REKLAMA

Pięć historii jak z horroru, które naprawdę przydarzyły się astronautom w kosmosie

Oto pięć niezwykłych historii, które przydarzyły się naprawdę astronautom podczas misji w kosmosie. Każda z nich może przyprawić cię o dreszcz niepokoju.

Pięć historii jak z horroru, które naprawdę przydarzyły się astronautom w kosmosie
REKLAMA

Nie ma w tym nic dziwnego. Wszystkie mogłyby być odstawą do scenariusza dla dobrego horroru.

REKLAMA

Wąż, który śledził statek kosmiczny

To jedna z najbardziej niepokojących historii, które przydarzyły się naprawdę astronautom. Story Musgrave jest jednym z najbardziej doświadczonych i wykształconych astronautów w historii. Uczestniczył w sześciu misjach kosmicznych i jest jedynym astronautą, który latał na pokładzie wszystkich pięciu wahadłowców kosmicznych. Ma sześć dyplomów akademickich, w tym doktorat z medycyny. Jest także konsultantem dla grupy Imagineering Disneya i Applied Minds w Kalifornii.

Podczas swojego wywiadu dla programu telewizyjnego Sightings w 1995 roku, Musgrave zdenerwował urzędników NASA i zaskoczył swoich kolegów, gdy oświadczył, że podczas dwóch swoich misji widział "węże" unoszące się w kosmosie. Był to fakt, którego nie zgłosił oficjalnie do NASA po powrocie na Ziemię.

Podczas dwóch moich misji, i nadal nie mam na to odpowiedzi, widziałem tam węża, sześć siedem osiem stóp długości (180 - 210 cm). Podążał za statkiem kosmicznym przez dość długi czas

- powiedział wówczas astronauta.

Jakby tego było mało Story Musgrave dodał: "Im więcej latasz w kosmosie, tym więcej widzisz tam niewiarygodnych rzeczy i to tak naprawdę daje ci pewność, że są tam żywe istoty. Niektóre są niesamowicie prymitywne, inne to po prostu jednokomórkowe organizmy, ale są też inne cywilizacje, które istnieją od miliona lat i robią niewyobrażalne rzeczy".

Story Musgrave

Czy Story Musgrave naprawdę widział węża w kosmosie? Czy to był jakiś sygnał od obcych cywilizacji? Czy to był jakiś fenomen optyczny spowodowany przez statek kosmiczny lub otoczenie? A może to był jakiś błąd techniczny lub urojenie?

Jak się okazuje odpowiedź może być dość prozaiczna. Węże, które widział Musgrave, mogły być prawdopodobnie "gumową uszczelką z głównych silników". Tak przynajmniej przyznał astronauta podczas wywiadu dla magazynu Omni, kilka lat później.

Muzyka po ciemnej stronie Księżyca

Ta historia jest naprawdę niepokojąca. Podczas przelotu nad ciemną stroną Księżyca Astronauci z misji Apollo 10 słyszeli dziwne dźwięki. Dźwięki te były tak niezwykłe, że astronauci porównali je do "muzyki z kosmosu". Co więcej, przez ponad godzinę nie mogli się skontaktować z Ziemią i podzielić się tym, co słyszeli. Co było źródłem tej tajemniczej muzyki?

Apollo 10 była czwartą załogową misją w programie Apollo i wystartowała 18 maja 1969 roku. Była to generalna próba przed lądowaniem na Księżycu, które miało nastąpić kilka miesięcy później. Astronauci Thomas Stafford, John Young i Eugene Cernan mieli zbliżyć się do powierzchni Księżyca na wysokość około 15 kilometrów i wykonać wszystkie manewry niezbędne do lądowania.

Jednak podczas jednego z okrążeń wokół Księżyca, gdy statek znalazł się po jego niewidocznej stronie, astronauci stracili łączność radiową z Ziemią. W tym momencie usłyszeli dziwne gwizdanie i szumienie w słuchawkach. "Słyszysz to? Ten gwizd? To brzmi jak jakaś muzyka z kosmosu" - pytał astronauta Eugene Cernan (pilot modułu księżycowego) swojego kolegę Johna Younga (pilota modułu dowodzenia). "Chłopie, to naprawdę dziwna muzyka" - odpowiedział Young.

Astronauci byli tak zaskoczeni tym, co słyszeli, że zastanawiali się, czy w ogóle powinni o tym wspomnieć w raporcie. Obawiali się, że NASA uzna ich za niesprawnych psychicznie lub za żartownisiów. "To jak coś z kosmosu, naprawdę. Kto nam uwierzy?" - pytał Cernan. "Nikt. Powinniśmy im o tym powiedzieć?" - dopytywał Young.

Nagrania audio z tego wydarzenia zostały utajnione przez NASA do 2008 roku, kiedy to zostały upublicznione w ramach akt Apollo 10. Dopiero niedawno nagrania te zostały ponownie odkryte i zaprezentowane w programie Discovery "NASA’s Unexplained Files". Można je posłuchać w całości online.

