Katastrofa lotnicza pod Palomares. Cztery bomby atomowe spadły na Hiszpanię
W styczniu 1966 r. świat stanął na krawędzi nuklearnej katastrofy. W pobliżu hiszpańskiego wybrzeża doszło do zderzenia dwóch amerykańskich samolotów wojskowych. Jeden z nich przenosił cztery bomby termojądrowe. Świat zapamiętał tamte wydarzenia jako katastrofę lotniczą pod Palomares.
W latach 60. XX wieku trwała zimna wojna między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Obie supermocarstwa rywalizowały ze sobą w wyścigu zbrojeń i próbowały zyskać przewagę strategiczną. Świat przygotowywał się na wojnę atomową, a każda ze stron chciała zabezpieczyć się przed zaskakującym atakiem nuklearnym. Jednym ze sposobów Amerykanów, który miał ich zabezpieczyć przed niespodziewanym uderzeniem Sowietów, było utrzymywanie w powietrzu w ciągłej gotowości bojowej bombowców strategicznych, z bronią jądrową na pokładzie.
Taką misją była operacja Chrome Dome, która polegała na tym, że kilka bombowców B-52 Stratofortress startowało z bazy w Karolinie Północnej i leciało nad Atlantykiem i Morzem Śródziemnym w kierunku granic europejskich ZSRR, a następnie wracało do domu. Taka trasa wymagała dwóch tankowań w powietrzu nad Hiszpanią, gdzie znajdowała się amerykańska baza lotnicza Moron.
Więcej o groźnych wypadkach z udziałem broni atomowej przeczytasz na Spider`s Web:
Bombowce B-52G były wyposażone w cztery bomby termojądrowe typu B28FI, każda o mocy 1,45 megatony, czyli ponad 100 razy większej niż bomba zrzucona na Hiroszimę. Bomby te miały kształt walca o długości 3,5 metra i średnicy 0,5 metra, ważyły około 800 kg i były zawieszone na specjalnych uchwytach w komorze bombowej. Bomby nie były uzbrojone, co oznaczało, że nie były gotowe do detonacji.
Niebezpieczne zderzenie
17 stycznia 1966 r. jeden z bombowców B-52G, oznaczony numerem 58-0256, rozpoczął nad Morzem Śródziemnym, około 50 kilometrów od wybrzeża Hiszpanii, swoją drugą operację tankowania w powietrzu z latającej cysterny KC-135. Obie maszyny znajdowały się na wysokości 9450 m. Pilot bombowca, major Larry G. Messinger, zbliżył się do cysterny zbyt szybko i zaczął ją wyprzedzać. Operator cysterny, który miał za zadanie podłączyć rurę z paliwem do bombowca, nie zauważył niebezpieczeństwa i nie wydał polecenia przerwania manewru.
Podeszliśmy za tankowcem, byliśmy trochę szybsi i zaczęliśmy go trochę wyprzedzać. Istnieje procedura tankowania, która polega na tym, że jeśli operator uzna, że zbliżasz się za szybko i jest to niebezpieczna sytuacja, zawoła: „Przerwij, przerwij, przerwij”. Nie było takiego sygnału, więc nie widzieliśmy w tym podejściu nic groźnego. Ale nagle rozpętało się piekło
- wspominał później pilot Larry G. Messinger.
Rura z paliwem uderzyła w lewe skrzydło bombowca, przebijając je i powodując zapłon paliwa. Ogień błyskawicznie rozprzestrzenił się po całej cysternie, która eksplodowała, zabijając całą czteroosobową załogę. Bombowiec również został rozerwany na kawałki, a trzech z siedmiu członków załogi zginęło. Czterem udało się katapultować i przeżyć.
Upadek bomb
W momencie zderzenia, konstrukcja mocująca bomby termojądrowe w bombowcu została zerwana i wszystkie cztery bomby zostały uwolnione. Automatyczne systemy kontroli opadania zadziałały i otworzyły spadochrony hamujące, które miały na celu opóźnić detonację bomby w przypadku zrzutu na małej wysokości.
