Tak zdetonowano pierwszą bombę atomową. 78 lat temu ludzkość stworzyła straszną broń
16 lipca 1945 r. to jedna z najbardziej doniosłych dat w historii ludzkości. Nie wynaleziono wtedy koła ani nie opanowano rozpalania ognia, ale to, co się wtedy stało, na zawsze będzie miało wpływ na ludzkość. To dzień, w którym po raz pierwszy zdetonowano bombę atomową.
Ktoś może spytać - to ma być jedno z najważniejszych wydarzeń w historii naszego gatunku? Eksplozja bomby? W dodatku w momencie, gdy nazistowskie Niemcy zostały całkowicie pokonane i w obróconej w dużej mierze w zgliszcza Europie wreszcie zapanował pokój? Owszem.
Nie tylko dlatego, że II Wojna Światowa wciąż trwała w najlepsze - na Pacyfiku bowiem Japońskie imperium nie miało najmniejszego zamiaru się poddać. Stany Zjednoczone wraz z sojusznikami stały w obliczu przeciągającego się, bardzo zaciętego i krwawego konfliktu i wszystko wskazywało na to, że do pokonania ostatniego sojusznika Hitlera, jakim był Kraj Wschodzącego Słońca będzie potrzebna inwazja lądowa na wzór tej z francuskiej Normandii.
Wciąż żywe są dyskusje, czy decyzja o przyjęciu kapitulacji przez Japonię była podyktowana zrzuceniem bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, czy raczej przystąpieniem do wojny po stronie USA Związku Radzieckiego. To drugie zwiastowało pełnoskalową inwazję i nieuniknioną okupację, w trakcie których cała Japonia zostałaby doszczętnie zrujnowana. Zostawmy te rozważania na inną okazję, choć tło historyczne tego, co stało się w połowie lipca 1945 r., jest konieczne, by lepiej zrozumieć, jak wyglądał wtedy świat.
Losy ludzkości zmieniły się nieodwracalnie
Wracając do tematu - tak, 16 lipca 1945r. na pustyni w stanie Nowy Meksyk losy ludzkości zmieniły się nieodwracalnie, na zawsze. Po raz pierwszy bowiem posiadł możliwość zniszczenia całej cywilizacji. Nie twierdzę, że wszelkiego życia na Ziemi, bo nawet nuklearny armageddon niekoniecznie musiałby doprowadzić do śmierci wszystkich żywych organizmów takich jak np. mikroby w oceanicznych głębinach, ale ludzkiej cywilizacji, tak. Oczywiście niezwykły był też aspekt naukowy rozszczepienia jądra atomowego, co w samo w sobie jest epokowym osiągnięciem.
Udany test bomby atomowej oznaczał jednak, że człowiek wszedł w posiadanie czegoś, co nawet w tamtym momencie jeszcze wydawało się nie do końca realne i wyobrażalne. Wkrótce potem nastąpił wyścig zbrojeń pomiędzy USA i ZSRR (który wszedł w posiadanie broni atomowej kilka lat później) a na świecie zapanowała „równowaga strachu”. Strachu przed wzajemnym zniszczeniem i uśmierceniem całej ludzkości jeśli nie bezpośrednio, w drodze wymiany atomowej pomiędzy mocarstwami, to na skutek promieniowania, które z czasem zostałoby rozniesione po całym globie przez prądy powietrzne.
Przy okazji, taki hipotetyczny scenariusz znakomicie opisuje książka pt. „Ostatni brzeg” Nevilla Shute, która opowiada o ostatnich dniach ludzkości w latach 50., w Australii, która po globalnej wojnie atomowej, jest ostatnim miejscem na Ziemi, gdzie jeszcze żyją ludzie załatwiający swe ostatnie sprawy. Nawet ci bowiem, którzy nie brali udziału w wojnie atomowej, za sprawą nieubłaganych procesów pogodowych, w żadnym miejscu na kuli Ziemskiej nie mogli liczyć na przetrwanie. Jak na razie, to na szczęście wciąż fikcja i miejmy nadzieję, że tak już pozostanie.
O 5:30 rano, 16 lipca 1945 stało się jasne, że możemy zniszczyć całą naszą cywilizację
Sam jednak fakt, tego, że my ludzie możemy wykończyć się sami, w ciągu w zasadzie jednego dnia jest wciąż aktualny. Jest tak właśnie na skutek pełnego wytężonej pracy setek naukowców i inżynierów wieloletniego procesu, którym kierował dążący do pokonania nazistowskich Niemiec i imperialnej Japonii rząd USA. Projekt Manhattan, bo tak brzmiał jego kryptonim, znalazł swój zakończony sukcesem koniec właśnie wtedy, 16 lipca 1945 r. o 5:30 rano czasu miejscowego.
Do momentu detonacji bomby atomowej nie było tak naprawdę wiadomo czy całe urządzenie zadziała. Nikt też nigdy wcześniej nie widział eksplozji nuklearnej, w związku z czym, nie wiadomo było jakie ilości energii zostaną uwolnione w trakcie wybuchu. Szacunki na ten temat były bardzo zróżnicowane. Wielu naukowców pracujących nad stworzeniem bomby w tajnym ośrodku Los Alamos prywatnie dzieliło się między sobą wątpliwościami dotyczącymi tego, czy ona w ogóle zadziała.
