Sejm pobije rekord Wardęgi? Internet z nową potężną rolą w polskiej demokracji
Dywagacje co się wydarzy, kto tym razem błyśnie, a kto będzie ofiarą. Tym razem nerwowe wyczekiwanie towarzyszy nie kolejnemu odcinkowi serialu czy show, a... obradom Sejmu. I chociaż też się dziwię, coraz bardziej uważam, że dzieje się rzecz przełomowa.
Pamiętam, że mój dziadek oglądał wszystkie możliwe programy informacyjne. Jakby tego było mało, w przerwach między nimi śledził w telewizji obrady Sejmu na żywo. Nie pamiętam, by z jego ust padła jakakolwiek polityczna deklaracja, nie jestem w stanie przypisać mu konkretnych poglądów, ale to wiem na pewno - interesował się tym wszystkim jak mało kto. Wchodząc czasami do pokoju i patrząc, jak ogląda posłów już przed południem, nie rozumiałem tej fascynacji. Ten widok zapadł mi w pamięć na tyle, że gdyby ktoś zapytał mnie, kto według mnie jest widzem tego typu transmisji, odpowiedziałbym pewnie, że emeryci mający naprawdę dużo wolnego czasu.
Stąd moje ogromne zdziwienie, że nagle oglądanie obrad Sejmu stało się modne
Z zaskoczeniem patrzyłem jak tiktokerzy niezwiązani z polityką przyznawali, że nagrywają dany materiał w przerwie od śledzenia tego, co dzieje się na Wiejskiej. Otwierasz Twittera – Sejm, wchodzisz na Facebooka – Sejm, otwierasz lodówkę...
Marszałek Szymon Hołownia i jego telewizyjne obycie pomogły spopularyzować Sejmix. Liczby wykręcane przez sejmowy kanał na YouTubie są wręcz szalone. Transmisja z 7 grudnia ma 1,1 mln wyświetleń. Ta z 29 listopada – 1,4 mln, tyle samo, co nagranie z 28 listopada. Dla porównania expose Mateusza Morawieckiego z 19 listopada 2022 r. miało 4,8 tys. wyświetleń, a to z grudnia 2017 r. – 2 tys. Dziś kanał Sejm RP może pochwalić się liczbą 440 tys. subskrybentów. Jeszcze pod koniec listopada cieszono się, że przekroczono 100 tys. subskrypcji , co gwarantuje otrzymanie tzw. srebrnego przycisku od YouTube’a.
Nowy tydzień oznaczać będzie pewnie jeszcze więcej wyświetleń. W końcu poniedziałek to dzień, kiedy swoje expose wygłosi dwóch premierów. Szymon Hołownia wcześniej zapowiadał, że 11 grudnia „demokratycznych emocji z pewnością nie zabraknie”. Kilka tygodni temu zwracając się do internetowych widzów sugerował zaopatrzenie się w popcorn i jutro lepiej do tej rady się pewnie dostosować, bo Sejmix może być niezwykle ciekawy.
Zanim jednak te emocje śledzić będzie na YouTubie tysiące (setki tysięcy? Rekord Wardęgi będzie zagrożony?) Polaków warto się zastanowić, co nam ten nowoczesny Sejm może dać. Już teraz pojawiają się głosy, że Szymon Hołownia swoim podejściem może otworzyć politykę na zupełnie nowych odbiorców i przyszłych wyborców.
Może to mój cynizm, może nieznośna chęć marudzenia, ale obawiam się, że bańka szybko pęknie. Tłum chce emocji, wrażeń, śmiesznych masakracji, powiedzonek z mównicy nawiązujących do memów i internetowej mowy. A przecież prędzej czy później musi skończyć się czas rozliczeń, sprzyjający błyskotliwym komentarzom wymierzonym w posłów byłej partii rządzącej, a zacznie się czas pracy – żmudnej, nudnej, mało widowiskowej. Obrady Sejmu staną się ponownie tym, czym były jeszcze kilkanaście miesięcy temu: atrakcją dla widzów programów w stylu „Szkło kontaktowe”, gdzie wyciągane były wpadki posłów.