Trzy z bomb spadły na ląd, w pobliżu małej rybackiej wioski Palomares, w prowincji Almeria. Czwarta wpadła do morza, około 8 km od brzegu. Żadna z bomb nie wybuchła jądrowo, ale dwie z nich zostały poważnie uszkodzone w wyniku uderzenia o ziemię. Uszkodzenia te spowodowały eksplozję części ładunków konwencjonalnych, które miały zapoczątkować reakcję rozszczepienia plutonu, będącego zapalnikiem syntezy termojądrowej.
Eksplozje te nie były bardzo silne, ale rozrzuciły po okolicy radioaktywny pył z plutonu, skażając obszar o powierzchni około 2 km2. Nie wiadomo, ile osób zostało narażonych na promieniowanie. Pewne jest natomiast, że Amerykanie usunęli ziemie ze skażonego terenu, pakując ją w 6000 beczek i wywożąc ją do składowiska w USA. Mimo to w 2004 r. badanie wykazało, że na niektórych obszarach nadal występowało znaczne zanieczyszczenie i skażenie radioaktywne, w związku z czym rząd hiszpański wywłaszczył właścicieli niektórych działek, tak aby nie można było na nich uprawiać roli, ani sprzedać ich na cele mieszkaniowe.
Amerykanie i Hiszpanie podjęli wspólne działania, aby oczyścić i zrekultywować skażony teren, ale proces ten trwał wiele lat i nie był w pełni skuteczny. Niektóre próbki gleby i roślin nadal wykazują podwyższony poziom promieniowania.
Akcja ratunkowa
Wkrótce po wypadku, na miejsce przybyły hiszpańskie i amerykańskie służby ratunkowe, wojskowe i cywilne. Ich zadaniem było odnaleźć i zabezpieczyć bomby, a także ocenić i ograniczyć skażenie radioaktywne. Trzy bomby, które spadły na ląd, zostały szybko zlokalizowane i przetransportowane do bazy lotniczej w Sewilli, a następnie do Stanów Zjednoczonych. Czwarta bomba, która wpadła do morza, stanowiła większe wyzwanie.
Aby ją odnaleźć, Amerykanie wysłali specjalny okręt USS Petrel, który był wyposażony w sprzęt do poszukiwania podwodnego. Pomocną wskazówką była relacja jednego z lokalnych rybaków, który widział, jak bomba spada na spadochronie do wody. Po 81 dniach intensywnych poszukiwań bomba została wykryta na głębokości około 869 m i wydobyta na powierzchnię za pomocą batyskafu Alvin. Bomba była cała i nieuszkodzona.
Skutki i konsekwencje
Katastrofa lotnicza pod Palomares była jednym z najpoważniejszych incydentów z udziałem broni jądrowej w historii. Na szczęście, nie doszło do wybuchu żadnej z bomb, co mogłoby spowodować ogromne straty ludzkie i materialne, a także międzynarodowy kryzys. Jednak wypadek ten wywołał wiele kontrowersji i krytyki ze strony opinii publicznej i mediów, zarówno w Hiszpanii, jak i w Stanach Zjednoczonych.
Wypadek pod Palomares był też źródłem wielu anegdot i legend. Jedną z nich mówi, że ówczesny minister spraw zagranicznych USA, Dean Rusk, miał powiedzieć: Jestem pewien, że Hiszpania nie ma nic przeciwko temu, żebyśmy zrzucili na nią cztery bomby atomowe". Ówczesny ambasador USA w Hiszpanii, Angier Biddle Duke, kąpał się też w morzu razem z hiszpańskim ministrem informacji, Manuelem Fraga, aby udowodnić, że woda jest bezpieczna.
Katastrofa lotnicza pod Palomares pokazała, jak wielkie ryzyko niesie ze sobą posiadanie i przenoszenie broni jądrowej. Pokazała też, jak ważna jest współpraca i odpowiedzialność między państwami, które mają taką broń. Magazyn Time uznał katastrofę w Palomares za jedną z „najgorszych katastrof nuklearnych” na świecie.