Kivi nie odpuszcza. Dawno nikt nie oferował tak dobrze wyposażonych telewizorów w tak niskiej cenie
Relatywnie młoda firma Kivi powinna być daleko w tyle za weteranami rynku, ucząc się od nich optymalizacji procesów technologicznych i implementacji najnowszych technologii. Tymczasem już drugi sezon z rzędu jej telewizory oferują imponujące parametry techniczne, za które przychodzi zapłacić śmiesznie niskie kwoty.
Na rynku telewizorów premium - czyli odbiorników, których wartość zbliża się do kwoty 10 tys. zł - łatwo wskazać topowych producentów. To dość stała grupa producentów, głównie z Korei i z Japonii i trudno się dziwić, że sytuacja się nie zmienia. Projektowanie i produkcja elektroniki to ogromne wyzwanie. Debiutanci, nawet przy znacznych inwestycjach w badania i rozwój, niemal zawsze muszą zdobyć najpierw doświadczenie rynkowe, co zajmuje wiele sezonów handlowych. Czyli wiele lat.
Na rynku urządzeń przystępnych cenowo jest nieco dynamiczniej, za sprawą rosnących w siłę producentów z Chin. Wynika to jednak częściowo ze spraw społeczno-politycznych, unikalnych dla tego kraju. Co więcej, również i w tym segmencie obowiązuje podobna reguła. Nowi się uczą. Weterani mają najatrakcyjniejszą ofertę. Regule tej wymyka się jednak Kivi. Nie pochodzi z Chin, a firma została założona bardzo niedawno, bo w 2016 r.
Kivi interesujemy się dopiero teraz, bowiem dopiero od niedawna telewizory tej marki są dostępne oficjalnie w Polsce. Patrząc na najpopularniejszą porównywarkę cenową w Polsce można zauważyć, że najtańszy telewizor Kivi to wydatek 600 zł (32 cale). Najdroższy, 65-calowy model kosztuje 2500 zł. To nie ma prawa być dobre. Tymczasem jest wręcz przeciwnie.
Kivi wyznacza standardy dla przystępnych cenowo telewizorów.
Czy niedrogi telewizor musi być gruby i otoczony ogromną ramką? Jak udowadnia Kivi, w żadnym razie, oferując telewizory niemal bezramkowe (2,6 mm grubości). Co więcej, można liczyć na dobrej klasy materiały wykończeniowe, w tym na wykonane z metalu podstawy. Można też wybierać wersje kolorystyczne. Komuś marzy się biały telewizor zamiast klasycznego, czarnego? Żaden problem, Kivi ma i takie w ofercie.
Producenci niedrogich telewizorów nierzadko też oszczędzają na platformie smart TV. By nie dzielić się przychodami z Google’em stosują autorskie linuxowe systemy, na które brakuje aplikacji - lub wręcz posługują się wersją AOSP TV (Android TV bez dostępu do usług Google, w tym Sklepu Play). Tymczasem odbiorniki Kivi mają na pokładzie nawet Android TV 11, oczywiście z pełną obsługą Google Home, Chromecasta i Asystenta Google. I wszystkimi aplikacjami.
Warto zwrócić też uwagę na pilota, który w niczym nie ustępuje pilotom w najdroższych telewizorach. Ma ergonomiczną budowę ułatwiającą chwyt, przyciski wysokiej jakości z pewnym i cichym klikiem, bardzo ograniczoną liczbę przycisków sponsorowanych od partnerów VOD i jest wykonany z tworzywa wysokiej jakości. Na dodatek, według danych producenta, jest tak energooszczędny, że przy typowym użytkowaniu nie trzeba w nim wymieniać baterii częściej niż raz na rok. I to mimo tego, że pilot oferuje funkcję wskaźnika, funkcję wyszukiwania czy podświetlane przyciski.
A co z jakością obrazu i dźwięku? Telewizory Kivi to przykład bardzo inteligentnego projektu.
Znacznie trudniej zaprojektować przystępny cenowo i dobry telewizor od bardzo drogiego sprzętu dla entuzjastów. W drugim przypadku wystarczy zastosować drogie podzespoły i nie uważać na portfel konsumenta. By móc zaoferować sprzęt w niskiej cenie konieczny jest odpowiedni dobór kluczowych technologii, by te idealnie ze sobą współgrały, wzajemnie niwelując ewentualne ograniczenia. I trzeba przyznać, że w przypadku tych telewizorów misja ta zakończyła się pełnym powodzeniem.
Mądrą decyzją wydaje się przede wszystkim brak oszczędności na chipsecie, co się tyczy zarówno układu odpowiedzialnego za warstwę aplikacyjną, jak i procesora obrazu. Telewizory Kivi szybko reagują na polecenia z pilota i nie zamulają przy przełączaniu kanałów czy poszczególnych aplikacji. Jeszcze ciekawszy jest procesor obrazu.
Poza oczywistościami, które akurat już w tej cenie nie są niczym szczególnym (obsługa sygnału Ultra HD z HDR), oferuje bardzo skuteczny mechanizm MEMC (tzw. upłynniacz). Jest to szczególnie ważne w transmisjach sportowych, gdzie szybko przesuwające się małe elementy na ekranie (na przykład piłka w meczu futbolowym) mogą być słabo widoczne z uwagi na specyfikę matrycy LCD. Tymczasem mechanizm MEMC radzi sobie w telewizorach Kivi bardzo dobrze, odpowiednio dopasowując dynamikę ruchu i generując znikomą liczbę artefaktów. Nada się również do filmów i seriali, jeżeli ktoś lubi je oglądać w takiej formie (oczywiście puryści mogą niezmiennie odtwarzać materiał w oryginalnej płynności, jeśli mają takie życzenie).
Kivi TV z uwagi na swoją cenę nie są wyposażone w matryce z licznymi strefami wygaszania, co teoretycznie powinno skutkować słabym kontrastem. Producent, być może zainspirowany podobną technologią stosowaną u japońskich producentów, zdecydował się na algorytmiczne zarządzanie podświetleniem. Super Contrast Control (bo tak marketingowo Kivi określa swoje rozwiązanie) dopasowuje również inne parametry obrazu (kolory, jasność) w czasie rzeczywistym, by ewentualne niedoskonałości matrycy były bardzo skutecznie maskowane i dla większości widzów niezauważalne. To potencjalnie rodzi problemy z kolorami, ale i na to Kivi ma rozwiązanie. Również programowe, zaszyte w procesorze obrazu.
Chodzi o dodatkowy algorytm, który Kivi nazywa Max Vivid. W jego ramach dokonywana jest dodatkowa analiza klatki obrazu i drugi etap korekcji sposobu, w jaki pracują poszczególne piksele na matrycy, na nowo wyciągając jasność i nasycenie kolorów potencjalnie utracone na skutek działania Super Contrast Control. Efekt końcowy? Do obrazu referencyjnego porównywać przystępne cenowo telewizory sensu nie ma, tym niemniej Kivi świetnie sobie radzą z nowoczesnymi produkcjami w 4K i w trybie HDR. Również z grami wideo, gdzie telewizory te cechują się niskimi opóźnieniami sterowania.
Dodatkowo, procesor obrazu w telewizorach Kivi oferuje inteligentny upscaling. To oznacza, że gdy taki telewizor otrzymuje skompresowany sygnał lub w niższej rozdzielczości, algorytmy procesora posługując się danymi wzorcowymi uzupełniają część utraconych informacji, przez co materiał wygląda niemal tak, jakby był odtwarzany z płyty Blu-ray.
Niedrogo nie musi oznaczać źle. Telewizory Kivi to jedno z najciekawszych telewizyjnych zjawisk na polskim rynku.
By nie było za słodko, należy podkreślić coś, co wydaje się oczywiste. Ani jeden z telewizorów Kivi dostępnych w ofercie nie ma szans w zestawieniu z modelem za trzykrotnie wyższą cenę. Nie oferują studyjnych, referencyjnych parametrów i prawdopodobnie rozczarują zamożnych entuzjastów, którzy oczekują absolutnej perfekcji w kwestii odwzorowania palet barwnych czy innych definiujących obraz parametrów. To jednak dość wąska grupa odbiorców.
Reszta z zakupu powinna być bardzo zadowolona. To ładne telewizory, z bardzo dobrym pilotem. Są wyposażone w popularny i nowoczesny system operacyjny, za sprawą którego użytkownik może liczyć na dostęp do wszystkich swoich aplikacji i na integrację z innymi urządzeniami za pośrednictwem Chromecasta czy Google Home. Przede wszystkim jednak, za sprawą nowoczesnej elektroniki, wyciskają ze swoich matryc co możliwe - czego efektem jest klarowny, nasycony i przyjemny dla oka obraz. Również w transmisjach sportowych czy w grach wideo.
Nie jestem pewien czy istniejącą od siedmiu lat firmę można jeszcze nazywać debiutantem - ale już na pewno świeżakiem. Mając to na uwadze, znane i będące od dekad na rynku firmy mają się czego uczyć od swojego młodszego konkurenta. W kwestii relacji jakości do ceny trudno o lepszy kompromis.