I to nie byłby wcale taki zły scenariusz. Obawiam się, że będzie gorzej i ta chęć stania się gwiazdą internetu będzie zbyt kusząca dla innych posłów i posłanek. Też będą chcieli być gigachadami, też pokażą się z fajnej, uśmiechniętej strony i nieznośnie często zaczną wtrącać młodzieżowe słowa roku. Jestem wstanie wytypować polityków z pewnego ugrupowania, którzy wykorzystując, że wszystkie oczy zwrócone są na Wiejską, będą chcieli przekroczyć jakoś granicę. Słysząc, że „teraz w Sejmie jest zabawnie”, dostosują się do tego, czego lud chce. Skoro obrady Sejmu to dziś nowy teleturniej na żywo, trzeba niczym w telewizji dbać o zainteresowanie i stale je podsycać. Ale czy właśnie tego powinniśmy od parlamentarzystów wymagać? Jedynie rozrywki?
Wyobrażam sobie, że takie podejście może otworzyć wrota do Sejmu tym, którzy już teraz w internecie błyszczą i przy następnej okazji zechcą być sejmowym zerem, przenosząc swoje metody działalności z sieci właśnie na ul. Wiejską. Sejm jak Mam Talent może stać się przepowiednią. Puszka Pandory została otwarta.
Ale czy tą memizacją polityki nie jesteśmy straszeni od lat?
Tymczasem w praktyce politycy (lub ci chcący nimi zostać) od lat tryumfujący w mediach społecznościowych wcale nie robią zawrotnej kariery w Sejmie. „Masakrowanie” na YouTubie – na szczęście! – i bycie ulubieńcem Wykopu nie doprowadziło jeszcze nikogo do roli premiera czy choćby ważnego gracza na scenie. Wręcz przeciwnie. Tak jak internet pozwala zdobyć pozorne uznanie, tak też może brutalnie zakończyć lub wyhamować karierę.
Czyż to nie grupa twitterowiczów wyciągając różne absurdalne i często szkodliwe poglądy kandydatów Konfederacji nie dołożyła swojej cegiełki do niskiego wyniku wyborczego tej partii? „Jakby zsumować zasięgi wszystkich moich przedwyborczych tweetów na temat Konfederacji, to byłyby to dziesiątki milionów odsłon” – mówił Noizzowi Koroluk, jedno z kont demaskujących prawdziwą twarz osób chcących zostać posłami. Łaska internetu na pstrym koniu jeździ i zaraz coś, co bawiło, może wywoływać w najlepszym scenariuszu znudzenie.
Kanał Sejm RP wykręca zbyt duże liczby, żeby nie miało to wpływu na ludzi
Nawet jeżeli spora część z tych 1,4 mln oglądających czy 440 tys. subskrybentów z czasem odpadnie, bo Sejm nie będzie dawał takiej rozrywki jak się spodziewali, to i tak część może wyrobić sobie nawyk sprawdzania, co tam panie w polityce. I skończy się śmieszkowanie, a zacznie wymaganie. Przecież spora liczba widzów najpierw włączyła youtube'owy kanał nie po to, żeby dostać coś zabawnego, ale żeby sprawdzić, czy wybrani przez nich politycy będą faktycznie chcieli wdrożyć hasła, z którymi do Sejmu weszli.
Frekwencja jesiennych wyborów pokazuje, że coś się zmienia. I może obserwujemy to także w kwestii zainteresowania działalnością Sejmu na YouTubie. Odbiciem tego będą nie tylko młodsi wyborcy, ale też obywatele, którzy będą wymagać bardziej bezpośredniej relacji z politykiem, przedstawicielem władzy, samorządowcem. Bo skoro marszałek Sejmu może na YouTubie pokazać, jak wygląda jego praca, to dlaczego w takiej samej formie nie mógłby robić tego wójt, radny, burmistrz? Jeśli na żywo mogę śledzić jak pracują posłowie to może powinienem też sprawdzać, jak głosują, co chcą zmienić, do czego to wszystko prowadzić?
Polityka otworzyła się na nowe technologie
Ale samo zapraszam może nie wystarczyć – trzeba będzie się też zmieniać, bo nowi obserwatorzy będą wymagali nowych form kontaktu czy oceniania pracy. I sam zaczynam się przekonywać, że śledzenie działań polityków w internecie nie wszystkim się znudzi.
Internet wreszcie zacznie spełniać poważną rolę w demokracji.