Z nieba spadł samolot z bombami atomowymi. Horror ratowników trwał latami
21 stycznia 1968 roku doszło do jednej z najgroźniejszych katastrof lotniczych z udziałem broni jądrowej. Amerykański bombowiec B-52 Stratofortress, należący do Strategic Air Command (SAC), rozbił się w pobliżu bazy lotniczej Thule na terytorium Danii - Grenlandii. Na pokładzie samolotu znajdowały się cztery bomby termojądrowe typu B28FI, każda o mocy 1,1 megatony. W wyniku wypadku doszło do wybuchu materiałów wybuchowych i rozproszenia radioaktywnych składników bomb na lodzie i w wodzie zatoki North Star.
Stany Zjednoczone i Dania podjęły intensywną operację oczyszczania i odzyskiwania zanieczyszczonego obszaru, ale nie udało się odnaleźć drugiego stopnia jednej z bomb. Katastrofa wywołała skandal polityczny w Danii, gdy wyszło na jaw, że rząd duński po cichu zgodził się na obecność broni atomowej na Grenlandii, wbrew oficjalnej polityce nuklearnej Danii.
W 1960 roku SAC rozpoczęło operację Chrome Dome, czyli zimnowojenny program lotów alarmowych zaprojektowany przez generała Thomasa S. Powera. Polegał on na tym, że bombowce B-52 uzbrojone w bomby atomowe latały nad granicami Związku Radzieckiego. Loty były zaplanowane tak, aby w każdej chwili było w powietrzu dwanaście bombowców. Te bombowce dawały SAC możliwość szybkiego uderzenia na ZSRR w razie pierwszego ataku ze strony radzieckiej.
Od 1961 roku bombowce B-52 latały również potajemnie jako część misji Hard Head (lub Thule Monitor Missions) nad bazą lotniczą Thule. Baza ta była najbardziej północną bazą wojskową Stanów Zjednoczonych, położoną 1100 km na północ od koła podbiegunowego. Wyspa Grenlandia, położona mniej więcej w połowie drogi między Waszyngtonem a Moskwą, miała strategiczne znaczenie dla wojska amerykańskiego - tak duże, że Stany Zjednoczone próbowały w 1946 roku bezskutecznie kupić ją od Danii. Niemniej jednak Dania, silny sojusznik Stanów Zjednoczonych, zgodziła się na to, aby wojsko amerykańskie prowadziło bazę lotniczą w Thule.
Przebieg katastrofy
21 stycznia 1968 roku bombowiec B-52G o oznaczeniu kodowym HOBO 28 wystartował z bazy lotniczej Plattsburgh w stanie Nowy Jork i udał się na trasę Chrome Dome nad Zatokę Baffin. Na pokładzie samolotu znajdowało się siedmiu członków załogi i cztery bomby termojądrowe typu B28FI. Każda z tych bomb miała moc 1,1 megatony i była ponad 70 razy silniejsza niż bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę.
Około godziny 15:00 czasu lokalnego, gdy samolot znajdował się w rejonie Thule, jeden z członków załogi umieścił kilka poduszek na wentylacji ogrzewania w kabinie. Poduszki zapaliły się i wywołały pożar, który szybko się rozprzestrzenił. Załoga próbowała ugasić ogień, ale bezskutecznie. Dym stał się tak gęsty, że załoga musiała opuścić samolot, zanim mogła wykonać awaryjne lądowanie w bazie Thule. Sześciu członków załogi katapultowało się bezpiecznie, ale jeden, który nie miał fotela wyrzucanego, zginął próbując wyskoczyć. Strzelec sierżant sztabowy Calvin Snapp, który jako pierwszy się katapultował, wylądował 9,7 km od bazy i pozostawał zagubiony na krze przez 21 godzin. Doznał hipotermii, ponieważ temperatura wynosiła wówczas -31 stopni C, ale przeżył, owijając się spadochronem.
Bombowiec rozbił się na lodzie morskim w zatoce North Star powodując detonację materiałów wybuchowych i pęknięcie ładunków nuklearnych. W wyniku tego doszło do skażenia radioaktywnego obszaru. Nie doszło jednak do wybuchu jądrowego. Aby to się stało, potrzebna była precyzyjna inicjacja implozji pierwszego stopnia bomby, która następnie zapalała drugi stopień. W tym przypadku implozja została zakłócona przez zwykły wybuch i nie doszło do zapłonu drugiego stopnia.
Operacja Crested Ice
Po katastrofie Stany Zjednoczone i Dania uruchomiły wspólną operację oczyszczania i odzyskiwania zanieczyszczonego obszaru, nazwaną Crested Ice. W operacji tej uczestniczyło ponad 700 osób, w tym wojskowi, naukowcy i robotnicy cywilni. Operacja trwała od lutego do września 1968 roku i kosztowała około 9 milionów dolarów. Prace były bardzo trudne, prowadzono je przy temperaturze wynoszącej - 60 stopni Celsjusza, wietrze sięgającym 40 m/s. Operację prowadzono w arktycznych ciemnościach do 14 lutego, kiedy to stopniowo zaczęło pojawiać się światło słoneczne.