Skąd więc pochodziła ta dziwna muzyka? Naukowcy mają kilka hipotez na ten temat. Jedna z nich mówi, że dźwięki te były spowodowane zakłóceniami radiowymi wywołanymi przez naładowane cząstki w przestrzeni kosmicznej. Coś podobnego zaobserwowano niedawno przez sondę Cassini podczas obiegu Saturna.

Jednak ta hipoteza ma jeden problem: w przeciwieństwie do Saturna, Księżyc nie ma atmosfery ani pola magnetycznego, więc naładowane cząstki nie mogły tworzyć transmisji, które można by odebrać na radiu.

Inna hipoteza mówi, że dźwięki te były spowodowane przez interferencję między dwoma nadajnikami VHF na statku Apollo 10. Taka interferencja mogła tworzyć efekt modulacji częstotliwości i generować dźwięki o różnych tonach.

Jednak ta hipoteza też nie jest pewna, ponieważ nie wiadomo, dlaczego interferencja występowała tylko po ciemnej stronie Księżyca i dlaczego astronauci nie słyszeli jej wcześniej ani później.

Ostatecznie źródło tej tajemniczej muzyki pozostaje niewyjaśnione. Może to być efekt przypadkowy albo coś zupełnie innego. Może to być nawet dowód na istnienie życia pozaziemskiego? Na razie nie ma na to żadnych dowodów, ale kto wie, co jeszcze kryje się po ciemnej stronie Księżyca?

Pukanie w kosmosie

Wszyscy wiemy, że w kosmosie nie słychać żadnych dźwięków. Skoro w przestrzeni panuje próżnia, to fale dźwiękowe nie mają się w czym rozchodzić. A teraz wyobraźcie sobie, że jesteście sami w małym statku kosmicznym, daleko od Ziemi i nagle słyszycie dziwne pukanie z zewnątrz. To właśnie przytrafiło się Yang Liwei, pierwszemu chińskiemu astronaucie, podczas jego historycznej misji w 2003 roku.

Yang Liwei został pierwszym Chińczykiem w kosmosie 16 października 2003 roku. Poleciał na pokładzie statku Shenzhou 5 i spędził w kosmosie 21 godzin i 23 minuty. Podczas swojego lotu okrążył Ziemię 14 razy i wykonał wiele eksperymentów naukowych. Jego misja była wielkim sukcesem i uczyniła go bohaterem narodowym.

Jednak nie wszystko było tak idealne, jak się wydawało. Yang Liwei przyznał się w wywiadzie telewizyjnym, że podczas swojej misji słyszał coś, co bardzo go zdziwiło i zaniepokoiło. Było to dziwne pukanie z zewnątrz statku kosmicznego, które brzmiało jak "uderzanie żelaznego wiadra drewnianym młotkiem". "Nie pochodziło ani z zewnątrz, ani z wnętrza statku kosmicznego".

Yang Liwei był tak zaskoczony tym dźwiękiem, że spróbował zajrzeć przez okienko statku, aby znaleźć jego źródło. Jednak nie widział niczego niezwykłego ani podejrzanego. Nie mógł też skontaktować się z Ziemią ani innymi astronautami, ponieważ był poza zasięgiem radiowym. Nie wiedział więc, co robić i czy powinien się bać.

Czy Yang Liwei naprawdę słyszał pukanie z kosmosu? Czy to był jakiś sygnał od obcych cywilizacji? Czy to był jakiś fenomen akustyczny spowodowany przez statek kosmiczny lub otoczenie? A może to był jakiś błąd techniczny lub urojenie?

Okazuje się, że odpowiedź może być znacznie prostsza i mniej sensacyjna. Pukanie, które słyszał Yang Liwei, było spowodowane przez normalne działanie statku kosmicznego i jego systemów. Jak wyjaśnił później inny chiński astronauta Jing Haipeng, który słyszał podobny dźwięk podczas swojej misji w 2008 roku, pukanie było wynikiem rozszerzania się i kurczenia się statku kosmicznego pod wpływem zmian temperatury i ciśnienia.

Jing Haipeng powiedział, że dźwięk był najgłośniejszy podczas przejścia między światłem a ciemnością. Dodał też, że nie należy się nim przejmować ani bać, ponieważ jest to normalne zjawisko i nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa misji.

Yang Liwei nie był więc jedynym chińskim astronautą, który słyszał pukanie w kosmosie. Według chińskich mediów dźwięk ten był słyszany również przez astronautów z misji w 2005 roku.

Zdjęcia UFO, które nie wyszły

Wielu astronautów, twierdzi, że widzieli dziwne światła lub kształty na niebie, które nie pasują do żadnego znanego zjawiska lub pojazdu. Jednym z takich przypadków jest relacja astronauty Jamesa McDivitta z misji Gemini 4, która miała miejsce w czerwcu 1965 roku. Była to druga załogowa misja kosmiczna w ramach programu Gemini i dziesiąta załogowa misja kosmiczna Stanów Zjednoczonych (wliczając dwa loty X-15 na wysokości przekraczającej 100 kilometrów).

