluczem do wyjścia. Pierwsza funkcja jest wątpliwa, bo korzystając z aplikacji i tak ma się dostęp do e-paragonu. Druga często też, bo da się wyjść razem z innymi.
Przy bramkach wyjściowych sklep postawił kosz. Jest całkiem spory, a i tak szybko napełnia się kolejnymi paragonami. Cały proces już wszedł mi w nawyk i odbywa się niemalże automatycznie – biorę paragon, skanuję, wyrzucam, ewentualnie pomijam punkt drugi – więc zwykle mój mózg nie zajmuje się analizą tej czynności. Warto jednak poświęcić jej chwilę. Wtedy dostrzeżemy, jak bardzo jest bezsensowna.
Lepiej by było, gdyby kosz ustawiony był trochę dalej – np. przy wyjściu. Wydłużyłoby się przynajmniej marne życie paragonu o te kilkanaście sekund, przy okazji nadając znaczenie procesowi. A tak bierzemy świstek, chwilę mamy go w dłoniach i wyrzucamy. Co za marnotrawstwo!
Oczywiście mój pomysł w rzeczywistości miałby fatalne konsekwencje. Gdyby kosza nie było pod ręką, świstek lądowałby w kieszeni lub w torbie z zakupami. Dopiero w domu klient zorientowałby się, że ma przy sobie niepotrzebny paragon i wyrzuciłby go do kosza. Najpewniej do złego – ale o tym problemie będzie za chwilę.
Problem marnotrawca uwidocznił się przy okazji wydłużenia paragonów przez Biedronkę
Sieć wykorzystała i tę przestrzeń, aby pochwalić się, że jest tańsza niż konkurencja. Doszło do prawdziwego absurdu – kupując raptem trzy produkty dostawaliśmy materiał wystarczający do wytapetowania trzech miniapartamentowców od dewelopera (blisko centrum, w prestiżowej lokalizacji, 3200 zł miesięcznie plus opłaty).
Nie chodzi o to, żeby papierowych paragonów od razu się pozbywać – chociaż dziwi mnie to, że jeszcze nie ma opcji, żeby z wydruku zrezygnować, gdy ma się alternatywę w postaci aplikacji. Cyfrowa wersja i tak ląduje w telefonie, a kod kreskowy również powinien pozwolić mi otworzyć bramkę. Pod tym względem istnienie fizycznego wydruku jest sztuką dla sztuki.
A przede wszystkim ogromną środowiskową stratą
Według Michała Kwiecińskiego z eparagony.pl co roku w samej tylko Polsce przeznacza się ponad 30 mln litrów wody oraz wycina są lasy o powierzchni 115 boisk piłkarskich, aby wytworzyć paragony.
Liczby smucą. A przecież istotny byłby sam symbol - rezygnowania z czegoś, co w zasadzie jest już dziś niepotrzebne. Sklepy mogłyby powiedzieć: zobaczcie, nawet drobne działanie ma sens. Tu wcześniej stał kosz pełen paragonów, a teraz jest wypełniony w 1/10, bo przecież e-paragony i tak dostępne są w aplikacji.
Skoro jednak z jakiegoś powodu papierowe paragony muszą być, to przynajmniej nie powinny być tak długie. W Holandii – jak relacjonuje Michałowi Marszałowi jedna z czytelniczek - wydrukować można skróconą wersję zawierającą jedynie krótkie podsumowanie i kod kreskowy pozwalający skorzystać z bramek. Co więcej – pomyślano o tym już bardzo dawno temu.
„Konieczność” wydłużonej wersji nie tłumaczą nawet względy bezpieczeństwa. Można byłoby stwierdzić, że dzięki temu ochrona będzie mogła sprawdzić zakupy w przypadku wątpliwości – a kradzieże przy stanowiskach samoobsługowych to duży problem. Skoro paragon i tak ląduje w koszu zaraz po przekroczeniu bramek, to raczej nikt tej formy potwierdzenia własnej uczciwości nie traktuje poważnie.
Z paragonami jest jeszcze jeden problem
Choć może nam wydawać się, że to zwykły papier, to sprawa jest bardziej skomplikowana. Jak czytamy na stronie panparagon.pl sklepowe wydruki z kasy wykonuje się z papieru termicznego zawierającego substancje chemiczne. Co oznacza, że nie można ich traktować jako makulatury. Powinny lądować w odpadach zmieszanych.
„Papieru termicznego i faksowego nie można wyrzuca do papieru” – potwierdza strona wyjaśniająca zasady segregacji odpadów w Warszawie.
Mało kto zdaje sobie zresztą z tego sprawę – z badania firmy interzero z 2023 r. wynika, że raptem 29 proc. ankietowanych wrzuca paragon prawidłowo do czarnego pojemnika na odpady zmieszane.
Sprawa nieco komplikuje się, gdy mamy do czynienia z niebieskim paragonem. On nadaje się do ponownego przetworzenia, więc może trafić do papieru.
Idealny scenariusz zakłada całkowite odejście od paragonów w przypadku, gdy chce się mieć wyłącznie jego cyfrowy odpowiednik. I chociaż głoszę myśl Oscara Wilde’a, że nie warto nawet spoglądać na mapę świata, która nie zawiera Utopii, to zgodzę się pójść na kompromis uznając, że czasami pewne rzeczy są niemożliwe. Skoro musimy mieć papier, to pozwólcie, żeby był krótki.