Celem operacji było usunięcie wszystkich śladów katastrofy, w tym szczątków samolotu, bomb i radioaktywnych materiałów. Do tego celu użyto specjalnych pojazdów, łodzi i helikopterów. Ponadto wykonano ponad 5000 pomiarów poziomu promieniowania na lodzie i w wodzie. Zanieczyszczony lód został stopiony i oczyszczony przez specjalne filtry. Zanieczyszczona woda, w sumie 2100 m3, została odprowadzona do specjalnych zbiorników i przetransportowana do Stanów Zjednoczonych.
W sumie zebrano około 237 ton szczątków samolotu i bomb, w tym około 3 kg plutonu - głównego składnika bomb jądrowych. Jednak nie udało się odnaleźć drugiego stopnia jednej z bomb, który zawierał około 4 kg plutonu i około 1 kg trytu - izotopu wodoru używanego do zapalania reakcji termojądrowej. Nie wiadomo, czy ten element został zniszczony przez wybuch, czy też zaginął pod lodem lub w morzu. Niektórzy spekulują, że może on nadal leżeć na dnie zatoki lub zostać wywieziony przez prądy morskie.
Skutki polityczne i zdrowotne
Katastrofa B-52 w Thule wywołała skandal polityczny w Danii, gdyż ujawniła, że rząd duński naruszył swoją własną politykę nuklearną. Dania ogłosiła się strefą wolną od broni atomowej w 1957 roku i zakazała obecności jakiejkolwiek broni jądrowej na swoim terytorium lub terytoriach zależnych, takich jak Grenlandia. Jednak raport duńskiego parlamentu ujawnił, że rząd duński dał ciche pozwolenie na lokalizację broni atomowej na Grenlandii, w ramach porozumienia z USA z 1951 roku. Raport ten wywołał oburzenie opinii publicznej.
Stany Zjednoczone i ZSRR były zaniepokojone podobnymi wypadkami. Bano się, że mogą one doprowadzić drugą stronę do błędnego wniosku, że pierwsze uderzenie atomowe było już w toku. W rezultacie 30 września 1971 r. oba supermocarstwa podpisały "Porozumienie o środkach zmniejszających ryzyko wojny nuklearnej". Każda ze stron zobowiązała się do natychmiastowego powiadomienia drugiej w przypadku przypadkowego, nieupoważnionego lub niewyjaśnionego incydentu z użyciem broni jądrowej, który mógłby zwiększyć ryzyko wojny nuklearnej.
Katastrofa B-52 w Thule miała również poważne konsekwencje zdrowotne dla osób zaangażowanych w operację oczyszczania i odzyskiwania. Wiele z nich zostało narażonych na wysokie dawki promieniowania z plutonu i innych izotopów radioaktywnych. Niektórzy z nich zachorowali na nowotwory, białaczkę, choroby tarczycy i inne schorzenia związane z promieniowaniem.
Od lat 80. ubiegłego wieku grupa byłych pracowników cywilnych z Danii, którzy uczestniczyli w operacji Crested Ice, domaga się odszkodowania za szkody zdrowotne spowodowane przez katastrofę. Twierdzą oni, że nie zostali należycie poinformowani o ryzyku promieniowania i nie otrzymali odpowiedniej opieki medycznej ani monitoringu zdrowia. Badanie z 1995 roku wykazało 410 zgonów z powodu raka na próbie 1500 pracowników. W 1987 roku prawie 200 byłych pracowników podjęło kroki prawne przeciwko Stanom Zjednoczonym. Akcja zakończyła się niepowodzeniem, ale zaowocowała wydaniem setek tajnych dokumentów. W 1995 r. rząd duński wypłacił 1700 pracownikom rekompensaty po 50 000 koron.
Katastrofa B-52 w Thule była jednym z najpoważniejszych wypadków z udziałem broni jądrowej w historii. Nie tylko spowodowała śmierć jednego człowieka i skażenie radioaktywne obszaru Grenlandii, ale także naruszyła suwerenność Danii i zaufanie jej obywateli do sojuszu z USA. Ponadto katastrofa ta miała długotrwałe skutki zdrowotne dla wielu osób, które brały udział w operacji oczyszczania i odzyskiwania. Katastrofa ta pokazała również ryzyko i zagrożenie związane z lotami alarmowymi bombowców nuklearnych, które zostały natychmiast wstrzymane przez SAC. Katastrofa ta była więc zarówno tragedią ludzką, jak i polityczną, która do dziś budzi wiele pytań i kontrowersji.