Dwaj astronauci okrążyli Ziemię 66 razy w ciągu czterech dni. Najważniejszym osiągnięciem misji było pierwsze amerykańskie wyjście w otwartą przestrzeń kosmiczną, podczas którego Ed White unosił się poza statkiem kosmicznym, przywiązany do niego liną, przez około 23 minuty.

Ed White w czasie spaceru w kosmosie

Drugiego dnia misji w kosmosie James McDivitt zauważył coś poza statkiem kosmicznym. Coś, czego nie mógł zidentyfikować. Jego partner, Ed White, w tym czasie spał. Astronauta chwycił aparat i zrobił dwa zdjęcia obiektowi, który miał wyglądać jak puszka piwa z wystającym gładkim skrzydełkiem. Niestety zdjęcia, które zrobił, były robione w pośpiechu i podobno wyszły nieostre i słabo naświetlone. 

Po chwili słońce zaczęło świecić przez okno i nie mogłem już patrzeć na zewnątrz, a to coś po prostu zniknęło

- powiedział później McDivitt,

Czy to było UFO? Czy może jakaś część rakiety nośnej lub innego satelity? A może jakaś iluzja optyczna lub błąd techniczny? Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Zdjęcia McDivitta nie są dostępne dla opinii publicznej. Niektórzy badacze i entuzjaści UFO sugerują, że to dlatego, że widać na nim sondę obcych. Inni twierdzą, że obiekt był prawdopodobnie fragmentem rakiety Titan II GLV, która wyniosła statek Gemini 4 na orbitę.

McDivitt sam nie był pewien co do natury obiektu. W jednym z wywiadów powiedział: "Nie wiem, co to było. Nie było to częścią naszego statku ani żadnego innego statku. Nie wiem, czy była to rzeczywistość, czy sen".

Astronauta, który topił się w kosmosie

Spacer kosmiczny to jedna z najbardziej niezwykłych i niebezpiecznych aktywności, jakie może wykonać człowiek. Wymaga specjalnego skafandra, który chroni astronautę przed próżnią, promieniowaniem i ekstremalnymi temperaturami. Ale co się stanie, gdy skafander zacznie zawodzić? Spacer zamienia się wówczas w horror.

Taką sytuację przeżył włoski astronauta Luca Parmitano w lipcu 2013 roku. Podczas rutynowego spaceru kosmicznego na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), jego hełm zaczął się napełniać wodą. Parmitano początkowo myślał, że płyn, który zobaczył w swoim hełmie, to jego własny pot – robienie czegokolwiek w skafandrze kosmicznym to duży wysiłek, więc miałoby to sens – ale po pewnym czasie stało się jasne, że wody jest o wiele za dużo.

Innym możliwym wyjaśnieniem było to, że płyn pochodził z jego torby z piciem, ale co do tego też nie był przekonany. "Czuję dużo wody z tyłu głowy, ale nie wydaje mi się, żeby pochodziła ona z mojej torby" - powiedział w rozmowie z cntrum kontroli misji. Sytuacja szybko siępogarszała: "Wyciek z pewnością nie pochodzi z worka z wodą i cały czas rośnie".

Luca Parmitano

Dwadzieścia trzy minuty po tym, jak Parmitano po raz pierwszy ostrzegł o wodzie w jego hełmie, kontrola misji podjęła decyzję o przerwaniu spaceru kosmicznego nakazała powrót w kierunku śluzy. Woda nie spływa w stanie nieważkości, więc zalegała w hełmie, zasłaniając oczy i uszy oraz blokując nozdrza astronauty. Choć wydaje sięto nieprawdopodobne, Parmitano zaczął się poprostu topić. Nagle sytuacja jeszcze się pogorszyła. Astronauta opisał ten moment później w poście na blogu Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA):

Słońce zachodzi, a moja zdolność widzenia – już osłabiona przez wodę – całkowicie zanika, czyniąc moje oczy bezużytecznymi. Co gorsza, woda zatyka mi nos – naprawdę okropne uczucie, które pogarszam przez daremne próby pozbycia się wody przez potrząsanie głową. W tej chwili górna część hełmu jest wypełniona wodą i nie mam nawet pewności, czy następnym razem, gdy będę oddychać, wypełnię płuca powietrzem, czy płynem. Co gorsza, zdaję sobie sprawę, że nie mogę nawet zrozumieć, w którym kierunku powinienem się udać, aby wrócić do śluzy. Widzę najwyżej kilka centymetrów przede mną, za mało, by dostrzec uchwyty, których używamy do poruszania się po stacji. Oni mnie nie słyszeli, a ja ich też nie

- opisywał dramatyczną sytuację Parmitano.
REKLAMA

Luca Parmitano stopniowo dotarł do śluzy, omijając "strefy bezdotykowe" - części ISS, gdzie ostre krawędzie mogłyby rozerwać jego skafander - i bezpiecznie wszedł do wnętrza stacji. Jego załoganci pomogli mu zdjąć zalany wodą hełm.

NASA nie mogła natychmiast wyjaśnić usterki, ale w lutym 2014 r. opublikowała raport, w którym stwierdzono, że wyciek wody spowodowało zanieczyszczenie, które zatkało jeden z filtrów skafandra, powodując cofanie się wody z układu chłodzenia skafandra.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA