Astronauta prawie się utopił w kosmosie. Oto mrożąca krew historia spaceru kosmicznego
Kosmos pełen jest niebezpieczeństw, ale zapewne żaden z astronautów nie myśli o tym, że w czasie spaceru kosmicznego może utonąć. A jednak na orbicie Ziemi było blisko do takiej tragedii.
Spacer kosmiczny to jedno z najbardziej niezwykłych i niebezpiecznych doświadczeń, jakie może przeżyć człowiek. Wymaga nie tylko ogromnej odwagi, ale też precyzyjnego przygotowania i sprawnej współpracy z załogą i kontrolą misji. Jednak nawet najlepszy plan może zawieść, gdy coś pójdzie nie tak. Tak się właśnie stało 16 lipca 2013 r., kiedy włoski astronauta Luca Parmitano znalazł się w sytuacji, która mogła zakończyć się tragicznie.
Niebezpieczny spacer Parmitano
Tego dnia Parmitano i jego amerykański kolega Christopher Cassidy wyszli na zewnątrz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), aby wykonać szereg zadań związanych z utrzymaniem i modernizacją stacji. Był to drugi spacer kosmiczny dla Parmitano, który był pierwszym Włochem w historii, który opuścił stację w skafandrze. Spacer planowano na około 6,5 godziny i miała być to rutynowa operacja w przestrzeni kosmicznej.
Więcej niezwykłych historii o podboju kosmosu przeczytasz na Spider`s Web:
Spacer został przerwany zaledwie po 1,5 godziny, gdy Parmitano zgłosił, że w jego hełmie zbiera się woda. Początkowo Parmitano myślał, że to pot, który gromadzi się na tyle jego łysiej głowy. Jednak woda szybko zaczęła się rozlewać po całym hełmie, zalewając mu oczy, nos i usta. Parmitano nie mógł widzieć, słyszeć, ani mówić. Woda mogła go udusić lub nawet utopić, gdyby dostała się do jego płuc. Była to jedna z najbardziej dramatycznych sytuacji, jakie miały miejsce podczas spacerów kosmicznych od czasów programu Gemini w latach 60. XX wieku.
Hełm zamieniony w akwarium
Parmitano opisał później, że czuł się w tym momencie jak "złota rybka w akwarium". NASA zdecydowała błyskawicznie o zakończeniu spaceru kosmicznego. Kiedy wracał do środka, poziom wody w jego skafandrze cały czas wzrastał. Woda wypełniała jego uszy, oczy i nos, utrudniając komunikację z Cassidy i Centrum Kontroli Misji.
Zacząłem wracać do śluzy, a woda wciąż ciekła. Całkowicie zakryło mi oczy i nos. Naprawdę trudno było zobaczyć. Nic nie słyszałem. W zasadzie szukałem śluzy po omacku
- wspominał później Parmitano.
Na szczęście Parmitano nie panikował. Nie tracąc spokoju trafił wreszcie do śluzy powietrznej, gdzie czekał na niego Cassidy, który pomógł mu wrócić do wnętrza stacji. Tam Parmitano został uwolniony z hełmu, który był już pełen wody. Okazało się, że wyciekło do niego około 1,5 l wody. W warunkach nieważkości woda latała w postaci dużych kulek, które wpadały do nosa, oczu i uszu astronauty.
Skąd się wzięła woda?
Po incydencie NASA przeprowadziła śledztwo, aby ustalić przyczynę wycieku wody. Okazało się, że winny był układ chłodzenia skafandra, który pompował wodę przez specjalną bieliznę termiczną, noszoną pod skafandrem. Woda miała zapewniać komfort termiczny astronautom podczas spacerów kosmicznych, ale z niewiadomych powodów zaczęła się przedostawać do hełmu. Nie była to woda pitna, którą astronauci mieli w specjalnym worku do picia, lecz woda z dodatkiem środków dezynfekujących i barwników, która miała nieprzyjemny smak i zapach.
NASA stwierdziła, że wyciek był spowodowany przez zanieczyszczenie układu chłodzenia, które doprowadziło do zablokowania zaworu i nadmiernego ciśnienia wody. W rezultacie woda zaczęła się wydostawać przez wentylację hełmu i gromadzić się w jego wnętrzu. NASA przyznała, że był to poważny błąd i obiecała, że zrobi wszystko, aby zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości.
Spokojna postawa EV2 Parmitano w obliczu napełnienia hełmu wodą prawdopodobnie uratowała mu życie
- napisali w swoim raporcie członkowie Komisji Dochodzeniowej ds. Nieszczęśliwych Wypadków.
Parmitano po kilku tygodniach od incydentu ponownie wyszedł na spacer kosmiczny, tym razem z innym partnerem i innym skafandrem. Wykonał wszystkie zaplanowane zadania bez żadnych problemów i wrócił do stacji z uśmiechem na twarzy.