Chcieli dobrze, wyszło jak zwykle. Oto śmiercionośne wynalazki, które powstały w dobrej wierze
Są takie wynalazki, które tworzone były z dobrymi zamiarami, a okazały się być bardziej śmiercionośne niż niejedna broń. Te pomysły w zamierzeniu miały wnieść coś dobrego do dziedzictwa ludzkości, jednak zilustrowały powiedzenie mówiące, że „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”.
Ludzka pomysłowość nie zna granic. Ilość wynalazków, jakie stworzyliśmy przez kilka tysięcy lat istnienia naszej cywilizacji, jest dosłownie niezliczona. Zwykle są one wytworem ludzkiej ciekawości i chęci usprawnienia jakiegoś procesu albo doprowadzenia do tego, by coś w ogóle stało się możliwe. W założeniu mają służyć dobrostanowi ludzkości, albo przynajmniej tym, którzy je wynaleźli. Mam tu na myśli wynalazki z dziedziny szeroko rozumianej wojskowości, gdzie nowe maszyny i inne rozwiązania niekoniecznie miały na celu poprawienie czyjegoś życia.
O najnowszych osiągnięciach naukowych piszemy na Spider's Web:
Trotyl
Najbardziej chyba znany na świecie materiał wybuchowy miałby zostać stworzony z myślą o dobrostanie ludzkości? Tak, bo powstał nie jako środek wybuchowy, a jako żółty barwnik. TNT, jak określa się trotyl, został po raz pierwszy wytworzony w 1863 r. przez niemieckiego chemika Juliusa Wilbranda jako substancja barwiąca.
Jego zastosowanie jako materiału wybuchowego pozostało nieznane przez kolejne 28 lat, do momentu, aż inny Niemiec, Carl Häussermann odkrył jego nową cechę. Jak to możliwe, że przez aż (niemal) trzy dekady nikt nie zorientował się, że trotyl jest substancją o bardzo silnych właściwościach wybuchowych? Tak naprawdę trotyl jest dość trudny do zdetonowania.
Poza tym, w drugiej połowie XIX w. istniały inne, lepsze i łatwiejsze w użyciu substancje wybuchowe. Trotyl w stanie płynnym jest do tego stopnia nieszkodliwy, że, w co trudno dziś uwierzyć, w 1910 r. został nawet wyłączony z brytyjskiej ustawy o materiałach wybuchowych i nie był w ogóle uważany za materiał wybuchowy.
DDT
DDT, czyli Dichlorodifenylotrichloroetan został po raz pierwszy zsyntetyzowany w 1874 r. przez niemieckiego naukowca Othmara Zeidlera. Choć substancja nie szkodzi tak naprawdę ludziom (a nawet była używana do uratowania niezliczonych istnień ludzkich, o czym za chwilę), ma negatywny wpływ na środowisko naturalne i dziś z tego właśnie względu jest zakazana w większości miejsc na świecie.
Właściwości owadobójcze DDT zostały odkryte dużo później po jego stworzeniu, bo dopiero w 1939 r. przez szwajcarskiego naukowca Paula Hermanna Müllera, który nawiasem mówiąc, otrzymał za swoje osiągnięcie naukowe Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny 1948 r. Od początku lat 40. do początku lat 60. XX wieku wykorzystywany był masowo do zwalczania insektów głównie w rolnictwie, choć to niejedyny sektor, w którym okazał się przydatny.
DDT był też używany na masową skalę w trakcie II wojny światowej do ochrony wojsk sprzymierzonych przed tyfusem plamistym, który był roznoszony przez wszy. DDT okazał się także, przynajmniej na początku niezwykle przydatny do walki z malarią roznoszoną przez komary. Np. w Sri Lance w 1946 r. na malarię chorowały prawie 3 miliony ludzi. Kiedy zaczęto tam stosować DDT do wybicia komarów, liczba zachorowań spadła do… kilkunastu. Jednak na początku lat 60. XX w. zaczęły być publikowane badania wskazujące na to, że substancja ta szkodzi populacji ptaków jak np. północnoamerykańskich sokołów wędrownych. W efekcie, w 1973 r. DDT został ostatecznie zakazany jako środek owadobójczy w rolnictwie.
