REKLAMA

Już wiem, o co chodzi przeciwnikom 5G. Naiwnie myślałem, że naprawdę martwią się o zdrowie

Mogłem tego nie rozumieć, mogłem nie akceptować, mogłem się dziwić, ale mimo wszystko sądziłem, że podstawą jest faktyczna troska o własne zdrowie i bliskich. Och, jaki ja byłem głupi! Przecież to takie proste! Kasa, misiu, kasa.

przeciwnicy masztów
REKLAMA

I nie chodzi nawet o to, że właściciel „spornej” działki zarobi, a reszta obejdzie się smakiem. Niektórzy zresztą z dumą podkreślali, że wcześniej otrzymali podobną propozycję wydzierżawienia terenu, ale się nie zgodzili. Dlaczego? Bo zdrowie jest najważniejsze! 5G i całe te promieniowanie to przecież skazanie się na śmierć i cierpienie. 4 października to niestety nie wyjątek, to nasza rzeczywistość, parszywy dzień, który stale się powtarza.

REKLAMA

Jednocześnie niektórzy zrozumieli, że argument zdrowotny sprawia, że przeciwnicy masztów automatycznie sami szufladkują się jako osoby, z którymi nie warto dyskutować. Bo i o czym, skoro ich hipotezy dawno zostały obalone, są naukowe dowody, nie ma podstaw aby zakładać, że 5G faktycznie smaży mózgi.

Na Spider's Web piszemy więcej o 5G:

Protestujący szukają więc innych sposobów na zdobycie poparcia – np. że wysokie anteny zaburzą wygląd okolicy i z sielskiego krajobrazu nic nie będzie. I przyznaję, jest to wątek, nad którym warto się pochylić, bo mieszkańcy powinni mieć prawo głosu w temacie tego, jak rozwija się ich otoczenie. Pomijam fakt, że obudzenie przyszło zadziwiająco późno i większość przymyka oczy na rozjechane trawniki,  szpecące reklamy i tym podobne potworki, a przeszkadzają akurat anteny.

W Lęborku poszli jednak krok dalej w wyszukiwaniu kolejnych grzechów masztów. Zgodnie z powiedzeniem kij zawsze się znajdzie i tak jest też w tym przypadku. Miejscowy portal lebork24.info relacjonuje konflikt mieszkańców z właścicielami działki, na której postawiony ma być maszt oraz z samymi władzami miasta. Jeden z nich powiedział:

Nie tylko pole elektromagnetyczne nam przeszkadza. Wiecie, jaki taki maszt generuje hałas podczas, gdy wieje wiatr? Nie chcemy niczego takiego w naszej okolicy!

Nie mam zamiaru wyśmiewać problemu zanieczyszczenia hałasem, ale już w 2021 roku Marek Zagórski, ówczesny sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, w odpowiedzi na interpelację w sprawie budowy stacji bazowej telefonii komórkowej w miejscowości Nowe Rowiska gm. Skierniewice pisał:

(...) w tym kontekście należy podkreślić, że jako takie, stacje bazowe telefonii komórkowej czy to umieszczone na masztach, wieżach czy dachach, nie emitują wibracji, hałasów (ani innych dźwięków), dymów, oparów czy gazów, ani nie są też źródłem zapachów.

No tak, ale sprytny protestujący zauważył, że chodzi nie o hałasy związane z pracą, ale odgłosami, które będą wydawane podczas wichury. I co z tego, że kiedy porywy wiatru są duże, wiele rzeczy nagle może okazać się głośnymi – problemem są maszty!

Tylko czy kiedykolwiek chodziło o fakty?

Środowiska sprzeciwiające się budowie masztów rzucają różne hasła i czekają, aż zostaną podchwycone. Jednych „przekona” smażenie mózgu, innych obawa przed ściąganiem burzy, kolejnych być może uda się przyciągnąć na swoją stronę równie absurdalnym tłumaczeniem, że przez maszty nie będzie się słyszało telewizora. To nic, że wokół nas jest mnóstwo czynników realnie wpływających na zanieczyszczenie hałasem – lepiej wykorzystać ten argument w walce z masztami.

Ale po co z nimi walczyć? Wygadał się jeden z protestujących:

Już nie chodzi o zdrowie i wygląd, ale proszę sobie wyobrazić, jak ceny nieruchomości spadną w tej okolicy. To jest cios w nasz portfel!