Co ciekawe, przesłanki co do tego, że ładunek atomowy jednak zadziała, były na tyle duże, że dwa dni wcześniej, 14 lipca, rozpoczęły się przygotowania do rozpoczęcia misji mającej na celu zrzucenie pierwszej bomby atomowej na Japonię. Elementy bomby mającej wkrótce obrócić w ruiny jedno z japońskich miast ruszyły w podróż ku wybrzeżu Pacyfiku, by następnie trafić na pokładzie okrętu w rejon działań wojennych. Stało się tak, zanim w ogóle mechanizm bomy atomowej został przetestowany. Kilka bomb opartych o rdzeń plutonowy było już jednak przygotowywanych i niektóre miały być dostępne w ciągu tygodni. By mieć pewność postanowiono zatem przetestować jedną z nich.
Trójca Święta, Gadżet i grzyb atomowy
Robert Oppenheimer, kierujący pracami nad stworzeniem bomby nazwać test „Trinity", czyli »Trójca Święta«, do czego zainspirowały go wiersze Johna Donne'a. Miejscem pierwszej eksplozji miał być obszar pod nazwą "Jornada del Muerto" co oznacza w wolnym tłumaczeniu „Podróż Umarłego”. Teren ten był częścią większego poligonu Alamagordo, ok. 340 km na południe od Los Alamos. Na miejscu już od maja przygotowywane było specjalne oprzyrządowanie. Jego wytrzymałość została przetestowana, choć przy pomocy konwencjonalnych materiałów wybuchowych.
Na potrzeby obserwacji eksplozji zbudowane zostały trzy bunkry. Każdy z nich był położony 10 km od miejsca testu w kierunkach północnym, zachodnim i południowym. Bomba, której nadano nazwę „Gadżet”, miała zostać umieszczona na stalowej wieży o wysokości 30,48 m. Odpowiedzialni za test nie byli chyba przesądni, bowiem całość została zmontowana na pobliskim ranczu w piątek 13 lipca.
Test początkowo był zaplanowany na 4:00, jednak na poligonie Alamagordo padał deszcz. O 3:30 zapadła decyzja, by przesunąć test na 5:30. Co ciekawe, dokładnie w momencie, na który pierwotnie zaplanowany był test, czyli o 4:00, przestało padać. Bomba została uzbrojona tuż po 5:00. Od tej pory obserwatorzy w bunkrach w napięciu czekali na godzinę 5:30 przy dźwiękach odliczania dochodzących z megafonów systemu nagłośnieniowego.
Wreszcie, równo o 5:30 nastąpiła zaplanowana eksplozja. Stalowa wieża, na której umieszczona była bomba, wyparowała. Nie jest to tylko obrazowe stwierdzenie - stal naprawdę pod wpływem temperatury przeszła momentalnie ze stanu stałego w gazowy. Asfalt wokół niej zamienił się w piasek o zielonym kolorze. Asfalt wokół jej podstawy zmienił się w zielony piasek. Po rozejściu się fali uderzeniowej, na niebie po raz pierwszy pojawiła pomarańczowo-żółta kula ognia na kolumnie z pyłu i gazu. Oczom obserwatorów ukazał się będący dziś złowrogim symbolem zniszczenia „grzyb atomowy”.
Radość ustąpiła miejsca wyrzutom sumienia
Jeden z uczestników testu, Hans Bethe, który patrzył bezpośrednio na eksplozję, został przez nią całkowicie oślepiony na prawie pół minuty. Inny, Norris Bradbury stwierdził, że „żadne wcześniejsze wyobrażenia nie pasowały do tego czym okazała się być eksplozja atomowa. Ogólny nastrój, jaki zapanował wśród obserwatorów to ulga i radość. Wieloletnia, wytężona praca na odludziu, w całkowitej tajemnicy przyniosła pożądany efekt. Moc wybuchu została określona na 21 000 ton trotylu, czyli 21 kiloton. To czterokrotnie więcej niż przewidywano.
Oszołomienie i euforia wkrótce zostały zastąpione bardziej poważnym nastrojem. Do wszystkich zaczęło docierać, jak potężna i śmiercionośna broń została stworzona. Do historii przeszły słowa Roberta Oppenheimera tuż po eksplozji: „Now I am become Death, the destroyer of worlds”, będące cytatem z hinduskiego eposu „Mahabharata” i oznaczające „Oto stałem się Śmiercią, niszczycielem światów”.
Jednak równie celnym, a na pewno o wiele bardziej dosadnym jest komentarz dyrektora testu, Kennetha Bainbridge’a, który zagadnął Oppenheimera, mówiąc: „Teraz wszyscy jesteśmy sukinsynami". Istotnie, wyrzuty sumienia i rosnące przerażenie stały się dominujące wśród naukowców biorących udział w Projekcie Manhattan. Wielu z nich zmagało się z tymi odczuciami do końca życia.