Dziś DDT jest objęty na mocy Konwencji Sztokholmskiej z 2004 r. globalny zakazem stosowania. Jednak świadomość na temat tego, że całkowite zaprzestanie używania tej substancji w wielu krajach zmagających się z malarią może mieć bardzo negatywne skutki, doprowadziła do tego, że DDT jest zwolnione z całkowitego zakazu użycia. W efekcie DDT może być stosowane dla celów ochrony zdrowia publicznego zgodnie ze ścisłymi wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
Benzyna ołowiowa
Teraz wyjątkowy przypadek, który zasługuje na szczególne wyróżnienie. Nie chodzi tu o wynalazek, a o wynalazcę. Thomas Midgley Jr, bo o nim mowa, jest odpowiedzialny nie za jeden, a za dwa wynalazki, których istnienie, choć powodowane dobrymi chęciami, okazało się tragiczne w skutkach. Można się spotkać ze stwierdzeniem, że Thomas Midgley Jr jest odpowiedzialny za stworzenie dwóch najbardziej niszczycielskich związków chemicznych w historii Ameryki.
Po pierwsze, w ramach swojej pracy jako inżynier chemik w General Motors, Midgley odkrył w 1921 r., że dodanie tetraetyloołowiu do benzyny rozwiązuje problem „stukania" w silniku. Odkrycie to doprowadziło do powstania benzyny ołowiowej i dało potentatowi z dziedziny motoryzacji miliony dolarów zysków, jednocześnie doprowadzając do trudnego do oszacowania negatywnego wpływu na środowisko naturalne i (początkowo jedynie w USA) miliony ludzi.
Midgley zachęcony sukcesem benzyny ołowiowej postanowił zając się innym problemem swoich czasów, jakim były niebezpieczne dla ludzi gazy wykorzystywane do chłodzenia w lodówkach. Te urządzenia były w latach 20. ubiegłego wieku naprawdę niebezpieczne, ponieważ znajdujące się w nich toksyczne gazy chłodnicze, czasami się z nich ulatniały. Jeden taki przypadek wycieku z lodówki w szpitalu w Cleveland w Ohio w 1929 r. doprowadził się śmierci ponad stu osób! Midgley postanowił stworzyć gaz, którym można by zastąpić niebezpieczne substancje w lodówkach. W ten sposób powstał freon.
Freon
Związki chemiczne z grupy freonów były przez wiele lat powszechnie stosowane nie tylko jako substancje chłodnicze w lodówkach, ale także jako gaz nośny w aerozolowych kosmetykach oraz do produkcji spienionych polimerów. Trzeba przyznać, że ich pierwsze masowe zastosowanie można całkowicie usprawiedliwić. Dzięki owocnym wysiłkom wspomnianego Thomasa Midgleya Jr zaczęły być one używane do chłodzenia na przełomie lat 20. i 30. XX w. i miały na celu zastąpienie ówczesnych substancji chłodniczych, do których należał m.in. trujący amoniak.
Wtedy nikt jeszcze nie wiedział o ich zgubnym wpływie na warstwę ozonową (choć już wtedy wiedziano o jej istnieniu - została odkryta w 1913 r.). Dopiero w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku zaczęto prowadzić i publikować badania dowodzące, że emisja freonów do atmosfery powoduje niszczenie warstwy ozonowej w atmosferze. Zagadnienie zyskiwało coraz większy rozgłos w mediach, aż po kilkunastu latach na przełomie lat 80. i 90. świadomość na temat powiększającej się dziury ozonowej na Antarktydą stała się powszechna w zasadzie na całym świecie.
Dziś negatywny wpływ freonów na warstwę ozonową jest niepodważalny dzięki niezbitym i bardzo licznym dowodom naukowym, za sprawą których wiemy także, że freony są także gazami cieplarnianymi o dużym potencjale. Ich zdolność do tworzenia efektu cieplarnianego niektórych freonów jest tysiące razy wyższa niż w przypadku dwutlenku węgla.