O właśnie! Wyszło szydło z worka.

To nie jest nic nowego. Argument o spadku wartości działki przewijał się regularnie, ale zawsze traktowałem go jako dodatek, a nie główny czynnik. Tak, naiwnie zakładałem, że sprzeciwiającym się chodzi o bezpieczeństwo, odsunięcie od siebie nieznanego, nowego, co przecież jest dość częstym zachowaniem w ludzkiej naturze. Gdzie tam! Prawda leżała pod nosem, a jeden z protestujących musiał mi to po prostu wyłożyć czarno na białym.

Rzecz jasna to niczego nie zmienia, bo również są dowody na to, że ludzie wolą mieszkać, pracować czy nawet wypoczywać w okolicy, która nie jest całkowicie odcięta od świata. Owszem, są tacy, którzy rzucają wszystko i jadą w Bieszczady, żeby przez tydzień nie zerkać na telefon, ale jednak większość potrafi (i woli) łączyć jedno z drugim.

Przyłapanie na tak cynicznym podejściu zmienia zasady gry, bo widzimy, w jaki perfidny sposób ludzie chcą chronić „swoje”. Będą nawet podsycali niebezpieczne teorie o tym, że przez 5G nie rodzą się dzieci! To wszystko po to, żeby nie okazało się, że MOJA ŚWIĘTA WŁASNOŚĆ straciła na wartości. Tylko to się liczy, absurdalna wycena, świadomość, że jest się przynajmniej na zero! Bez jakichkolwiek podstaw, że tak może się zdarzyć i działka warta dziś 300 tys. z jednego powodu za 30 lat będzie warta 249 tys. zł. I chyba naprawdę wolałbym tę naukową niewiedzę o smażeniu mózgów niż ta zapalczywa walka o zachowanie szans na zarobek. To mówi więcej o społeczeństwie.

Ale wiecie co jest jeszcze gorsze? Że te środowiska wygrywają

Tak stało się w Lęborku. Działka, na której stanąć miał maszt, należy do prywatnej firmy. Protestujący spotkali się z zarządzającymi, a ci podkulili ogon.

Nie zależy nam na pieniądzach z tytułu postawienia tego masztu. Skoro państwo wyrażacie niezadowolenie i sprzeciw, to my jak najszybciej zajmiemy się tą sprawą i postaramy się nie dopuścić do zbudowania tej konstrukcji na naszym terenie. (…) Państwo niech zwrócą się do starostwa, albo zrobią jakąś petycję, ponieważ wtedy łatwiej będzie nam rozwiązać  umowę

- mówili przedstawiciele firmy.

Protestujący udali się więc do starostwa powiatu, a tam głos zabrała starosta:

Zapewniamy państwa, że jesteśmy po państwa stronie i od tych dwóch tygodni szukamy jakiejkolwiek podstawy, aby podważyć decyzje o wybudowaniu masztu.  Zdajemy sobie przecież sprawę, że to nie jest ani ładne, ani wygodne. Niestety jednak nie możemy nic w tej sprawie zrobić, ponieważ tejże podstawy prawnej nam brakuje

– odpowiadała Alicja Zajączkowska, starosta powiatu lęborskiego, cytowana przez lebork24.info.
REKLAMA

Oburzeni protestujący poczuli się jak gorący kartofel, którym strony się przerzucają, bo nikt nie chce zrzucić na siebie winy. I pewnie słusznie, bo jak sądzę taki był cel obu stron: „sami widzieliście, że chcieliśmy, ale co zrobić”. Efekt jest taki, że mieszkańcy są wściekli na jednych i drugich, a skorzystają na tym ci, którzy od razu przymilali się do tych środowisk. Raczej nie będziecie zdziwieni, jeżeli dodam, że razem z grupą oburzonych chodziła radna miejska i jednocześnie „przedstawicielka niezadowolonych mieszkańców”.

A że straci na tym znaczna większość mieszkańców, która przez dłuższy czas nie będzie miała dostępu do lepszych usług, a w skrajnych przypadkach będzie musiała zapłacić spore pieniądze, żeby móc normalnie pracować lub po prostu korzystać z sieci? To już nie ich problem. Witajcie w Polsce. Tu wymyślona perspektywa straty samej wartości działki sprawia, że inni tracą tu i teraz, bo ich okolica zostaje odcięta od nowoczesności.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA